RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na nas też zazwyczaj nie zwraca uwagi.Zawsze jest zatopiony w myślach, to wszystko.A ja jednak pomodlę się do Pana Boga, żeby cię zostawił w Czterech Wiatrach, bo ja, Mary, bardzo cię lubię.— No, dobra — zgodziła się Mary.— Tylko żebym już nie słyszała o żadnych umarłych z mojego powodu.Bardzo, ale to bardzo chciałabym zostać w Czterech Wiatrach.Lubię to miejsce, lubię przystań i lubię to światełko nad morzem.Lubię też was i Blythe’ów.Jesteście jedynymi przyjaciółmi, jakich kiedykolwiek miałam i nie mogę znieść myśli o tym, że miałabym was opuścić.9.Prośba UnyPanna Kornelia przeprowadziła z pastorem poważną rozmowę, która była wstrząsem dla tego zatopionego we własnych myślach dżentelmena.Nie przejmując się należnym duchownemu szacunkiem, dowiodła mu, że poważnie zaniedbał ojcowskie obowiązki, wpuszczając pod swój dach małą włóczęgę Mary Vance i pozwalając jej rozmawiać z dziećmi, nie sprawdziwszy, kim jest i skąd pochodzi.— Nie twierdzę, oczywiście, że wydarzyło się coś strasznego — kończyła — ta mała Mary nie jest, w gruncie rzeczy, taka zła.Wypytałam szczegółowo pańskie dzieci oraz małych Blythe’ów, i z tego, co mi powiedzieli, wnioskuję, że poza niestarannym językiem i mało wytwornym słownictwem, nic więcej nie można jej zarzucić.Ale proszę tylko pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby była tak zepsuta, jak niektóre dzieci z przytułku.Sam pan wie, czego to biedne, zagubione stworzenie, przygarnięte przez Jima Flagga, nauczyło jego dzieci.Pastor Meredith nie wiedział, ale i tak był szczerze przerażony własną beztroską.— Ale co ja powinienem zrobić, pani Elliott? — zapytał bezradnie.— Przecież nie wyrzucę tej małej z domu.Ktoś musi o nią zadbać.— No, oczywiście.Najlepiej byłoby od razu zawiadomić sierociniec w Hopetown.Zanim nie otrzymamy od nich odpowiedzi, dziewczynka mogłaby tu zostać jeszcze przez kilka dni.Ale niech pan ma oczy i uszy otwarte, pastorze Meredith.Zuzanna dostałaby zawału serca, gdyby słyszała pannę Kornelię, strofującą wielebnego pastora.Ale panna Kornelia opuściła plebanię z krzepiącym poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, a pastor Meredith jeszcze tego samego wieczora poprosił Mary do swego gabinetu.Mary poszła posłusznie, choć zbladła ze strachu.Czekała ją jednak niespodzianka, której po swoich złych doświadczeniach nie mogła przewidzieć.Ten mężczyzna, przed którym stanęła ledwo żywa ze strachu, okazał się najmilszym, najbardziej delikatnym człowiekiem pod słońcem.Zanim Mary połapała się, co się dzieje, opowiedziała mu całe swoje nieszczęśliwe życie i zwierzyła wszystkie troski, otrzymując w zamian tyle współczucia i zrozumienia, że przeszło to jej najśmielsze oczekiwania.Kiedy Mary wyszła z gabinetu pastora, jej oczy i twarz miały tak łagodny wyraz, że Una ledwo ją poznała.— Twój tata jest naprawdę dobry, jak się obudzi z zamyślenia — powiedziała, pociągając nosem, jakby tłumiła szloch.— Szkoda, że nie budzi się częściej.Powiedział, że nie wolno mi obwiniać siebie za śmierć pani Wiley i że nie powinnam pamiętać tego, co było w niej złe, lecz tylko to, co dobre.Choć, prawdę mówiąc, nie wiem, co było w niej dobrego, poza tym, że utrzymywała dom w porządku i robiła pyszne masło.Ale to ja urabiałam sobie ręce po łokcie, szorując sękatą podłogę w jej kuchni.Skoro jednak twój tata tak mówi, to pewnie ma rację.Przez kilka następnych dni Mary była dość ponura.Zdradziła Unie, że im częściej myśli o powrocie do sierocińca, tym bardziej go nienawidzi.Una przez cały czas łamała sobie głowę nad tym, jak ją przed tym uchronić, ale to Nan Blythe wymyśliła rozwiązanie.— Pani Elliott mogłaby wziąć Mary do siebie.Ma taki wspaniały, wielki dom, a pan Marshall ciągle ją namawia, żeby wzięła sobie kogoś do pomocy.To wprost wymarzone miejsce dla Mary.Tylko musiałaby się dobrze zachowywać.— Och, Nan, czy myślisz, że pani Elliott ją weźmie?— Przecież nic się nie stanie, jeśli ją o to zapytasz — odrzekła Nan.Początkowo Una myślała, że nie zdoła tego zrobić.Była tak nieśmiała, że cierpiała, kiedy musiała kogokolwiek o coś poprosić.A do tego czuła okropny strach przed energiczną panią Elliott.Lubiła wprawdzie ją i wizyty w jej domu, jednak myśl o tym, żeby pójść tam i poprosić, aby pani Elliott adoptowała Mary Vance, wydawała się tak nieprawdopodobna, że wprawiała płochliwą duszyczkę Uny w lękliwe drżenie.Kiedy jednak zarząd przytułku w Hopetown przysłał pastorowi Meredithowi odpowiedź z prośbą, by niezwłocznie odesłał Mary Vance do sierocińca, a Mary płakała rozpaczliwie na swym posłaniu na poddaszu plebanii, aż wreszcie usnęła wyczerpana, Una poczuła niezwykły przypływ odwagi.Następnego wieczoru wymknęła się z plebanii i ruszyła ku zatoce.Z Doliny Tęczy dochodził wesoły śmiech, ale Una nie tam kierowała swoje kroki.Była okropnie blada z przejęcia — nie zauważała nawet mijających ją ludzi, aż stara pani Flagg obruszyła się i stwierdziła, że Una Meredith będzie w przyszłości tak samo bujać w obłokach, jak jej ojciec.Dom panny Kornelii stał w połowie drogi między Glen a Cyplem Czterech Wiatrów; upływający czas zamienił jego niegdyś jaskrawozieloną barwę w mniej oryginalny, ale łagodniejszy kolor jasnej oliwki.Marshall Elliott obsadził dom świerkami i założył ogród różany.Jeszcze kilka lat temu to miejsce wyglądało zupełnie inaczej.Dzieci pastora i dzieci ze Złotego Brzegu lubiły tu przychodzić.Miło było przespacerować się po starej, portowej drodze, a na końcu sięgnąć do zawsze pełnej puszki z przepysznymi ciasteczkami.Zamglone morze łagodnie uderzało o piaszczysty brzeg.W kierunku portu zmierzały trzy wielkie kutry, które wyglądały z daleka jak gigantyczne morskie ptaki.Na kanale widać było szkuner.Świat Czterech Wiatrów emanował przepychem lśniących barw i cichej melodii morza, jego blask napełniał szczęściem każdego, kto zechciał mu się przyjrzeć.Jednak kiedy Una stanęła przy furtce ogrodu panny Kornelii, poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa.Panna Kornelia siedziała na werandzie.Była sama.Una miała nadzieję, że zastanie w domu także pana Elliotta.Był taki potężny, dobroduszny i wesoły, że jego obecność dodałaby jej odwagi.Dziewczynka usiadła na stołeczku przyniesionym przez pannę Kornelię i próbowała zjeść pączka, którym została poczęstowana.Każdy kęs dosłownie stawał jej w gardle, ale połykała dzielnie, nie chcąc urazić panny Kornelii.Nie mogła mówić i była bardzo blada, a jej ogromne, granatowe oczy spoglądały tak żałośnie, że panna Kornelia natychmiast domyśliła się, iż to dziecko ma jakieś kłopoty.— O czym myślisz, kochanie? — zapytała.— Widzę, że coś cię dręczy.Una połknęła desperacko ostatni kęs pączka.— Pani Elliott, czy nie wzięłaby pani Mary Vance? — wykrztusiła błagalnie.Panna Kornelia osłupiała.— Ja?! Mary Vance?! Wziąć Mary Vance! Mam ją wziąć na stałe?— Tak… na stałe… żeby ją adoptować — skwapliwie przytakiwała Una, odzyskując odwagę.— Ach, pani Elliott, bardzo panią proszę! Ona nie chce wracać do sierocińca, co noc płacze.Tak strasznie się boi, że znów ją poślą w jakieś okropne miejsce.Ona jest taka bystra, wszystko potrafi zrobić.Wiem, że nie będzie pani żałować, jak ją pani weźmie.— Nigdy nie brałam tego pod uwagę — powiedziała panna Kornelia bezradnie.— A teraz, czy pani weźmie to pod uwagę? — dopytywała się Una [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl