[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pewnejchwili wyciągnął miecz.Zapewne nie było to najrozsądniejsze pociągnięcie, gdy biegł wstronę magusa, czy może nawet Ascendentu, ale musiałby się zatrzymać, by schować broń, anie potrafił się zdobyć na to, by ją wyrzucić.Gdzieś w pobliżu czaił się Czepiec z dwójkąswych welonów.- Prastary! - zawołał.- Uważaj!Istota rozprostowała ręce.Krzywy grymas na jej twarzy przerodził się w szeroki uśmiech.Za jej plecami znikąd pojawił się Czepiec.Kyle potknął się o coś i runął na śliski kamień,ślizgając się naprzód.Czepiec zamachnął się obiema rękami i uderzył.Chłopak wrzasnął z gniewu i frustracji.Zwiat rozpadł się na odłamki białego światła.Rozległ się wybuch.Kyle nie przestawał spadać.Huk odbijał się kolejnymi echami,przechodząc w przerażający śmiech, wstrząsający wszystkim.Zmiech nie milkł, a chłopakleciał na łeb na szyję, przerażony, że to się nigdy nie skończy albo że za chwilę roztrzaska sięo skały.Przez ten ryk przebił się głos kobiety, mówiącej w ojczystym języku Gwardii:- Co to było, na uśmiech Cienia?- Nie jestem pewien - odpowiedział mężczyzna.- Trafiłeś?- O dziwo, tak.Był materialny.Ale pod koniec wrażenie zrobiło się jakieś dziwne.Takczy inaczej, jestem pewien, że pozbyliśmy się go na dobre.-A co z tym tutaj? - zapytała kobieta.Tym razem jej głos był bliżej.- %7łyje.Wygląda na to, że miecz pochłonął większą część podmuchu.Chłodna, wilgotna dłoń ujęła Kyle'a za podbródek i poruszyła jego głową w przód i wtył.- Słyszysz mnie? - zapytała kobieta.Nie był w stanie jej odpowiedzieć.Miał wrażenie, że całkowicie utracił kontakt z ciałem.Ciemność skupiła się powoli wokół niego.Miękka, puszysta ciemność, tłumiąca wszelkąświadomość.Kobieta znowu coś powiedziała, ale jej głos był jedynie szeptem.Potem zapadłacisza.Obudził go ból.Straszliwy ogień trawiący prawą dłoń.Uniósł ją ospale do oczu izobaczył, że jest owinięta szmatami.Zmarszczył brwi, próbując coś sobie przypomnieć.- Wróciłeś do nas, hej? - usłyszał znajomy, ochrypły głos.Kyle podzwignął z wysiłkiem głowę.Syknął, czując ból pulsujący pod czaszką.Przechyłsiedział obok niego.Znajdowali się w jednym z pokojów wykutych w czarnym bazalcie.Podścianą za sabotażystą spoczywał jakiś Gwardzista.Twarz miał owiniętą szmatami, było widaćtylko jedno, brązowe oko, przyglądające się mu niczym odległe światło przewodnie, zapalonenocą na równinach.Kyle odwrócił wzrok.Przełknął ślinę, by złagodzić suchość w gardle.- Co.co się stało?Przechył wzruszył ramionami.Wyciągnął z woreczka noszonego u pasa glinianą fajkę.- Czepiec pchnął nożem magusa, Ascendent, czy kim on tam, na Kult Tragedii, właściwiebył.Rozbłysły błyskawice, jakby nadszedł koniec świata, jaki zapowiadają niektóre religie.Kiedy się uspokoiły, na miejscu została tylko trójka welonów.Skurwysyn zniknął bez śladu.Zamienił się w popiół.Masz cholerne szczęście, że żyjesz.Ale twoja łapa wygląda jakpieczona kuropatwa.Kyle przyjrzał się zabandażowanej ręce.Zniknął? Zginął? - Jak tomożliwe? Przechył wepchnął kciukiem rdzawy liść do fajki.- Och, nie znasz Czepca tak dobrze jak ja.Jeśli coś żyje, on potrafi to zabić.- Przechyłpochylił się bliżej.- Powiedziałem im, że chciałeś sam go załatwić.No wiesz, okryć sięchwałą i zdobyć dla siebie imię.Na przykład, Cholerny Dureń z Przypaloną Aapą.Coś w tymstylu.Kapujesz?Kyle parsknął śmiechem, lecz zaraz złapał się z jękiem za bolącą głowę.- Ehe, kapuję.I co teraz? Przechył wsunął ustnik między zęby.-Teraz musimy zaczekać.Wiatr już się uspokaja.Wkrótce będziemy mogli bezpiecznieopuścić kosz.Kontrakt jest wykonany.- I udało wam się?Przechył zmarszczył krzaczaste brwi.- Co miało nam się udać?- Ukraść chwałę.Stary sabotażystą wyjął z westchnieniem fajkę z ust i schował ją z powrotem doworeczka.- Posłuchaj, chłopcze, niech ci się nie.- Wiedzieliście, że ktoś, czy może coś, tu będzie, tak? Od samego początku.- Wsparł sięna łokciu i spróbował się podnieść na kolano.Przechył ujął go pod ramię i postawił na nogi^Chłopak wsparł się o ścianę i jej chłód przywrócił mu siły.Dotknął lewą dłonią czoła, chcącpowstrzymać zawroty głowy.- Dlatego właśnie tu przyszliście, prawda? Dlatego przyjęliścieten kontrakt, mimo że to nie jest typowe zadanie dla Gwardii?Przechył przystanął obokKylea, gotów go podtrzymać, gdyby chłopak zemdlał._ Nie musisz się tak ekscytować.Pewnie, że podejrzewaliśmy, że będzie tu coś godnegonaszej uwagi.W przeciwnym razie po prostu pomaszerowalibyśmy przed siebie.Przykro mi,ze ślubował Wiatrowi, tak samo jak ty.Kyle parsknął śmiechem.Zlubował!-To pech, nic więcej.%7łołnierze muszą się przyzwyczaić do takich rzeczy.Połowa ludzi,których zabiłem, przysięgała Toggowi, tak samo jak ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]