[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– To jedna z niewielu współczesnych kapel, które lubię.– Stanowczo muszę popracować nad twoimi muzycznymi upodobaniami –powiedziałam.– Grozisz mi od rana? – mruknął, skręcając w wąską ulicę.– Na chodnikach staliludzie cieszący się piękną pogodą.Zaparkował i piosenka się skończyła.Pozwoliłam,żeby otworzył przede mną drzwi.Po drodze minęliśmy niewielki park, gdzie grupkistarszych panów grały w domino przy stołach pod pasiastymi namiotami.Ogrodzeniezdobił kolorowy mural.Nigdy nie widziałam czegoś takiego.– One nic nie znaczą,zrozum – powiedział nagle Noah.– Co takiego?– Pieniądze.Popatrzyłam wokół i zobaczyłam, że fasady domów są zaniedbane, a samochódNoaha wyróżnia się spośród innych aut.– Mówisz tak, bo twoja perspektywa jest trochę wypaczona.Ty masz tę forsę.Noah zatrzymał się i patrzył przed siebie.– To nie jest moja forsa – powiedział, a w jego głosie wyczułam napięcie.–Zarabianie jest dla ojca wymówką, żeby nie spędzać czasu z nami.Choć z drugiejstrony, nawet jeśli nic mi nie zapisze, jest fundusz, którym będę mógł zarządzać,kiedy skończę osiemnaście lat – dodał już łagodniej.– No widzisz.A kiedy obchodzisz urodziny?Znów zaczął iść.– Dwudziestego pierwszego grudnia.– Czyli je przegapiłam.– Z jakiegoś powodu zasmuciła mnie ta wiadomość.– Tak.– Już wiesz, co zrobisz z tą fortuną?Uśmiechnął się.– Zamienię na złote monety i będę się w nich tarzał.Ale najpierw – ujął mnie zarękę – zjemy lunch.29Zrobiło mi się gorąco, kiedy czując dotyk Noaha, weszłam z nim do zatłoczonejrestauracji.Obserwowałam jego pro l, kiedy rozmawiał z kierownikiem sali.Sprawiał wrażenie kogoś innego niż ten, którego poznałam dwa tygodnie temu.Czynawet tego, który przyjechał po mnie rano.Sarkastyczny, zdystansowany, wycofanyNoah stał się troskliwy i bezpośredni.Poczułam, że mocniej ściska mi dłoń.Twarz munagle pobladła.– Noah? – Miał zaciśnięte powieki i bez żadnego wyraźnego powodu zaczęłam siębać.– Nic ci nie jest?– Daj mi chwilę – poprosił, otwierając oczy.Puścił moją rękę.– Zaraz wrócę.Zawrócił do wejścia i wyszedł na ulicę.Zdezorientowana usiadłam przy stoliku,który wskazał mi kierownik sali, i sięgnęłam po kartę.Chciałam zamówić coś dopicia, więc uniosłam głowę i zaczęłam się rozglądać za kelnerem.Wtedy gozobaczyłam.Jude.Obserwował mnie spod daszka bejsbolówki, stojąc w kolejce ludzi oczekującychna miejsce.Zaczął ku mnie iść.Zacisnęłam powieki.On już nie istniał!– Co robi taka piękna dziewczyna samotnie przy stoliku? – Podskoczyłam nadźwięk tego głosu.Nie należał do Noaha.Ani do Jude’a.Otworzyłam oczyi zobaczyłam chłopaka o jasnej cerze, blond włosach i orzechowych oczach, stojącegoprzy sąsiednim stoliku i intensywnie się we mnie wpatrującego.Był przystojny.– Czymogę się przysiąść? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, zajął miejsce koło mnie.Spojrzałam na niego nieprzyjaźnie.– Jestem tu z kimś – powiedziałam.Gdzie ten Noah?– Och? Z chłopakiem?Milczałam przez chwilę, zanim odpowiedziałam.– Z przyjacielem.Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.– To głupek.– Słucham?– Głupek, jeśli jest tylko przyjacielem.Ja bym nie wyrobił, gdybym miał być tylkotwoim przyjacielem.Notabene mam na imię Alain.Skrzywiłam się.Co to za gość?– Na szczęście, Alan – powiedziałam, celowo przekręcając jego imię – nie uważamtego za problem.– Nie? A czemu?– Bo zaraz stąd znikniesz – powiedział Noah zza moich pleców.Odwróciłam się i spojrzałam przez ramię.Stał, lekko pochylony nade mną.Widaćbyło w nim napięcie.Alain wstał, poszperał chwilę w kieszeni dżinsów i wyciągnął długopis.– Na wypadek gdyby jednak znudził ci się twój przyjaciel – powiedział, pisząc cośna serwetce – zostawię ci swój numer.Przesunął serwetkę w moją stronę.Noah sięgnął ponad moim ramieniem i ją przechwycił.Alain spiorunował go spojrzeniem.– Ona ma prawo sama decydować [ Pobierz całość w formacie PDF ]