[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc kończy karierę.Myślę, że jeśli na stare lata zwiększą mu sięwydatnie dochody, nie będzie się sprzeciwiał.- Niekoniecznie.Tak samo jak Ramose gotów jest spokojnie spędzić resztężycia w miasteczku.- %7ładen człowiek nie jest podobny do drugiego, mój drogi Abri.Kenhir mazapewne jakieś skryte pragnienia, moglibyśmy je zaspokoić.Jest żonaty?- O ile wiem, to nie.- Gdzie pracował, nim dostał się do Miasta Prawdy?- W jakiejś nędznej pracowni na Zachodnim Brzegu, wypatrzył go tamRamose.- Czy znalazłbyś do niego dojście?- Nie takie to łatwe.Kenhir rzadko opuszcza miasteczko.- Czy znajdziesz jakiś pretekst, żeby z nim porozmawiać?- Co miałbym mu powiedzieć?- Zjednałbyś go sobie, proponując mu, żeby za sporym wynagrodzeniempomógł ci w twoich obowiązkach naczelnika.Dostałby na przykład dwiemleczne krowy, kilka sztuk cienkiego lnianego płótna i dwanaście dzbanównajlepszego wina.Potem zgodzisz się dawać mu więcej, wciąż wyduszając zniego wszystkie wiadomości.- Wiele wymagasz.- Nic ci nie grozi, Abri.Kenhir albo jest nieprzekupny, albo się połakomi.Namiestnik skrzywił się.- Mówisz o takim szczodrym wynagrodzeniu.Trudno mi będzie tylewycisnąć z majątku.- Bądz spokojny, mój drogi, biorę to na siebie.Abri odczuł ulgę.- W takim razie zgadzam się podjąć próbę, choć nie ręczę za sukces.Przez krótką chwilę kapitan czuł, że ogarnia go zniechęcenie.Przy taklichych sojusznikach trudno będzie poznać tajemnice Miasta Prawdy.Tojednak dopiero początek drogi i stopniowo można pozbyć się niedorajdów.Abrim przynajmniej łatwo będzie kierować.- Czy nadzorujesz prace, które rzemieślnicy z Miasta Prawdy wykonują pozaobrębem miasteczka?- Ani trochę - odparł z ubolewaniem Abri.- Wystosowałem już wiele pism,ale wezyr wciąż pozostaje głuchy.- Czy wiesz, ile i jakich towarów dostarcza się do miasteczka?- Rzemieślnikom nie brakuje niczego.Codziennie otrzymują w obfitościwodę, mięso, warzywa, oliwę, maści, odzież i.czy ja wiem, co jeszcze? A PisarzGrobowca składa skargi, ilekroć dostawa się opóznia lub nie podoba mu sięjakość towaru.Na szczęście od pewnego czasu Kenhir zgłasza mniej pretensji.- A to dlaczego?- Kierownik brygady pomocniczej znalazł sobie pomocnika, młodego,potężnie zbudowanego chłopaka.Ten pomocnik, nazywa się Ognik, potrząsnąłcałą brygadą pracującą na potrzeby Bractwa.Wydaje się, że ten chłopak maciężką rękę i potrafi wymusić posłuch.- Czy przypadkiem nie pracował on kiedyś u garbarza?- Istotnie.Według tego, co opowiadał mi Sobek, tutejszy naczelnik policji,Ognik stawał przed Komisją Przyjęć Miasta Prawdy, ale został odrzucony.Przyjęto go wszakże do brygady pomocniczej i mam wrażenie, że wyżywa sięteraz na towarzyszach.Kapitan przypomniał sobie chłopaka, który zrobił mu doskonałą tarczę.Uparciuch, nie zgłosił się do koszar i nie zaciągnął do wojska.Teraz zapewnegorzko tego żałuje.- Kto wyznacza ludzi do brygad pomocniczych?- W teorii Pisarz Grobowca, ale nie zajmuje się każdym z osobna nosiwodą, wprzeciwieństwie do naczelnika Sobka i jego policjantów, którzy przepuszczajątylko osoby im znane.- Ten Sobek.Co to za typ człowieka?- Zarzuca mu się skłonność do używania przemocy i brak dyplomacji, aleokazał się tak świetnym fachowcem, że pewnie długo jeszcze utrzyma się nastanowisku.- Awans oddaliłby go od Miasta Prawdy.- Wezyrowi bardzo na nim zależy.- Dowiedz się wszystkiego o tym Sobku.Na pewno ma jakieś słabostki.- To bardzo niebezpieczne przedsięwzięcie, kapitanie.- Ty też na tym skorzystasz, mój drogi.Kreteńskie, bardzo cenne wazypięknie by wyglądały w twoim domu.- Marzę o nich od dawna.- Takie marzenie lada moment może się spełnić i nie tylko ono, jeśli twojewysiłki okażą się owocne.Jeszcze jedno pytanie.Czy rzemieślnicy chwilowonie skierowani do żadnej oficjalnej pracy mają obowiązek pozostawać wobrębie miasteczka?- Nie, mogą wychodzić, kiedy chcą i dokąd chcą.Niektórzy mają krewnych naWschodnim Brzegu i odwiedzają ich.- Zawiadom mnie, gdy tylko któryś będzie wychodził.- Nie będzie łatwo.Członkowie Bractwa, wychodząc z miasteczka, nie musząnikomu się meldować.Zrobię jednak, co będę mógł.32Na widok Ognika piekarz czym prędzej podał mu okrągły chlebek, mięciutki,ze złocistą skórką.- Znakomity - stwierdził młody człowiek.- Robisz postępy.Co przygotowałeśna dzisiaj?- Długie bułki, trójkątne chlebki, ciasta i placuszki.- Z mąki jesteś zadowolony?- Nigdy nie była tak doskonała!Ognik, zadowolony z inspekcji, odszedł, a piekarz odetchnął z ulgą.PotemOgnik wstąpił do browaru, gdzie w daktylowej zalewie moczyły się na półwypieczone chlebki jęczmienne.Uzyskany tu płyn po przecedzeniu zostanieprzerobiony na mocne piwo świąteczne.- Czy otrzymałeś wreszcie kocioł, który ci zamówiłem? - zapytał Ognik.Pytanie to zakłopotało piwowara.Nie chciał skarżyć na kolegę z brygadypomocniczej i narażać go na gromy ze strony Ognika.- Tak.to znaczy.prawie.Malutkie opóznienie.nic groznego.Młody człowiek oddalił się energicznym krokiem, przeszedł obok warsztatuszewskiego, mijając kłaniającego mu się szewca, potem wąską, skalistą dróżkąruszył w głąb dolinki, gdzie mieścił się warsztat kotlarski.Kotlarz siedziałprzed paleniskiem ułożonym z drobnych kamyków, na których leżał węgieldrzewny.Skórę miał twardą jak u krokodyla, a cuchnął jak gnijąca ryba.Przyciskał miech z koziej skóry, a metalową końcówkę wtykał w palenisko.- Zapomniałeś o moim zamówieniu? - zwrócił się do niego Ognik.- Ty tutaj nie jesteś władzą.Uprzedziłem Bekena garncarza, że mam dwakotły do wyklepania i jeden do ocynkowania.Pomocnik mi się rozchorował iwięcej zrobić nie dam rady.- Sądząc po wyglądzie paleniska, od dawna nie rozpalałeś ognia.Jesteś nauboczu, więc korzystasz z tego i zajmujesz się nie wiadomo czym.- Takie uwagi możesz robić komuś innemu! Wiesz, gdzie je mam?Ognik podniósł przepalony kocioł i trzasnął nim o kamienie.Kotlarz ażpodskoczył.- Oszalałeś! Wiesz, ile czasu zajmie mi naprawa?- Jeśli nie będziesz wykonywał poleceń, nie zostawię tu ani jednego całegokotła.Dzień i noc będziesz się musiał męczyć, nim je naprawisz!Rozwścieczony kotlarz rzucił się z miechem na Ognika.Ten z łatwościąrozbroił go i przewrócił na piasek.Ze wstaniem kotlarz miał trudności.- No to będziesz wreszcie słuchał?- Dobrze już, dobrze, Ogniku.Wygrałeś.*- Moje uznanie, Ogniku.Sobek zmierzył wzrokiem młodego olbrzyma, który kosztował właśniepotrawę z bobu z przyprawami.- Ludzie z brygady pomocniczej nie lubią cię, ale już wiedzą, że trzeba cięszanować.- Polecenia wydaje Beken garncarz.- Komu to mówisz, Ogniku? Beken to kukiełka w twoich rękach.Jak na swójwiek, dobrze się zapowiadasz.Byłbyś znakomitym policjantem.- Mylisz się, Sobku [ Pobierz całość w formacie PDF ]