[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przecież było coś, co kiedyś, przed wiekami, zbliżyło te istoty i połączyło we wspólnej walce.Miłość do Saywanee.Księżna kochała swój zbryzgany krwią kraj — tak samo jak myśliwy kocha swoje bory.Wyrzynała setki i tysiące ludzi.Skazała się na śmierć i dwóchsetletnie cierpienie, stając w obronie poddanych, gdy próbował ich skrzywdzić ktoś inny.Lecz o tym historia milczała.Nikt nie wiedział, że wezwani przez Moranę Mordercy porwali ze sobą do grobu COŚ OBCEGO, przy czym czarna magia Gethora była niczym.COŚ, co nie umiało bądź nie chciało zdobywać zaklęciem i mieczem nowych krajów, jak Gethor.Pragnęło tylko nimi rządzić.Bo dziwnie szydercze kręgi zataczała historia.Uważani niegdyś za najgorsze zło świata Mordercy stawili czoło złu większemu, które przyniósł książę Gethor Północny i jego namiestniczka Morana.Potem jedni i drudzy połączyli siły przeciw czemuś jeszcze gorszemu.To dlatego Mroki odeszły.Dlatego że w tej wojnie wszystkich przeciw wszystkim nie było żadnego zwycięzcy.Siedemnastu Morderców stanęło we wnętrzu podkowy, utworzonej przez nakryte bielą stoły.Żaden z przybyłych nie zdjął kapelusza, nie przemówił ani się nie pokłonił.Siedząca na wysokim krześle u szczytu stołu kobieta przygryzła lekko usta, po czym obejrzała się na olbrzyma w czerni i szkarłatach.Powróciwszy spojrzeniem do swych gości, przekrzywiła lekko głowę.— Powitanie?.Miała niski, przyjemnie brzmiący głos.Potrafiła nadać mu dowolny ton; w jednym krótkim słowie zawarła się wymówka połączona z subtelnym naleganiem, lekka kpina.a wreszcie wiedza, że żadnego powitania nie będzie.Nikt z przybyłych nie patrzył na panią Ahar.Wszystkie spojrzenia skupiły się na twarzy stojącego u jej boku olbrzyma.— Geerew — rozbrzmiał spokojny głos Cabrala — przyszliśmy wszyscy.Wszyscy — powtórzył, odstępując pół kroku w bok.Brakuje tylko króla.Spoza pleców mówiącego wyłoniła się ocieniona kapeluszem drobna twarz Sayli.W męskim stroju i przy szpadzie kocica niczym nie wyróżniała się z grona przybyłych.Księżna lekko po-, bladła i straciła swój spokój, ujrzawszy rysy dawnej rywalki o władzę.Miało to miejsce przed wiekami — ale dla tych dwóch istot, z których żadna nie była naprawdę kobietą — czas płynął inaczej niż dla zwykłych śmiertelników.Wspomnienia wciąż były żywe i wyraźne.Także i król Morderców nie zdołał ukryć wzruszenia.Chciał chyba ruszyć ku swoim, lecz powstrzymał się.— Wezwałem was — powiedział niezbyt głośno — bo chcę powiedzieć, co postanowiłem.Pozostanę tutaj, w Ahar.Ten zamek nie odzyska dawnej siły i nie będzie już klątwą Saywanee.Dla was także nie ma miejsca w tym kraju.Chcę poprosić — niesłychany był wysiłek, z jakim wymówione zostało to słowo — byście opuścili ziemie księstwa.Śmierć wszędzie jest taka sama.Dla Mordercy nie zabraknie jej nigdzie.— Przyłączam się do tej prośby — rzekła księżna — choć wiem, że nie ma to dla was żadnego znaczenia.Istotnie, Cabral nawet nie udawał, że słucha.— Geerew, wszyscy znamy twoją historię.— Wydawało się, że dopiero teraz dostrzegł Moranę.— Więc dobrze, waszą historię, szczędźmy słów.To nie miało prawa się zdarzyć.Nikt nie kocha Morderców.— Ja kochałam.Kochałam go i kochani — kobieta mówiła spokojnie, z podniesionym czołem.— Gdy zaś nie chciał odwzajemnić twej miłości, wisiał w lochach tego zamku, na łańcuchu zbyt krótkim, by pozwolił mu położyć się do snu.— Kochałam go i kocham.— Żywiłeś się wtedy nienawiścią, Geerew.Gardziłeś tą kobietą.Przypiekała cię ogniem, poniżając w ten sposób nas wszystkich.Jakże łatwo zapomniałeś, Geerew!— Minęły stulecia.— Kochałam go i kocham — po raz trzeci powtórzyła kobieta.Nieoczekiwanie Cabral uchylił kapelusza.— Szanuję to, Morano Del Ahar.I przyjmuję do wiadomości, że stało się niemożliwe.Kobieta, która pokochała kota.Wierzę tobie, Geerew.Ale w takim razie zapytam: co w sobie kochaliście? Co kochałaś w Mordercy? Co cię w nim pociągało? — pytał z jawnym szyderstwem.— Czy nie to przypadkiem, że przykuty do ściany wciąż był stokroć groźniejszy niż wszystkie twoje moce razem wzięte? A co ty kochałeś w swojej oprawczyni, królu wszystkich kotów Saywanee? Czy nie to, że będąc tylko słabym człowiekiem, niewolnicą jakichś zabobonów, potrafiła ujarzmić Mordercę?— Kochacie już tylko wspomnienie tamtej dziwnej miłości — odezwała się naraz Sayla.— Przecież ona jest jak ściany tego zamku.Odarta ze wszystkiego, prócz wspomnień.— Kochałam go.— raz jeszcze zaczęła Morana.— I przestałaś — przerwała jej złotowłosa.Zapanowało krótkie milczenie.— Wybierzemy więc nowego króla — rzekł na koniec Cabral.Przebieg tego spotkania nie zaskoczył przecież nikogo.Uśmiechnął się z nagłą goryczą.— Przez rok biernie tkwiłeś w tych murach, nie kwapiąc się do spotkania z braćmi.Kto inny’ zebrał wszystkich, odszukał w czterech stronach świata.Niech będzie tak, jak sobie tego życzysz, Geerew.Ale, choć oślepłeś, wiedz, że inni nadal widzą wyraźnie.Nie wierzę, byście wytrwali, ty i twoja wybranka.A choćby i nawet.Saywanee nigdy nie pozostawi Ahar w spokoju.Ta forteca — wskazał ziemną posadzkę — jest dla świata symbolem zła.Będą toczyć wojny, okradać się, mordować, oszukiwać i wyzyskiwać, ale zawsze wskażą palcem na Ahar.Oto piękna przyczyna.Całe zło świata bierze się przecież stąd, zawsze musi być jakiś czarny zamek Ahar.Nic nie chcecie, jak tylko tego, by pozostawiono was w spokoju.— Nieoczekiwanie Morderca uśmiechnął się lekko.Dobył szpady i chwyciwszy ją za klingę, cisnął przed siebie.Broń z drżeniem utkwiła w oparciu krzesła, o włos mijając głowę pani zamku.— Masz, Geerew.Słowo daję, że przyda ci się wkrótce.Cofnął się o dwa kroki i przyklęknął, zdejmując kapelusz.To samo uczyniła Sayla, a za nią wszyscy pozostali.— Ostatni raz, królu — rzekł Morderca, wstając.— Zgodnie z twoim, życzeniem odejdziemy z Saywanee.To prawda, że śmierć wszędzie warta jest tyle samo [ Pobierz całość w formacie PDF ]