[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprzedał mi je ten facet, który miał umowę na transport dla kamieniołomów.Nie są mu już potrzebne.I wynająłem od niego cztery wozy i cztery pary koni, za pół dolara na dzień od każdego konia i pół dolara od wozu… będę musiał płacić mu sześć dolarów dziennie za najem.Te trzy komplety uprzęży to dla moich własnych sześciu koni.Dalej… zaraz… a tak! Wynająłem dwie stajnie w Glen Ellen i zamówiłem w składzie w Kenwood pięćdziesiąt ton siana i wagon jęczmienia.Bo rozumiesz, będę musiał dawać obrok wszystkim czternastu koniom kuć je i w ogóle się nimi zajmować.Tak, złotko, coś niecoś dzisiaj załatwiłem… Nająłem siedmiu ludzi do powożenia, po dwa dolary za dniówkę i… Au! Święty Józefacie! Co ty robisz?- Nie - rzekła poważnie Saxon, wpierw go uszczypnąwszy.- Nie śni ci się.- Zbadała mu tętno i przyłożyła rękę do czoła.- Gorączki ani śladu.- Przysunęła nos do jego ust.- I nie piłeś.Dalej, Bill, opowiedz mi resztę tej… cokolwiek to jest.- Nie cieszysz się?- Ani trochę.Chcę usłyszeć więcej.Wszystko.- Dobra.Ale najpierw chciałbym, żebyś zrozumiała, że mój dawny pryncypał z Oakland nic nie jest ode mnie lepszy.Teraz ja też jestem człowiek interesów, jakby tak ktoś podjechał tu na wozie z warzywami i spytał cię o to.Zaraz ci wszystko opowiem… chociaż dotąd nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie z Glen Ellen pierwsi na to nie wpadli.Pewnie dlatego, że spali.W mieście nikt by takiej okazji nie przepuścił.No, więc było tak.Słyszałaś o tej frymuśnej cegielni, którą budują, żeby fabrykować specjalnie wypalone cegły na okładzinę wewnętrznych ścian? I pamiętasz, jak się gryzłem, że te sześć koni spadnie mi teraz na głowę i nie tylko nie będą nic zarabiały, ale tak mnie jeszcze objedzą, że pójdę z torbami.Musiałem wymyślić dla nich jakąś pracę… no i przypomniała mi się cegielnia.Zaprzągłem źrebaka, pojechałem tam i porozmawiałem z tym ich japońskim chemikiem, który robił eksperymenty.Ojej! Co się tam działo! Majstrzy biegali jak opętani po całym terenie i doprowadzali wszystko do porządku.Obejrzałem sobie cały teren i dobrze się zastanowiłem.Potem podjechałem do miejsca, gdzie będą kopali glinę… wiesz, że takie miałkie grudy, białe jak kreda.Widzieliśmy, jak je wykopywali niedaleko tych stu czterdziestu akrów z trzema pagórkami nad łąką.Transport odbywałby się w dół, na odcinku jakiejś mili.Dwa konie doskonale mogą sobie z tym poradzić.Prawdę powiedziawszy, najcięższa dla nich robota to wciągnąć pusty wóz na górę do glinianek.Potem uwiązałem źrebaka i zacząłem liczyć…Japoński profesor powiedział mi, że dyrektor i inni tacy ważni z zarządu przyjeżdżają porannym pociągiem.Nikomu pary z ust nie puściłem, ale zorganizowałem jednoosobowy komitet powitalny ze sobą samym w charakterze członka.A jak pociąg zajechał na stację, stałem na peronie i wyciągałem uprzejmie rękę w imieniu miasta - a także w imieniu faceta, którego znałaś kiedyś w Oakland, trzeciorzędnego boksera zawodowego, który się nazywał… zaraz, zaraz… Aha, już sobie przypomniałem! Wielki Bill Roberts, tak się wtedy nazywał.Ale teraz ludzie znają go jako pana Williama Robertsa.Więc, jak ci mówiłem, przywitałem ich uprzejmie i powlokłem się za nimi do cegielni, a z ich rozmów widziałem, że sprawa nieźle się przedstawia.Potem przy pierwszej okazji wyskoczyłem z moją propozycją.Bałem się cały czas piekielnie, że może mają już przewóz zorganizowany.Ale kiedy się spytali o moją kalkulację, zrozumiałem, że nic podobnego.Znałem ją już na pamięć, więc wyterkotałem wszystko jak maszynka i ten ich taki najważniejszy ważny zapisał to do notesu.„Przystępujemy do produkcji zaraz i na wielką skalę - powiedział przyglądając mi się bystro.- Jakim transportem pan rozporządza”.Transportem! Ha! Z naszą Hazel i Hattie, które i tak byłyby za małe do takich ciężkich przewozów!„Mogę z miejsca wystawić do pracy siedem wozów i czternaście koni - powiadam.- A jak będziecie panowie chcieli więcej, dostaniecie więcej”.„Proszę nam dać piętnaście minut czasu do namysłu, panie Roberts” - powiada ten ich ważny.„Doskonale - powiadam, ważny jak wszyscy diabli.- Ale najpierw musimy ustalić dwie rzeczy.Umowę chcę podpisać na dwa lata, a moje ceny zależą od jednego warunku.Jak go nie dopełnicie, cofam wszystko”.„Jakiż to warunek?” - pytają.„Sprawa załadunku - powiadam.- Jesteśmy akurat na miejscu to mogę panom pokazać”.No i pokazałem im.Wytłumaczyłem, gdzie bym nie dał rady, gdyby się upierali przy swoim planie, a to z tego powodu, że był ostry zjazd w dół i potem stromo pod górę do miejsca załadunku.„Wystarczy, żebyście panowie kazali to przenieść z jakie pięćdziesiąt stóp wyżej, poprowadzić drogę dokoła podstawy pagórka i wybudować podnoszony mostek długości siedemdziesięciu albo osiemdziesięciu stóp”.Czy ty wiesz, Saxon, że takie gadanie ich przekonało? Było słuszne.Tylko że oni myśleli o cegłach, a ja cały czas myślałem o przewozie.Naradzali się chyba z pół godziny, a ja czekałem z takim ciężkim sercem, jak kiedy ci się oświadczyłem i czekałem, żebyś mi powiedziała dobre słowo.Jeszcze raz wszystko obliczałem i zastanawiałem się, ile im opuszczę, jeżeli będę musiał.Bo widzisz, policzyłem im dość drogo, takie ceny jak w mieście, i byłem przygotowany, że coś niecoś obetnę.No i potem wyszli do mnie.„Ceny powinny być na wsi niższe” - powiada ten ich ważny.- Ani trochę - ja mu na to.- W tej dolinie hoduje się winne latorośle.Ja sam nie zbieram dość siana dla moich koni.Paszę sprowadzam z doliny San Joaquin.W samym San Francisco mógłbym taniej kupować paszę niż tutaj na miejscu”.To ich wzięło.Bo mówiłem prawdę i oni o tym wiedzieli.Ale posłuchaj tylko.Gdyby mnie tak spytali o wynagrodzenie dla woźniców i o ceny kucia koni, musiałbym sporo opuścić.Bo rozumiesz, Saxon, na wsi nie ma związku woźniców ani związku kowali i dzierżawa jest tania, więc przez to ceny przewozu bardzo się obniżają.Ha! Dzisiaj po południu porozmawiałem z kowalem, tym naprzeciwko poczty.Będzie mi kuł wszystkie konie i opuszczał dwadzieścia pięć centów na jednym kuciu.Ale im nawet do głowy nie przyszło o to spytać, bo za bardzo ich zajmowały cegły.Bill sięgnął do kieszeni marynarki, wyciągnął dokument o urzędowym wyglądzie i podał go Saxon [ Pobierz całość w formacie PDF ]