[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O mały włos nie zostałeś powieszony.Pętla już, już miała się zacisnąć na twejszyi, kiedy zdołałeś ocalić głowę.I o to nie mam do ciebie żalu, lecz uważam, że książęHolkar, skoro lubi szubieniczników, dobrze uczynił przyjmując cię do służby. Hejże! przerwał mu Holkar okrzykiem. Na ulicach mej stolicy jakiś nieład aż stądjest widoczny.Co znaczą te krzyki i strzały, to bicie w bębny? Najjaśniejszy Panie odezwał się Ali przychodzę tu nie wezwany dlatego właśnie, żechcę uprzedzić Waszą Dostojność.Oto kiedy kapitan Korkoran wysiadł na ląd, mniemano, iżto wysłannik Anglików.I wówczas Rao, były minister Waszej Dostojności, rozpuściłpogłoski, jakoby Wasza Dostojność padł, zabity strzałem pistoletowym, i jakoby armiaangielska była o dwie mile od miasta.Zdołał podburzyć część wojska i rozpowiada o swoichprawach do korony. Och! Zaprzedaniec! zawołał książę. Rozkażę wbić go na pal. Lecz tymczasem Rao głosi, że ma poparcie Anglików, i przystąpił już do oblężeniazamku. Ho, ho! odezwał się Korkoran sytuacja staje się ciekawa.Aż do tej chwili piękna Sita nie odezwała się słowem, lecz teraz, znajdując ojca wniebezpieczeństwie, podbiegła do kapitana i ująwszy jego dłonie, rzekła z oczyma pełnymiłez: Ratuj go, panie!22 Do kroćset! Jakże mógłbym oprzeć się prośbom i łzom dwojga tak pięknych oczu!Wasza Wysokość, czy możesz dać mi szpicrutę i rewolwer? Tak uzbrojony wezmęodpowiedzialność za wszystko, a w szczególności za tego przeniewiercę Rao.Zaraz też Ali przyniósł rewolwer i szpicrutę, po czym książę, kapitan i niewolnik zeszli wdół po schodach, gdy tymczasem Sita, upadłszy na twarz, błagała Brahmę, ażeby zechciałwziąć w opiekę jej obrońców.Szczupła gromadka żołnierzy broniła wejścia do zamku i zdawało się, że lada chwilaustąpi pod naporem ciżby.Wydając buntownicze okrzyki, trzy regimenty sipajów oblegaływrota pod wodzą Rao, który dosiadłszy konia podburzał do szturmu.Zewsząd z sykiempadały kule; buntownicy toczyli działa zamierzając wyważyć drzwi.Korkoran pojął, że niema chwili do stracenia. Otwórzcie wrota! zawołał. Odpowiadam za wszystko!Buńczuczna mina Korkorana przywróciła ufność księciu Holkarowi.Rozkazał otworzyćwrota, co tak dalece zdumiało sipajów, że w obawie zasadzki mimowolnie zaczęli się cofać.Zaraz też strzelanina ustała i wielka cisza owładnęła placem.Korkoran zapytał donośnie: Gdzie jest pan Rao? Oto ja rzekł Rao i w asyście swego sztabu podjechał konno. Czy książę Holkarpoddaje się dobrowolnie? Do kroćset! zawołał Korkoran. Ten ma czelność!I w tej samej chwili gwizdnął z cicha.Na ten zew ukazała się Luiza. Moja droga powiedział Korkoran. Zdejmij no tego pana z konia i przynieś mi gotutaj, lecz nie wyrządz mu żadnej krzywdy.Ujmiesz go ostrożnie między górną a dolnąszczękę, tak by nie połamać kości i nie podrzeć skóry.Pojęłaś mnie, kochanie?Przy tych słowach wskazywał nieszczęsnego Rao, który też pragnął natychmiast zawrócić,tylko że koń jego zaczął wierzgać i stawać dęba.Konie sztabowe były tak samo niespokojne ioficerowie zawrócili co prędzej, bojąc się, że Luiza pomyli ich z Rao.W nieładzie puścili sięcwałem pomiędzy szeregami piechoty.Rao z wielką chęcią poszedłby w ich ślady, lecz los mu zabronił.Luiza bowiem wskoczyłana grzbiet jego konia, chwyciła: nieszczęśnika za pas i skacząc na ziemię wysadziła z siodła.Po czym na wzór kota, co złapaną mysz trzyma w pysku, lecz nie chce od razu jej zadusić złożyła na wpół zemdlonego Rao u stóp kapitana. Doskonale, moja droga powiedział Korkoran serdecznie. Dam ci cukru na kolację.Ali, rozbrój tego nikczemnika i wez go do niewoli, ja zaś tymczasem przemówię do tychnierozumnych ludzi.Po czym ze szpicrutą w ręku zbliżył się na odległość pięciu kroków do pierwszego szeregusipajów, mimo iż trzymali strzelby nabite i gotowe do strzału, i zapytał: Czy który z was miałby ochotę zostać powieszony, wbity na pal, ścięty, żywcem odartyze skóry lub też wydany tygrysicy? Nikt nie odpowiada.W istocie, panowała powszechna trwoga.Już sam widok kapitana, który zdawał się spadaćz nieba, wprawił w zdumienie zabobonnych Hindusów, jeszcze bardziej zaś przeraziły ichzęby i pazury Luizy.A w końcu w imię czego i przeciw komu mieliby się buntować, skoroRao był w rękach Holkara? Tak więc wszyscy skwapliwie zakrzyknęli: Wiwat książę Holkar! Znakomicie rzekł Korkoran widzę, że dochowacie wiary swemu prawowitemuwładcy.A teraz wracajcie w spokoju do koszar; gdybym wszak usłyszał, że któryś z waspróbuje szemrać, dam go Luizie na śniadanie.Dobranoc, moi drodzy.My zaś, WaszaWysokość, chodzmy na wieczerzę.23V.KORKORAN GOZCIEM HOLKARAI NADOBNEJ SITYPod gwiazdzistą kopułą nieba na wewnętrznym dziedzińcu nakryto do stołu w bliskościfontanny rzezwiącej powietrze.Przy stole, na modłę europejską, zasiedli: książę Holkar, jegocórka o oczach podobnych do kwiatu lotosu oraz kapitan Korkoran.Dwudziestu służącychpodawało im potrawy i zbierało naczynia.Biesiadnicy jedli w milczeniu i z powagą, jakprzystało władcom Azji.Tuż obok, pomiędzy swoim panem a księżniczką, leżała Luiza i przyjmując z ich rąkstrawę, spoglądała przyjaznie to na Sitę, to na Korkorana [ Pobierz całość w formacie PDF ]