[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyrósłi zmienił się od czasu, gdy widzieliśmy się ostatnio, lecz nie było wątpliwości miałem przed sobą Iskrę, znajomego żonglera z różanego ogrodu.Tymczasem na moim pulpicie wylądowała gruba książka z kartką na wierzchu,gdzie niedbałymi znakami Gladiator nabazgrał zwięzłe polecenie: Przeczytać odstrony trzeciej do szesnastej, sporządzić streszczenie, opanować pamięciowo.Spojrzałem na tytuł dzieła i osłupiałem.Polityka społeczno-gospodarcza Ce-sarstwa w regionach północno-zachodnich.Przeczytałem to jeszcze raz.Może zlewidzę, może nieodpowiednio rozpoznałem jakiś znak, może to wina klucza do in-terpretacji.Niestety.Musiałem się z tym pogodzić.Nadeszły ciężkie czasy.Ktoś zarzucił mi do głowy wędkę mentalnego kontaktu. Widzę, że nie podoba ci się ten temat. Nocny Zpiewak?. Nie.Popatrz do tyłu, za tego aksamitnego eleganta.Obejrzałem się.Powitał mnie uśmiech.Chłopiec miał miłą okrągłą twarz, kil-179ka pryszczy i widać było, że kocha jeść. Jestem Mówca.Koniec. To wszystko? zdziwiłem się.Pokazał zęby, znów się śmiejąc. Mam na imię Koniec.Najmłodszy z siedmiorga i mama miała już stanowczodość.Ten obok to Winograd.Jest Bestiarem.Spojrzałem z zainteresowaniem.Bestiarowie zwani byli także MówcamiZwierząt.Ciekawe, czy taki umiałby porozumieć się z łamią.Winograd z wy-glądu był całkowitym przeciwieństwem Końca.Długi i szczupły jak drąg, włosymiał przystrzyżone w taki sposób, że sterczały sztywno, jak kolce poirytowanegojeża.Jego wąska, lisia twarz w pierwszej chwili robiła niesympatyczne wrażenie,ale w bystrych oczach lśniły iskierki humoru.Z wycięcia jego kurtki na momentwyjrzał klinowaty łebek szczura.Młody Bestiar pogłaskał go palcem po uchui zwierzak schował się z powrotem.Niewiele zrobiłem podczas tamtej lekcji.Korzystając z nieuwagi Gladiato-ra, wolałem pod przewodnictwem Końca i Nocnego Zpiewaka zapoznawać sięz nowymi towarzyszami.Nieśmiały dzieciak przede mną nosił imię Jodłowy, alewszyscy nazywali go Myszką, bo taki był mały i bojazliwy.Należał do kasty Wę-drowców, chyba po to, by łatwiej mu było uciekać twierdził żartobliwie NocnyZpiewak.Przy okazji dowiedziałem się od Mówcy, że mój towarzysz ma opinięłazika, kombinatora, hulaki i niepoprawnego kobieciarza.Niezły rejestr, jak naniespełna osiemnastolatka.Nazywano nas połówkami z powodu połowy emblematu, jaką wszyscyotrzymaliśmy.Byliśmy zbieraniną ze wszystkich stron Lengorchii i z najrozmait-szych domów.Synowie rzemieślników, rybaków i kupców, mieszczanie i ci, któ-rych członkowie Kręgu wyłowili spośród chłopów.Byli tu także wychowankowie sieroty, jak ja, lub po prostu potomkowie magów, z nieprawego łoża.Więk-szość nosiła zwyczajne, pospolite imiona.Prócz Zwycięskiego Promienia Zwitu,który był prawdziwym urodzonym , mieliśmy tylko jednego Aowcę Jednoroż-ców, jednego Gryfa i dwóch Diamentów.Nikt nie widział niczego nadzwyczajne-go w tym, że trafiło tu po kilku młodych magów z jednej kasty.Aż trzech Obser-watorów, czterech Mówców i dwóch Bestiarów, dwóch Stworzycieli i parę Iskier.Kilku Strażników Słów i Wędrowców.Przewodnicy Snów też nie występowalipojedynczo.ale Tkacz Iluzji był tylko jeden.Czyli ja.* * *Zamek Magów jest niesamowitym miejscem, a może nawet Miejscem.Pięć180wieżyc otoczonych kolistym murem jedna pośrodku, a cztery pozostałe usta-wione dookoła stanowią rdzeń całej zabudowy.Są kolosalne.Górują nadwszystkimi innymi budynkami (a większość z nich nie jest wcale mała) jak kilkaolbrzymów pośród gromady karłów lub dzieci.Gdy spojrzeć na dół z wysokiegookna wieży, okazuje się, że architekt (architekci?) zaprojektował całość w formiejak gdyby kwiatu czy też czteroramiennej gwiazdy.Dachy niższych budowli ukła-dają się według określonego wzoru, lecz widać to naprawdę tylko z góry.Na dolema się wrażenie przyjemnego nieładu.Falista dachówka i łupkowe gonty lśniąod deszczu czerwono i srebrno.Wykończenia rynien w kształcie pysków strasz-nych jaszczurów oraz łbów delfinich plują deszczówką.Kotary ciemnozieloneji rdzawej winorośli pokrywają ściany, a ich pędy ciekawie zaglądają do okienz witrażowych szybek.Lekkie, misterne balustradki ograniczają wielopoziomo-we galerie, które latem dają schronienie przed upałem, a chłodną porą przedulewami.Gdzie tylko się dało, urządzono ogrody albo klomby z kwiatami.Różedawno już przekwitły, lecz wciąż jeszcze trwały na posterunkach jaskrawożółte,rozczochrane chmurniki, drobne, fioletowo-czerwone pantofelki księżniczek ,ostatnie kocie pyszczki , a na krzewach o przerzedzonych od chłodu liściachpyszniły się garście karminowych jagód.Magazyny, stajnie, warsztaty, pomiesz-czenia dla służby oraz strażnice wzniesiono bliżej murów.Serce Zamku pozostałouroczym ogrodem.Poza obręb murów prowadziły dwie bramy: jedna ku przysta-ni, druga ku mostom łączącym wyspę z lądem, na którym z czasem rozrosło sięmiasto kwitnące w cieniu Kręgu.Jednak jeśli ktoś nie odczuwałby takiej potrze-by, mógłby nigdy nie postawić stopy poza wyspą.Zamek Magów sam w sobie byłmiastem-państwem w miniaturze, a także twierdzą, która mogłaby w razie potrze-by bronić się przez całe dziesięciolecia (choć do tej pory nikt nawet nie próbowałjej oblegać) [ Pobierz całość w formacie PDF ]