[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na próżno szukał Karlik jakiegoś występuskalnego, którego mógłby się uchwycić.Wszystko oślizgłe od wody, wygładzone.Nawysokości głowy miał tylko wąską półkę, o którą wspierała się zdjęta drabina, paręszerokich na grubość ołówka otworów po hakach, i to wszystko.Następna półka, o trzymetry wyżej, była taka wąska, że szkoda marzyć, by mogła utrzymać człowieka.Gdybymieli narzędzia jak taternicy! Choćby jakiś młotek.Nagle olśniła go jedna myśl.Przecież mają sznury.Gdyby tak udało się przerzucićsznur przez ostatnie szczeble drabiny!705 Podaj mi sznur zachrypiał do Stachurki. Na końcu sznura uwiąż kamień.Stachurka gorliwie spełnił polecenie.Zaopatrzony w ciężarek sznur doskonale wy-latywał w powietrze, ale nie chciał trafić między szczeble drabiny.Za trzecim razemkamień spadł prosto na głowę Goli, który stracił równowagę, i piramida zawaliła się.Wiktor, a jeszcze bardziej Karlik potłukli się dotkliwie.Mimo to nie zaprzestali prób.Stachurka okazał się lepszym miotaczem od Karlika.Chociaż rzucał z dołu, o parę metrów niżej od niego, udało mu się parę razy uderzyćo drabinę.Zachęcany przez towarzyszy, nie ustawał w wysiłku i wreszcie po kilkudzie-sięciu bezowocnych próbach z piersi chłopców wydarł się tryumfalny okrzyk.Kamieńprzeleciał między szczeblami i, opadając za drabinę, przewlókł przez szczeble sznur.Od razu zrobili na jego końcu pętlę, przeprowadzili przez nią drugi koniec i zaciągnęlimocno na szczeblu. Kto pierwszy na ochotnika? zapytał Karlik. Ja zapalił się Stachurka rozruszany sukcesem. No to jazda.706Stachurka zaczął wspinać się powoli.Chłopcy z podniesionymi do góry głowamiśledzili każdy jego ruch.%7łeby mu tylko ręce nie omdlały!I nagle.Sami nie wiedzieli, jak to się stało.W pewnym momencie rozległ sięprzerazliwy krzyk, trzask i łomot.Kiedy oprzytomnieli, zobaczyli, że leżą wszyscy na dnie szybu.Obok nich szczątkiszczebli.Karlik wygramolił się pierwszy.Bolały go rozbita noga i ramię.Najbardziej bał sięo Stachurkę.Ale zobaczył, że chłopaczysko siedzi całe i zdrowe, tylko oszołomione.Spadł z wysokości dwu metrów, i tak szczęśliwie, że na towarzyszy! Dostał tylko ze-rwanym szczeblem drabiny, ale nie odniósł innych obrażeń.Najwięcej poszkodowanibyli Gola i Stopa, którzy niechcący posłużyli za materac bezpieczeństwa niefortunne-mu taternikowi.Obaj mieli rozbite do krwi nosy.Ale też grzebali się już powoli.Hełmygórnicze znów się przydały.Karlik zbadał zerwany szczebel. Był na pół przegniły orzekł z goryczą. Nie wytrzymał obciążenia.707Musiano zaniechać prób wydostania się tym sposobem z pułapki.Stachurka ważyłnajmniej z nich wszystkich, no i jeśli jemu się nie udało, to innym tym bardziej. No i co teraz zrobimy? spytał Stachurka. Nie martwcie się.Nie martwcie. powtarzał Karlik. Jeszcze nic stracone-go.Przecież Batura z chłopcami wie, gdzie jesteśmy.Będą nas szukać.Zaraz znajdą.Jeśli do tego czasu nie wylecieliśmy w powietrze razem z szybem, to znaczy, że górnicyodłożyli całą robotę.Postanowili czekać.Cóż zresztą innego im pozostało? Karlik potrząsnął lampą.We-wnątrz gruchotał jeszcze karbid. Starczy na parę godzin powiedział z jękiem Gola świeżo naładowałem.Przykręć, to będzie na dłużej.Karlik przykręcił kurek.Z szerokiego, białego płomienia zrobił się czerwony, cienkiwąs.Czas dłużył się nieskończenie.Z zimna kostniały im nogi.Rozłożyli na suchymgłazie worek i siedzieli skuleni wpatrując się w czarny szyb i nadsłuchując, czy nienadchodzi pomoc.Wkrótce zaczęli wszyscy dygotać z zimna.708 Tak to się wykończymy, panowie zeskoczył z głazu Karlik. Gimnastyka,gimnastyka na rozgrzewkę! zaczął boksować otępiałego Stopę.Ale chłopców ciężko już było rozruszać.Zmęczenie, chłód, porozbijane głowy, nie-udane próby ocalenia przybiły ich ostatecznie.Wtem jak na komendę wszyscy podnieśli głowy.Z głębi chodnika poprzez mono-tonny szum wody dobiegło ich cichutkie, ale wyrazne kucie. Górnicy szepnął Karlik. Może z kopalni przekuwają tu chodnik dodałpodniecony. E, przecież sam mówiłeś, że mają ten szyb wysadzić zauważył Gola. Mają, no i co z tego? zapalił się Karlik. Może właśnie dlatego chcą gowysadzić, że zaczynają roboty w tej części kopalni i nie chcą, żeby było drugie, dzikiewejście. Myślisz, że dla zabezpieczenia? A pewnie. Naprawdę słyszałeś, że tu mają być prowadzone jakieś roboty? wtrącił Wiktorniedowierzająco.709 To co, że nie słyszałem odburknął Karlik. Myślisz, że oni co mówią? Ojciecjest teraz taki tajemniczy.Wtem rozległ się cichy głos Stachurki: A.a jeśli to Bolesławiec?.Zapanowało milczenie. Po co on miałby kuć? odezwał się po chwili Gola. To przecież nie górnik. Może chce się dostać do kopalni odparł Stachurka.Zatkał ich tym podejrzeniem.Tymczasem kucie to ucichało, to znów wzmagało się.Karlik słuchał chciwie, pa-trząc z rozterką na twarze kolegów. Pójdę i zobaczę powiedział nagle. Nie chodz.jeszcze cię ukatrupi szepnął przerażony Stachurka.Widząc jednak, że Karlik sięga zdecydowanie po lampę, zerwał się na nogi. Idę z tobą! I ja! powiedział Wiktor. No, to i ja! oświadczył Gola.710 Zostań, ktoś musi zostać.A jak przyjdzie pomoc? Nie, nie zostanę sam.Ponieważ nikt nie chciał zostać, ruszyli wszyscy.Najpierw zastanawiali się, w którychodnik.Zapuszczali się na próbę to w jeden, to w drugi, ale podejrzane kucie słychaćbyło równie dobrze w obu.Na chybił trafił wybrali więc prawy.Chodnik był bardzoobszerny, ale nierówny, pełen bocznych wyrw i zakamarków, jakby próbowano w kilkumiejscach robić rozgałęzienia i zaniechano. O, tu dawniej odchodziła robota! mruknął Rudniok. Widać, że gwarkowieszli za żyłami.Tu kiedyś musiało im się trafić całe gniazdo pokazał na nieckowatewgłębienie w chodniku.Uszli może ze sto metrów, gdy nagle gdzieś za ich plecami rozległ się huk straszli-wy.Pęd powietrza rzucił ich na ścianę.Lampa zgasła.Czuli, że w oczach mają pełnopiekącego pyłu, a w uszach potworny, nieustający szum.Karlik po omacku odnalazł lampę i zapalił.W nie opadłej jeszcze kurzawie zobaczyłnajpierw gdzieś nisko kaptur, a potem jęczącego na kolanach Golę.Obok miotała sięszara, skomląca kulka.To Ciapa.Reszty towarzystwa nie było widać [ Pobierz całość w formacie PDF ]