[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie przejawiałaani krztyny zaabsorbowania sobą typowego dla samotnego spacerowicza w zimnymokry dzień.Nie pochylała głowy dla ochrony przed żywiołami ani nieutrzymywała stałego tempa, skupiając się jedynie na dotarciu do celu.Nieustanniedostosowywała prędkość, przyspieszając tylko nieznacznie, lecz nie uszło to uwagiStrike a.Co kilka kroków twarz ukryta pod kapturem odsłaniała się na chłodny atakzacinającego deszczu, by szybko znów pogrążyć się w cieniu.Ten ktoś miał Strike ana oku.Co powiedziała Leonora podczas ich pierwszego spotkania? Chyba ktoś mnie śledzi.Wysoka, ciemnowłosa przygarbiona dziewczyna.Strike zaczął eksperymentować, nieznacznie przyspieszając i zwalniając.Odległość między nim i tą kobietą pozostała jednak taka sama.Ukryta twarz,bladoróżowa niewyrazna plama, podnosiła się częściej, żeby sprawdzić jego pozycję.Kobieta nie miała doświadczenia w śledzeniu ludzi.Strike, który był w tymekspertem, szedłby chodnikiem po drugiej stronie ulicy i udawał, że rozmawia przezkomórkę, ukrywając skupienie i wyjątkowe zainteresowanie obiektem.Dla zabawy udał nagłe wahanie, jakby ogarnęły go wątpliwości co do dalszejdrogi.Ciemna postać, zbita z tropu, zastygła w bezruchu jak sparaliżowana.Strikeruszył dalej i kilka sekund pózniej znowu usłyszał odgłos jej kroków, odbijający sięechem od mokrego chodnika.Kobieta nawet nie zdawała sobie sprawy, że jąprzejrzał.Kawałek dalej ukazała się stacja Westbourne Park: długi, niski budynek ze złotejcegły.Tam Strike zamierzał doprowadzić do konfrontacji, spytać kobietę o godzinę,przyjrzeć się jej twarzy.Skręcił w stronę stacji i szybko odskoczył w bok, czekając w niewidocznymmiejscu tuż przy drzwiach.Mniej więcej pół minuty pózniej zauważył wysoką, ciemną postać biegnącąw stronę wejścia w połyskliwych kroplach deszczu, wciąż z rękami w kieszeniach.Bała się, że go zgubi, że już wsiadł do wagonu.Zrobił szybki, zdecydowany krok w stronę drzwi, żeby stanąć z nią twarząw twarz.Sztuczna noga poślizgnęła się na mokrych płytkach. O, kurwa!Schodząc do mało eleganckiego półszpagatu, zupełnie stracił równowagę i upadł.W długich, upływających w zwolnionym tempie sekundach poprzedzających jegozetknięcie z brudną mokrą podłogą i bolesne lądowanie na butelce whiskyw reklamówce zobaczył na tle wejścia zastygłą w bezruchu sylwetkę, która po chwilizniknęła jak spłoszona sarna. Niech to szlag wydyszał, leżąc na przemoczonych płytkach, podczas gdyludzie przy automatach biletowych gapili się bez słowa.Upadając, znowu wykręcił sobie nogę.Obawiał się, że mógł zerwać więzadło.Kolano, które wcześniej było jedynie nadwyrężone, teraz zawyło z bólu.Przeklinającw duchu niedokładnie wycierane podłogi i sztywną konstrukcję sztucznych kostek,Strike spróbował się podnieść.Nikt nie chciał się do niego zbliżyć.Bez wątpieniawzięto go za pijaka whisky od Nicka i Ilsy wysunęła się z reklamówki i zestukotem toczyła po podłodze.W końcu pracownik londyńskiego metra pomógł mu podzwignąć się na nogi,mamrocząc pod nosem, że jest przecież znak ostrzegający przed śliską podłogą: Nie widział go pan, nie jest wystarczająco duży? Podał Strike owi whisky.Upokorzony Cormoran mruknął dziękuję i pokuśtykał w stronę bramek, chcącjedynie uciec od niezliczonych ciekawskich spojrzeń.Usiadł bezpiecznie w wagonie jadącym na południe, rozprostował nadwyrężonąnogę i obmacał kolano przez spodnie.Wydawało się podrażnione i obolałe, tak jakwiosną, kiedy spadł ze schodów.Wściekły na dziewczynę, która go śledziła,próbował znalezć jakiś sens w tym, co zaszło.Kiedy zaczęła za nim iść? Obserwowała dom Quine ów, widziała, jak Strikewchodzi do środka? Czy mogła (nieprzyjemna myśl) omyłkowo wziąć Strike a zaOwena Quine a? Kathryn Kent się to zdarzyło na chwilę, w ciemności.Strike wstał kilka minut przed przesiadką na Hammersmith, żeby przygotowaćsię do potencjalnie niebezpiecznego wyjścia z wagonu.Kiedy dotarł do celu, czyli doBarons Court, mocno utykał i żałował, że nie ma laski.Ostrożnie stawiając stopy napodłodze pokrytej brudnymi, mokrymi wzorami, wyszedł z sali pełnej kasbiletowych wyłożonej płytkami w wiktoriańskim groszkowym kolorze.Wcześniej,niżby chciał, opuścił suche schronienie małej ślicznej stacji z secesyjnymi literamii kamiennymi frontonami, po czym w niesłabnącym deszczu ruszył w stronępobliskiej dudniącej drogi szybkiego ruchu.Poczuł ulgę i radość, kiedy zdał sobie sprawę, że wynurzył się na powierzchniędokładnie na tym odcinku Talgarth Road, gdzie stał poszukiwany przez niego dom.Londyn był pełen tego rodzaju anomalii architektonicznych, ale Strike nigdy niewidział budynków, które tak mocno gryzłyby się z otoczeniem.Stare domy tworzyłyrówny rząd, były ciemnoczerwonymi ceglanymi reliktami czasów większej pewnościsiebie i wyobrazni, a przed nimi bezlitośnie sunęły w obu kierunkach warczącesamochody, gdyż była to główna droga wjazdowa do Londynu od zachodniejstrony.Zdobione pózno wiktoriańskie budynki służyły kiedyś za pracownie artystów,okratowane okna na parterze miały szybki w ołowianych ramkach, a te na wyższychpiętrach były ogromne, łukowate i skierowane na północ, wyglądały jak fragmentynieistniejącego już Kryształowego Pałacu.Strike był mokry, zmarznięty i obolały, aleprzystanął na kilka sekund, żeby spojrzeć na dom z numerem sto siedemdziesiątdziewięć, podziwiając jego wyjątkową architekturę i zastanawiając się, ile zarobilibyQuine owie, gdyby Fancourt kiedykolwiek zmienił zdanie i zgodził się na sprzedaż.Strike wspiął się po białych schodach od frontu [ Pobierz całość w formacie PDF ]