[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Conway chwycił się jednej z lin wyciągui wraz z chwytakiem uniósł w powietrze. Już nic ci nie grozi powiedział do zbiega. Uspokój się.Chcę ci po-móc.136W odpowiedzi nastąpił tak silny wstrząs, że Conway omal nie odpadł od liny.Nagle SRTT przemienił się w kłębek giętkich, oślizłych zwojów, które przesunęłysię między szczękami chwytaka i z kłaśnięciem opadły na podłogę.Mali pacjencizatrąbili ochoczo i ruszyli do kolejnego ataku.Conway pomyślał z przerażeniem, współczuciem i zniecierpliwieniem jedno-cześnie, że SRTT, który doznał pierwszego szoku zaraz po przybyciu, od tamtejchwili cały czas ucieka, a obecnie jest zbyt przestraszony, by można mu byłopomóc.I że tym razem nie wyjdzie z tego cało.Chwytak był bezużyteczny, aleistniała jeszcze jedna możliwość.Jeśli ułatwi ucieczkę przybyszowi, ten przynaj-mniej wyżyje, choć O Mara pewnie obedrze potem Conwaya ze skóry.W ścianie naprzeciwko śluzy wejściowej znajdowały się drzwi, przez któremałych pacjentów przywożono na salę.Były to zwykłe drzwi, ponieważ w ko-rytarzu za nimi, który prowadził do bloku operacyjnego dla klasy FROB, utrzy-mywano podobne ciążenie i ciśnienie powietrza jak na sali.Conway popłynął kuwłącznikowi mechanizmu otwierającego i rozsunął drzwi szeroko, a potem pa-trzył, jak SRTT, który nie postradał ze strachu zmysłów do tego stopnia, by niedostrzec drogi ucieczki, przemyka się na zewnątrz.Drzwi zamknęły się w samąporę, póki jeszcze małym pacjentom nie udało się za nim pogonić.Conway ru-szył w stronę kopuły sterowniczej, by o całym tym strasznym wydarzeniu donieśćO Marze.Sytuacja bowiem była znacznie gorsza, niż się wszystkim wydawało.GdyConway tkwił jeszcze po drugiej stronie sali, ujrzał coś, co poważnie utrudnia-ło schwytanie i uspokojenie uciekiniera, a także wyjaśniało, dlaczego SRTT niezareagował na jego słowa, gdy siedział w chwytaku.Na podłodze leżały potrza-skane, stratowane szczątki autotranslatora przybysza.Gdy Conway miał już włączyć interkom, Prilicla zapytał go: Przepraszam, doktorze, czy moja zdolność wyczuwania pańskich emocjidrażni pana? Czy gdybym powiedział, co stwierdziłem, byłoby to dla pana nie-wygodne? Hę? Co takiego? zdziwił się Conway.Pomyślał, że pewnie w tej chwiliaż bucha od niego zniecierpliwienie wynikające z tego, że asystent wybrał sobiewspaniały moment, by zadawać takie pytania! Zrazu chciał coś odburknąć, alepo namyśle uznał, że kilka chwil zwłoki w sprawozdaniu dla O Mary nie będziemiało znaczenia, a być może dla Prilicli jest to ważna sprawa.Ci nieziemcy sączasem zabawni. Odpowiedz na oba pytania brzmi nie odparł krótko.Choć w tym drugim przypadku, gdyby w pewnych okolicznościach przekazał panswe obserwacje osobie trzeciej, mógłbym być zakłopotany.Dlaczego pan pyta? Ponieważ zdawałem sobie sprawę z pańskiego zaniepokojenia o los owe-go SRTT w konfrontacji z pańskimi pacjentami odparł Prilicla a boję sięjeszcze bardziej zwiększyć to zaniepokojenie, mówiąc panu o rodzaju i natężeniuemocji, jakie przed chwilą wykryłem w myślach tej istoty.137 Wal pan westchnął Conway. Gorzej jak teraz być nie może.Ale mogło i było.* * *Gdy Prilicla skończył, Conway oderwał dłoń od włącznika interkomu, jakgdyby guzikowi wyrosły nagle zęby i ugryzł go. Tego mu nie mogę powiedzieć przez interkom! wybuchnął. Na pewnodotarłoby to do pacjentów, a gdy oni się dowiedzą, lub choćby ktoś z personelu,wybuchnie panika. Przez chwilę cały się trząsł. Chodzmy! zawołał.Trzeba znalezć O Marę!Jednak naczelnego psychologa nie było w jego gabinecie ani w przyległympomieszczeniu hipnotaśmoteki.Ale jeden z asystentów widział go, jak biegł naczterdziesty siódmy poziom do sali obserwacyjnej numer trzy.Było to ogromne pomieszczenie o wysokim stropie, w którym utrzymywanosiłę ciążenia i temperaturę odpowiednią dla ciepłokrwistych istot tlenodysznych.Tutaj lekarze z klas DBDG, DBLF i FGLI przeprowadzali badania wstępne nadco bardziej zagadkowymi lub egzotycznymi przypadkami, pacjenci zaś, jeśli ta-kie warunki środowiskowe były dla nich nieodpowiednie, pozostawali pod wiel-kimi prostopadłościennymi kloszami rozmieszczonymi w określonych odstępachna podłodze.Salę tę lekceważąco nazywano menażerią.Wewnątrz Conway ujrzałtłum medyków wszelkich kształtów i ras, zgromadzony wokół stojącego pośrodkuklosza.Był to zapewne ów stary i dogorywający SRTT, o którym tyle mówiono,ale teraz Conway nie miał na nic innego czasu, dopóki nie pomówi z O Marą.Naczelnego psychologa zobaczył przy pulpicie łączności usytuowanym przyścianie.Pospieszył w jego kierunku.Gdy zdawał relację, O Mara słuchał go spokojnie, kilkakrotnie otwierającusta, jakby chciał mu przerwać.Za każdym razem wszakże zaciskał je jeszczemocniej, z coraz większą zaciętością.Kiedy jednak Conway dotarł do tego frag-mentu opowieści, w którym ujrzał potrzaskany autotranslator, major gestem na-kazał mu milczenie i tym samym gwałtownym ruchem dłoni nacisnął włącznikinterkomu. Dajcie mi pułkownika Skemptona z technicznej warknął. Pułkowni-ku zaczął, gdy tamten się zgłosił nasz zbieg znajduje się w okolicy oddzia-łu pediatrycznego, w sekcji FROB-ów.Niestety, jest pewna komplikacja: zgubiłautotranslator. Przez chwilę słuchał Skemptona. Ja też nie wiem od-parł jakim cudem ma pan go uspokoić, skoro nie można się z nim porozumieć,ale tymczasem niech pan zrobi, co się da.Nad sprawą porozumienia właśnie pra-cujemy. Trzasnął włącznikiem w górę, a potem znowu w dół. Colinsonaz łączności rzucił. Witam, majorze.Potrzebuję połączenia z grupą badaw-138czą Korpusu na planecie, z której pochodzi nasz uciekinier.Tak, tej, o której zbie-rał pan dane kilka godzin temu.Może to pan załatwić? Niech przygotują nagraniew jego języku za chwilę panu powiem, co ma zawierać a potem je tu przeka-żą.Treść nagrania, które ma zrobić dorosły osobnik klasy SRTT, musi być mniejwięcej taka.Przerwał, gdy z głośnika buchnęły słowa majora Colinsona.Szef łącznościprzypominał właśnie pewnemu przyklejonemu do biurka konowałowi, że planetaSRTT znajduje się po drugiej stronie galaktyki, że subradio jest tak samo wrażliwena zakłócenia jak normalne, a jego fale, wzbogacone o szum wszystkich znajdu-jących się po drodze słońc, staną się w istocie nieczytelne. Niech więc powtarzają nagranie rzekł O Mara. Na pewno odróżniciejakieś słowa i zdania, z których uda się sklecić treść komunikatu.Jest nam tobardzo potrzebne, a dlaczego, zaraz panu powiem.Klasa SRTT skupiała osobniki długowieczne, wyjaśniał pospiesznie naczel-ny psycholog, które rozmnażały się obojnaczo z wielkim bólem i wysiłkiem,w znacznych odstępach czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]