[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No dobrze, ale co właściwie możemy zrobić? - powtórzył Shelley, kiedy ruszyliw dalszą drogę.Massinger poślizgnął się na oblodzonym chodniku i Shelley musiał go podtrzymać.Ogarnęły go złe przeczucia.- Nie wiem, czy pan zdaje sobie sprawę, że właściwie nie mamy czasu - stwier-dził Paul.- Jak na razie, obaj ciągniemy za sobą obserwatorów; jeżeli to MI5, to naszczas się kończy.Jeżeli zaś Paweł wypuścił na nas swoje psy, to czasu mamy jeszczemniej.Paweł nie będzie się wahał przed.- Wiem - warknął Shelley.- Naprawdę nie musimy tego wypisywać na ścianach.Więc co? Czy mamy jakieś szanse?Dotarli do wejścia na stację metra.Massinger przystanął, spojrzał w stronę West-minster Bridge Road.Po drugiej stronie przejścia widniał wymalowany wapnem sloganrasistów.Obok, na plakacie, kowboj palił swoje ulubione papierosy, a trzymana przez81niego w ręku paczka przesłaniała ogrom kalifornijskiej Monument Valley.Massingerujrzał w wyobrazni Johna Wayne'a leżącego na dachu stajni na Dzikim Zachodzie,usłyszał hałasujące dzieciaki, podniecone hollywoodzkim obrazem.Swoją młodość.- Zdaję sobie sprawę, że Paweł jest zbyt dobrze strzeżony i ma się na baczności -rzekł tak cicho, że Shelley musiał pochylić ku niemu głowę.- Gdyby cokolwiek mu sięprzytrafiło, byłby smród, że nie daj Boże.Ale my nie mamy czasu! Jest nas teraztrzech, z czego jeden uwięziony w Wiedniu, bez nadziei na ucieczkę.Nasz agent.Nasz agent terenowy nie może się do nas dostać.A więc ja muszę pojechać do niego.Co potem?- Ze względu na to, czego już dokonaliśmy, ktoś zapewne będzie chciał nas po-wstrzymać.Jeśli zrobimy szybki, stanowczy ruch, mamy prawdopodobnie szansę zwy-ciężyć.Jeśli będziemy działali powoli - przegramy.Wszyscy.- Jak dotąd, rozumiem.Tylko właściwie co.- Trzymaj się pan ze mną, Peter.Potrzebny nam jest Hyde, a to oznacza, że mymusimy dostać się do niego.Do Wiednia.Niech pan słucha.Potrzebuję wszystkichdanych na temat rezydenta KGB w Wiedniu, które znajdują się w archiwum.Na tematrezydenta i starszych oficerów operacyjnych.- Po co?- Czy może pan to załatwić? - Oczy Massingera płonęły niecierpliwością.- Ale jeszcze raz pytam: po co?- Może w ten sposób zmusimy go do mówienia, może uzyskamy jakiś dowód.- Rezydent.W Wiedniu.Szaleństwo.- Gniew Shelleya wywołany był strachem.-To absolutne szaleństwo!- To szybka akcja, a błyskawiczne działanie jest naszą jedyną szansą.- To nie żadna akcja, to obłęd.- Nikt takiej operacji nie przewiduje.Będzie całkowitym zaskoczeniem, nie trać-my więc czasu.Niech pan wyszuka wszystkie informacje o aktualnym rezydencie.Musi miewać chwile, gdy jest całkowicie sam, bez ochrony.Musi być jakaś okazja dorozmowy z nim.- Massingerowi oczy się śmiały.Shelley załamał się.Kompletny de-sperat, nieświadom niczego szaleniec wpadł na pomysł jak ze złego snu; może się zarazobudzi i zrozumie, że bredzi?- To niemożliwe - rzekł Shelley stanowczo.- O rany, człowieku, spróbuj chociaż!- No, a ten pana starszy oficer KGB.Czy pan sobie wyobraża, że będzie siedziałw fotelu i odpowiadał uprzejmie na wszystkie pytania?82- Raczej nie.Właśnie dlatego potrzebny nam będzie pentathol i człowiek z igłą.- Co takiego???- Peter, pan kontroluje Wydział Europy Wschodniej.Na pewno ma pan kogoś nakontynencie, komu pan ufa i kto nadawałby się do takiej roboty.Musi pan mieć kogośod zastrzyków.Shelley osłupiał.Doznał uczucia, jakby życie z niego uciekło.Porażenie głównychorganów.Massinger najwyrazniej szykował się do zepchnięcia go w otchłań.- Nie mogę zrobić tego, o co pan prosi - wykrztusił.- Za duże ryzyko.Wszystkoto jest szyte zbyt grubymi nićmi.- Boże, człowieku, czy zdajesz sobie sprawę, że jeżeli sprawy zajdą za daleko,możesz pożegnać się ze swoim bezcennym stanowiskiem? - natarł Massinger.Zębymiał zaciśnięte ze złości.Był władczy i wściekły.- Doszło do zmowy pomiędzy ko-mórkami pańskiej służby a KGB.Zwiadczy o tym wszystko, co wiemy, oraz przypadekHyde'a.Pana zadaniem jest ustalenie, kto i dlaczego to robi.Musi pan na wszelką cenępowstrzymać ich działanie.Trzeba ujawnić prawdę, Peter.Musimy ustalić, co kryje sięza tą straszną współpracą i jak daleko ona sięga.Kto za tym stoi, na miłość boską! Tojest właśnie istota pańskiego zadania.Shelley słuchał odwrócony bokiem do Paula, uderzając rękami o biodra.- Jakże chciałbym o tym wszystkim nie wiedzieć! - wyznał cicho.- To niemożliwe.Na tym właśnie polega nasz zawód.Jego istota.- Wiem, to zawsze stoi gdzieś za tobą.Służba.Bóg.Królowa.Ojczyzna.Wiem,że nie ma wyjścia, wiem doskonale - ironizował Shelley.- Niech pan już lepiej idzie z tą teczką - delikatnie zwrócił mu uwagę Massinger,spojrzawszy na zegarek.- Czy informacje, o które prosiłem, mógłby pan uzyskać jesz-cze dzisiaj?- Jeszcze dzisiaj?- Hyde jest w bezustannym niebezpieczeństwie.Niestety, to pańscy ludzie z wie-deńskiej placówki rzucili go wilkom na pożarcie.On ucieka i cały czas się boi.Majeszcze mniej czasu niż my.Shelley kiwał głową w takt słów Massingera.Wreszcie oderwał wzrok od własnychstóp na chodniku.- Postaram się.Zadzwonić wieczorem? - Obietnica przerodziła się w pytanie.Wpatrywał się uważnie w Massingera.Amerykanin wbił wzrok w aktówkę pod pachąShelleya.- Tak, bardzo proszę.Muszę.musimy ciągnąć to dalej, cokolwiek się stanie.83- Tak, oczywiście.Pojadę już - rzekł Shelley.Odwrócił się gwałtownie i zniknął w wejściu do metra.Paul pozostał sam.Wciążpatrzył na kowboja z plakatu, wypuszczającego dym ze swoich ulubionych papiero-sów.- Więc nie jest pan pewien, że to był Massinger?- Nie, sir, nie jestem pewien.- Ale co do Shelleya - tak?- Tak jest, sir [ Pobierz całość w formacie PDF ]