RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kolor, szerokość i tak dalej.Elaine skinęła głową.- Świetnie.Wezmę o parę numerów mniejszą.- Ale Benjaminie?- Co?- Jeszcze przecież nie powiedziałam, że za ciebie wyjdę.- Wiem - odparł.- Ale myślę, że wyjdziesz.- Tak myślisz?- To znaczy, po prostu czuję, że teraz to już jest jakby nieuniknione - wyjaśnił.- Ja tak tego nie odczuwam.Zmarszczył brwi.- Benjaminie? - zaczęła Elaine.- Rozmyślałam o tym.- I co?- I myślę, że nie wyszłoby z tego nic dobrego.- Elaine, mylisz się!Pokręciła głową.- Dlaczego myślisz, że nie wyszłoby?Elaine wstała z krzesła i podeszła do komody.Spojrzała na suszący się na niej sweter.- Prałeś ten sweter w pralce?- Dlaczego by nie wyszło?Podniosła jeden z rękawów i przyjrzała mu się z bliska.- Do wyrzucenia - stwierdziła.Benjamin wstał.- Elaine, do diabła, dlaczego by nie wyszło?- Po prostu by nie wyszło.- Wiesz co, Elaine?- Co?- Przyszłaś tu tej nocy.Już byłem gotów jechać, a ty tu przyszłaś.Dlaczego to zrobiłaś?- Nie wiem.Po prostu tędy przechodziłam.- Elaine?Ułożyła rękaw swetra z powrotem na wierzchu komody i wygładziła ręką.- Miałem wrażenie, że mnie lubisz - ciągnął Benjamin.- Po tej nocy.Elaine milczała.- Lubisz mnie?- Lubię - odrzekła.- No to w porządku - ucieszył się Benjamin.- Lubimy się.Więc pobierzmy się.- Czy możesz sobie wyobrazić moich rodziców? - zapytała Elaine.Odwróciła się i spojrzała mu w twarz.- Twoich rodziców?- Czy wyobrażasz sobie, jak będą się czuli?- Masz na myśli mamę?- Nie - odparła.- Ojca.- Ten człowiek.- odparł Benjamin, wskazując na ścianę - Elaine, gdybyśmy się pobrali, ten człowiek byłby najszczęśliwszym facetem na świecie.Zmarszczyła czoło.- Elaine - kontynuował Benjamin - on wychodzi ze skóry, żeby nas skojarzyć.Kiedyś powiedział mi, że uważa mnie niemal za swojego syna.- A co będzie, jak się dowie o tym, co się stało?- Nie dowie się.- Ale jeśli się dowie?- No to co? Przeproszę go.Powiem, że postąpiłem bardzo głupio, a on powie, że się trochę rozczarował co do mnie, ale potrafi to zrozumieć, i na tym koniec.- Naiwny jesteś - zauważyła Elaine.Wróciła do krzesła i usiadła.- Słuchaj, zapomnij o rodzicach.- Benjamin usiadł przy niej.- Masz jakieś inne wątpliwości?- Mam.- Jakie?- Nie jesteś gotowy do małżeństwa.- Dlaczego?- Po prostu nie jesteś.Jesteś za młody.- Daj spokój.- Benjaminie, powinieneś najpierw zająć się innymi rzeczami.Zanim zwiążesz sobie ręce małżeństwem, powinieneś zająć się innymi rzeczami.- Na przykład czym?- Nie wiem - odparła Elaine.- Wczoraj mówiłeś o podróżach.- Nie chcę jechać do Kanady.- No to nie do Kanady.Gdzie indziej.- To znaczy gdzie?- Dookoła świata.Do Afryki.Do Azji.Po innych kontynentach.- Nie ciągnie mnie do innych kontynentów.- Czy to nie byłoby interesujące? Zobaczyć te wszystkie kraje, innych ludzi i tak dalej?Benjamin pokręcił głową.- To idiotyczne - zauważył.Skąd ci przyszedł do głowy taki pomysł?- Nie chcesz podróżować?- Nie, do licha ciężkiego.- Ale dlaczego?- Bo nie - uciął Benjamin.Ale chciałbym wiedzieć, skąd ci przyszedł do głowy taki pomysł.- No, wydaje mi się, że marnujesz czas, siedząc tak w tym pokoju.Tak samo jak będziesz marnował czas, siedząc ze mną, gdybyśmy się pobrali.- W porządku - rzekł Benjamin.- Nie wiem, co sprowadziło naszą rozmowę na ten temat, ale nie mam zamiaru fruwać po świecie i pożerać wzrokiem tamtejszych wieśniaczek, czy co tam innego masz na myśli.Więc wyjdziesz za mnie czy nie?- Nie wiem - odparła Elaine.- Jakie masz jeszcze wątpliwości?- Już żadnych.- W takim razie weźmy ślub.Elaine spuściła wzrok na kolana, ale nic nie powiedziała.Benjamin wziął ją za rękę.- Posłuchaj, obmyśliłem już, jak to zrobimy.Najpierw.Możesz mnie wysłuchać, Elaine?Skinęła głową.- Dobrze - ciągnął Benjamin.- Więc rano idziemy i robimy badania krwi.- Benjaminie, ja jeszcze nie.- Czy możesz chwilę posłuchać?Elaine skinęła głową.- Więc rano robimy badania krwi.Potem załatwimy sprawę aktów urodzenia.Ja przypadkowo mam swój przy sobie.A gdzie jest twój?- W domu.- Gdzie konkretnie?- W szufladzie.- W której szufladzie?- Co?- Powiedz mi, proszę, w której szufladzie.- W gabinecie.- W porządku - rzekł Benjamin.- Wpadnę tam jutro w nocy.- Co zrobisz? - zapytała Elaine, patrząc na niego.- Po ten akt.- Wpadniesz do mojego domu?- Zgadza się.Wydostanę go w nocy.- Chcesz się zakraść do mojego domu?- Owszem.Elaine zmarszczyła brwi.- To najgłupszy pomysł, o jakim słyszałam - oznajmiła.- Co w tym głupiego?- Bo po prostu zadzwonię do ojca i on mi go przyśle.- Ale przecież nie mogą się dowiedzieć o niczym, zanim weźmiemy ślub.- Och.- Więc już wszystko ustalone.- Powiedziałam ci, że jeszcze się nie zdecydowałam.- Wiem - odparł Benjamin.- Ale tak właśnie to zrobimy.- Wstał i podszedł do szafy, by sprawdzić, czy wyschła już skarpetka wisząca na gałce.- Rozumiem, że masz klucz od domu - rzucił.- Benjaminie?- Co?Elaine obróciła się na krześle i spojrzała na niego.- Czy ty naprawdę zdajesz sobie sprawę z tego, co chcesz zrobić?- Oczywiście.- Chcesz wpaść do mojego domu w środku nocy i wykraść akt urodzenia, ale czy myślisz o reszcie?- Oczywiście.- Czy pomyślałeś o tym, że trzeba będzie znaleźć jakieś mieszkanie i robić codziennie zakupy?- Jasne.- Nie pomyślałeś o tym.- No cóż, nie myślałem jeszcze o tym, jakie płatki śniadaniowe będziemy kupować w sklepie.- Dlaczego nie?- Słucham?- Przecież właśnie o takich sprawach musisz myśleć, Benjaminie.Sądzę, że będziesz miał ich dosyć już po dwóch dniach.- Ale przecież nie będę miał dosyć ciebie.Elaine wstała.- Prawdopodobnie będziesz - odparła.- Daj spokój.- Nie jestem taka, jak myślisz.- O czym ty mówisz?- Jestem zwyczajną dziewczyną - kontynuowała Elaine.- Nie jestem błyskotliwa ani efektowna, ani nic w tym rodzaju.- No i co z tego?- No i uważam, że lepiej by ci było z kimś błyskotliwym i efektownym.- Wcale nie - stwierdził Benjamin.- Chcesz mieć szarą gęś?- Właśnie.- A dzieci?- Co dzieci?- No, chcesz mieć dzieci? - spytała Elaine.- Bo ja chcę.- Ja też.- Daj spokój.- Co?- Jak ktoś taki jak ty mógłby chcieć dzieci?- Kiedy ja chcę.- Nie chcesz.- Do cholery, Elaine.Ja chcę mieć dzieci.Zmieńmy już temat.- Poza tym - ciągnęła Elaine - jesteś intelektualistą.Benjamin zerwał skarpetkę z gałki i odwrócił się.- Elaine?- A ja nie jestem.- Elaine?- Jesteś intelektualistą i powinieneś ożenić się z intelektualistką.- Cholera! - krzyknął Benjamin.Cisnął skarpetkę na podłogę.Przeciął pokój i znowu usiadł na krześle.- Posłuchaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl