[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Księżyc jest naszym domem i jestdziełem naszych rąk.Dokładnie tym, co stworzyliśmy.Jest naszą własnością.Stworzyliśmywłasny ekosystem i nie musicie nam współczuć, dlatego że wybraliśmy własną drogę.Wracajna swą planetę, gdzie grawitacja wyciągnie twoje piersi aż do kolan.Oto, co bympowiedziała.- Słusznie.Zawsze, gdy będziesz bliska takiego wybuchu przy jakimś Ziemiaku,przychodz do mnie się wypłakać, a poczujesz się lepiej.- Wiesz? Raz po raz kolejni Migowie sugerują, żeby wybrać jakieś ustronne miejsce,sprowadzić nasiona lub sadzonki roślin z Ziemi, może kilka gatunków zwierząt i zbudowaćziemiopark.Stworzyć domową atmosferę - jak zwykle to określają.- I jak mniemam, jesteś przeciwko temu.- Pewnie, że jestem przeciwko.Atmosferę czyjego domu? Księżyc jest naszymdomem.Mig, który chce domowej atmosfery, niech sobie wraca do swojego domu.Migowieczasami są nawet gorsi od Ziemi aków.- Postaram się o tym nie zapomnieć.- Ty nie.przynajmniej na razie.Na chwilę zapadła cisza i Denison zastanawiał się z mieszanymi uczuciami, kiedySelene zaproponuje powrót do jaskiń.Z jednej strony, już odczuwał całkiem silną potrzebęodwiedzenia toalety w najbliższym czasie.Z drugiej, nigdy nie czuł się tak odprężony.Ciekaw był, na jak długo wystarczyłoby mu jeszcze tlenu.- Benie, czy mogę cię o coś spytać?- Proszę bardzo.Jeśli interesuje cię moje życie prywatne, to nie mam żadnychtajemnic.Metr osiemdziesiąt dwa wzrostu, na Księżycu ważę czternaście kilogramów,miałem żonę dawno temu, teraz jestem rozwiedziony, jedno dziecko, córka, dorosła izamężna, uczęszczałem na Uniwersytet.- Benie, przestań.Mówię poważnie.Czy mogę zapytać o twoją pracę?- Naturalnie, nie wiem jednak, na ile jestem ci to w stanie wytłumaczyć.- Wiesz, że Barron i ja.- Tak wiem - uciął Denison.- Rozmawiamy często.Wspomina o różnych rzeczach.Podobno sądzisz, że PompaElektronowa spowoduje wybuch Wszechświata.- Naszej części Wszechświata.Może zmienić ramię naszej Galaktyki w kwazar.- Naprawdę w to wierzysz?- Kiedy przybyłem na Księżyc, nie byłem jeszcze pewien.Teraz jestem.Wiem, że tonastąpi.- Jak sądzisz, kiedy?- Tego dokładnie nie jestem w stanie powiedzieć.Może za kilka lat.Może zakilkadziesiąt.Zapadła chwila milczenia.Ciszę przerwała Selene: - Barron w to nie wierzy.- Zauważyłem.Nie próbuję nawet go przekonywać.Nie można zwalczyć niechęciotwartym atakiem.To był błąd Lamonta.- Kto to jest Lamont?- Przepraszam, zacząłem mówić do siebie.- Nie, Benie, proszę, powiedz.To mnie interesuje.Denison obrócił się na bok.Spojrzał na nią.- Dobrze- zgodził się - nie ma powodu, by ci tego nie mówić.Lamont, fizyk z Ziemi, próbowałswoich sił, ostrzegając świat przed niebezpieczeństwem, jakie niesie używanie Pompy.Nieudało mu się.Ludzie chcą Pompy - darmowej energii- pragną jej na tyle mocno, że nie przyjmują do wiadomości, iż jej mieć nie mogą.- Ale dlaczego jej chcą, mimo że oznacza ona śmierć?- Wystarcza, że nie wierzą, iż oznacza ona śmierć.Najłatwiejszym sposobem narozwiązanie problemu jest zaprzeczyć jego istnieniu.Twój przyjaciel Neville postępujeidentycznie.Nie lubi powierzchni, dlatego wmawia sobie, że baterie słoneczne są do niczego- chociaż każdy obiektywny obserwator powie, iż są one doskonałym zródłem energii wtutejszych warunkach.Potrzebuje Pompy, aby uniezależnić się od powierzchni, dlatego niechce wierzyć, że Pompa może stwarzać niebezpieczeństwo.- Nie sądzę, aby nie uwierzył w coś, na co istnieją przekonywające dowody.Naprawdę zdobyłeś jakieś dowody?- Tak mi się wydaje.To naprawdę zadziwiające, Selene.Cała rzecz w bardzosubtelnych oddziaływaniach pomiędzy kwarkami.Wiesz, o czym mówię?- Nie musisz mi tego tłumaczyć.Rozmawiałam już o tylu różnych problemach zBarronem, że chyba i to zrozumiem.- Myślałem, że będzie mi do tego potrzebny księżycowy synchrotron.Maelektromagnesy z nadprzewodników, czterdzieści kilometrów długości i może dysponowaćenergiami przekraczającymi 20 000 GeV.A okazuje się, że wy wymyśliliście urządzenie,nazywane pionizerem, mieszczące się w średniej wielkości pokoju i z powodzeniemzastępujące synchrotron.Lunie należy się pochwała za takie zadziwiające osiągnięcie.- Dziękuję - powiedziała Selene z nie ukrywanym zadowoleniem.- W imieniuKsiężyca.- Rezultaty, które otrzymałem przy użyciu pionizera, pozwalają przewidzieć tempowzrostu intensywności oddziaływań jądrowych.Jak się okazuje, wynosi ono tyle, ileprzewidział Lamont, a nie jak wskazują ogólnie przyjęte teorie.- Czy przedstawiłeś je Barronowi?- Nie.Jeśli mu je pokażę, Barron odrzuci je.Powie, że wyniki mieszczą się wmarginesie błędu.Stwierdzi, że popełniłem jakiś błąd i że nie uwzględniłem wszystkichczynników.Albo że nie dość dokładnie przeprowadziłem eksperymenty.Wszystko tosprowadzi się do tego, że po prostu chce Pompy Elektronowej i nie ma zamiaru z niejzrezygnować.- Czyli nie ma żadnego wyjścia.- Zawsze jakieś jest, ale nie przez frontalny atak, jak to zrobił Lamont.- To znaczy?- Rozwiązaniem Lamonta była próba wymuszenia rezygnacji z Pompy, ale przecieżnie można się już cofnąć.Nie da się wcisnąć kurczęcia z powrotem do jajka, wina zpowrotem w kiście winogron, dziecka w łono.Jeśli chcesz, by dziecko dało ci spokój, niewyjaśniasz mu, że powinno to zrobić.Proponujesz mu coś, co je zajmie.- I cóż to takiego?- Hm, jeszcze nie wiem.Mam pomysł, całkiem prosty - być może zbyt prosty, żebyposkutkował - oparty na tym ewidentnym fakcie, że liczba dwa jako jedyna w świecie jestśmieszna i niemożliwa.Przez minutę albo dłużej milczeli, po czym Selene głosem równie przejętym jak głosDenisona zaproponowała: - Pozwól mi zgadnąć, o co ci chodzi.- Nie wiem, czy jest co - powiedział Denison.- Nieważne.I tak będę zgadywać.To, że nasz Wszechświat jest jedynym, jaki istniejealbo może istnieć, wydaje się rozsądnym założeniem wstępnym, bo jest to jedyny świat, którybezpośrednio znamy.Kiedy jednak mamy dowody na istnienie innego świata, nazwanegoparaświatem, śmieszne stałoby się zakładanie, że istnieją tylko i jedynie dwa Wszechświaty.Jeśli może istnieć drugi Wszechświat, to może istnieć nieskończona liczba Wszechświatów.Pomiędzy jednym światem a nieskończonością światów nie ma rozsądnej liczby.Nie tylkodwa, ale jakakolwiek skończona liczba wydaje się śmieszna i niemożliwa.- Dokładnie tak rozu.- znowu zapadła cisza.Denison podciągnął się do pozycjisiedzącej i spojrzał w dół na zamkniętą w skafandrze dziewczynę.- Powinniśmy już wracać.- Tylko zgadywałam.- Wcale nie zgadywałaś.Cokolwiek to było, to na pewno nie zgadywanie.11.Barron Neville wpatrywał się w nią oniemiały.Selene spokojnie odwzajemniała jego spojrzenie.Panorama w jej oknach znowu sięzmieniła.W jednym z nich widać było Ziemię w drugiej kwadrze.- Dlaczego? - w końcu wydobył z siebie Neville.- To był przypadek, naprawdę, pojęłam, o co mu chodzi i byłam zbytrozentuzjazmowana, żeby się powstrzymać.Powinnam ci była to już dawno powiedzieć, ałebałam się, że zareagujesz właśnie tak, jak przewidziałam.- A więc on wie.Głupia!Skrzywiła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]