[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hotel przygotowywał się właśniedo powitania Nowego Roku.W holu wyczuwało się atmosferę sylwestra, na sali balowejprzygotowywano parkiet.Właściwie miejsce było bardzo korzystne - blisko do rynku iOssolineum.- To już za dwa dni - odezwała się kobieta.- Ciekawe, czy będzie nam dane otworzyć szampana? A właściwie, czy Lupin pozwolinam na to?Po wczesnej kolacji udaliśmy się na przechadzkę po Starówce.Od czterech godzinbyło już ciemno, ale właśnie o tej porze Wrocław stał się piękniejszy, a to dzięki oświetleniusklepów, placówek gastronomicznych i niektórych zabytków.Mróz nie przeszkodziłmieszkańcom Wrocławia w zapełnieniu ulic.Sylwestrowa gorączka narastała.Zataczając koło od zachodu na północ, minęliśmy Ossolineum i doszliśmy dorozświetlonej od wewnątrz Hali Targowej na ulicy Piaskowej, przechodzącej w mostPiaskowy.Szliśmy rozmawiając o ewentualnej przyszłej kradzieży w którejś z bibliotek, gdynagle stanąłem jak wryty.Na parkingu od strony Odry zauważyłem wysiadającego zsamochodu Vipera.Miał na sobie, jak zwykle, czapkę baseballową i krótki kożuszek.Trzasnął drzwiczkami rovera i skierował się do Hali Targowej.- Co się stało? - zaciekawiła się moją reakcją panna Kruger.- Batura jest we Wrocławiu - wyszeptałem, wskazując Vipera.- To jego człowiek.Isamochód.- Ten rover? - zamyśliła się.- No tak, ten Batura już raz porwał Herr Tomasza.Ale coon robi we Wrocławiu?- Być może poluje na Lupina? Tak jak my.Albo planuje kradzież.Coś mipodpowiada, że szykuje się gorący sylwester we Wrocławiu w gronie starych znajomych.Panna Kruger nic nie powiedziała.Patrzyła na Halę Targową i myślała nad czymśbardzo intensywnie.- Wiem - odezwała się po chwili.- Niech pan zostanie tutaj na czatach.Ja w tymczasie wezmę samochód, abyśmy mogli go śledzić po wyjściu z hali.Zobaczymy, dokąd sięuda? Być może odszukamy kryjówkę Batury.- Dobra myśl, panno Kruger, ale do hotelu Metropol jest za daleko.Zanim paniprzyjedzie swoim oplem, Viper zdąży odjechać, a ja zamarznę na kość.- Tak, tak - zafrasowała się.- Ma pan rację.To wezmę taksówkę!- Dobrze.Oddaliłem się pośpiesznie i wbiegłem do Hali Targowej.W tłumie próbowałemwypatrzyć Vipera.Jednak na parterze i na balkonach nie mogłem go dostrzec.Po schodkachdostałem się na balkon i z góry wypatrywałem drania pośród setek klientów.W zasadziemogłem zaczekać na niego w pobliżu parkingu, ale byłem ciekawy, czy Viper nie umówił sięz kimś w tym miejscu.Po chwili, o mały włos, nie wpadłem na niego.Przechodziłem obok stoiskajubilerskiego, a on odchodził od okienka bankowego znajdującego się kilka metrów dalej.Natychmiast wskoczyłem do małego pomieszczenia z biżuterią i pochyliłem się nad drogimicackami ze złota.Dystyngowana kobieta po czterdziestce zwróciła się do mnie:- Jeżeli chce pan jakiś pierścionek dla dziewczyny, to polecam te w gablocie obok.Sąna każdą kieszeń.Najtańszy już od pięciuset złotych.Uśmiechnąłem się niewyraznie i w odbiciu lustrzanej wystawy za plecami kobietyzauważyłem przechodzącego Vipera.- Dziękuję - wymamrotałem.- Chyba lepiej kupię kwiatek.I wyszedłem.Szedłem za Viperem w odległości dziesięciu metrów, chowając się za plecamiklientów.Wreszcie Viper wyszedł na zewnątrz i spokojnym krokiem poszedł w kierunkurovera.Nerwowo rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu taksówki.Nigdzie ani śladu!Viper wsiadł do auta, więc musiałem schować się za jakimś samochodem, aby mnienie zauważył we wstecznym lusterku.Zapalił silnik i ruszył w kierunku mostu.Kiedy włączyłsię do ruchu, wybiegłem z parkingu na ulicę wypatrując taksówki z panną Kruger.Nadjechała po chwili.- Szybko! - pogoniła mnie, otwierając drzwiczki wysłużonego forda.Wskoczyłem błyskawicznie.- Za tym roverem! - nakazała kierowcy.Taksówkarz o nic nie pytał, co mogło być podyktowane niemieckim akcentem kobietyzwiastującym niezły zarobek.Rover zatrzymał się przed hotelem Aviator.Viper wyszedł z niego zaraz i wszedłpośpiesznie do budynku.- Co robimy? - zapytał taksówkarz.- Czekamy - odpowiedziała Niemka.- Płacą mi za jazdę, nie za stanie.Panna Kruger wręczyła mu banknot, na widok którego mężczyzna odzyskał wiarę wludzi.- Pójdę za Viperem - zaproponowałem.- Zapytam o Baturę.- A jak natknie się pan w drzwiach na jednego z nich?- Czekanie nic nie da.Kto wie, a może szykują się już do snu? Całej nocy tutajprzecież nie przesiedzimy.I kiedy tak rozważaliśmy co robić, niespodziewanie pojawił się w drzwiachwejściowych Viper.Pod pachą ściskał jakiś pakunek i szybko ruszył w stronę najbliższejuliczki.Wyraznie się gdzieś śpieszył.- Dokąd on idzie? - zdziwiła się kobieta.- Tym razem idę za nim - oświadczyłem stanowczo.- Dobrze.Ja tu zostanę, aby obserwować hotel.Plecy Vipera zniknęły za zaułkiem, więc czym prędzej wyskoczyłem z taksówki.Podbiegłem do rogu ulicy i ostrożnie wyjrzałem zza muru.Viper nieco zwolnił, ale naszczęście nie oglądał się za siebie.Kilka latarni oświetlało uliczkę, więc miałem dobrąwidoczność.Ruszyłem za nim.Viper minął kilka przecznic i skręcił w lewo w kierunku placu Zwiętego Macieja.Nadal nie oglądał się za siebie.Bez obaw ruszył przez ciemny, ośnieżony plac i nagle, kumojemu przerażeniu, instynktownie obejrzał się.W pierwszym odruchu stanąłem zaskoczonymanewrem przeciwnika i powoli obróciłem się na pięcie, jakbym zastanawiał się, gdziejestem.Nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy.Naciągnąłem kołnierz kurtki i dopierowtedy odważyłem się odwrócić.Viper jednak nie rozpoznał mnie.Poszedł dalej.Było ciemno i mógł mnie niezauważyć, a może po prostu zignorował.Kierował się na wschód jednostajnym, miarowymkrokiem, nie przeczuwając, że jestem tuż za nim.Przeciął ulicę Henryka Pobożnego, ażwreszcie w oddali pojawił się zarys cmentarza. Co on, do licha, zamierza zrobić? - zastanawiałem się. Chce pochować zdechłegopsa?Po chwili Viper otworzył furtkę i wszedł na teren cmentarza.Ostrożnie ruszyłem jegośladem.Było tutaj ciemno, więc musiałem zachować nadzwyczajną ostrożność.I kiedy mojanoga dotknęła cmentarnej ziemi, poczułem na swoich plecach zimny oddech.Nie zdążyłemsię obrócić, gdy zadano mi cios w potylicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]