[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jednakże to jest jej ojciec.- Ojciec, który w życiu na oczy jej nie widział.I odwrotnie.I nie wiem, czy jest, może tylko był.Uważasz, że co, szoku od tego zdjęcia dostanie? Niby dlaczego? To tutejsze widziała miliony razy!Dorotka zrozumiała, że jest mowa o jej rodzicach.Sama też nie mogła pojąć, dlaczego miałaby dostać szoku od widoku swego ojca na jakimkolwiek zdjęciu.O tym, że po przyznaniu się do ojcostwa, wcale nie chciał jej znać, doskonale wiedziała od urodzenia, znała historię rozpaczliwego romansu matki i pogodziła się z nią dawno temu.Wdzięczna im była nawet, tym rodzicom, że ma w metryce imiona obojga i nie wymagała więcej, chyba nawet tego ojca trochę rozumiała, bo jeśli matka podobna była do swoich sióstr.Mimo wszystko lepiej mieć ojca nieznanego, niż zamkniętego w Tworkach, a to mu niewątpliwie groziło.- Wy głupie jesteście beznadziejnie - mówiła zirytowana Melania.- Jego znajomość z Wandzią musi o czymś świadczyć! Nie wiem jeszcze o czym, muszę się zastanowić, ale nie wierzę, że o niczym!- Pytanie, jaka to była znajomość - przerwała jej Felicja sceptycznie.- Raz się znaleźli razem na jakimś przyjęciu polonijnym, wielkie mecyje.Zobacz roślinność, oba zdjęcia z tego samego miejsca, mógł z Wandzią nawet słowa nie zamienić.- Stoi obok niej! Pod rękę ją trzyma!- Każdy dżentelmen starszej pani posłuży ramieniem.A nikt nie zaprzeczy, że Andrzej był dobrze wychowany.- A niechby nawet ją znał i na kolacji u niej bywał -powiedziała niecierpliwie Sylwia.- To co z tego? Nie mieszkał przecież u niej do tej pory.- Dwie zakamieniałe debilki.Dziesięć lat temu żarł u niej kolacje, a w pięć lat później ona nie umiała go znaleźć?! Rozwiał się, zdematerializował?!- Znikł jej z oczu - powiedziała Felicja.- Pojechał gdzie indziej i nie zostawił adresu - dołożyła Sylwia.- Poza tym, ja się wcale przy tych kolacjach nie upieram.- I po tej znajomości Wandzia nie wiedziała, że Dorotka nazywa się Pawlakowska.?!!!Teraz wreszcie Felicja i Sylwia zamilkły, a Dorotka na schodach poczuła iskrę zainteresowania.Rzeczywiście, może coś w tym było.- Szukała najpierw Krystyny - powiedziała Felicja niepewnie.- A on jej nie powiedział, że Krystyna nie żyje?! Wiedział o tym doskonale, był na pogrzebie!- No to nie wiem.O co ci chodzi w ogóle? Dobra, Andrzej znał Wandzię, a Wandzia Andrzeja, to co, mamy się przez to powiesić czy podpalić dom?- Nie - powiedziała uspokojona nagle Melania.- Wyciągnąć wnioski.- Ja nie potrafię - zastrzegła się Sylwia od razu.- Nikt od ciebie nie wymaga.Przede wszystkim, nie mówić Dorotce.- Przestańcie - powiedziała Dorotka, schodząc z ostatnich stopni.- Stoję tu przecież od godziny i słucham.Nie rozumiem, dlaczego macie mi tego wszystkiego nie mówić.Doskonale wiecie, że nie mam żadnych obsesji ani żadnego szmergla na tle ojca.Nie znam człowieka, ale podobno był przyzwoity, a nie jakiś łajdak.I nie mam żadnych pretensji, że mnie nie zabrał, wcale nie wiem, czyby się nie ożenił drugi raz i nie uszczęśliwił dziecka macochą, taką megierą jak z bajki.Może bym już nie żyła.Więc jeśli trzeba się nad czymś zastanawiać, proszę bardzo, ja też mogę.Ojciec znał chrzestną babcię w Stanach, fajnie, na pewno nie polecę przez to na byle który most i nie skoczę do Wisły.Wynika z tego tylko tyle, że do tych Stanów pojechał, każdemu wolno.I co?Wkroczyła do jadalni z całym brzemieniem śmieci w objęciach, zapomniawszy, co trzyma.Ciotki patrzyły na nią przez chwilę, odrobinę zaniemiałe.- Proszę, jaka myślicielka nam się tu znalazła.- zaczęła Melania ironicznie, ale słabo i jakoś jej ta ironia sklęsła.- W porządku, możesz słuchać, ale nie mądrzyj się przesadnie - zezwoliła Felicja łaskawie.- A tak między nami mówiąc, napiłabym się herbaty.- No właśnie, i co? - zaciekawiła się Sylwia.- Przyszło ci coś do głowy?Dorotka herbatę mogła wyprodukować zupełnie odruchowo, ale zabrakło jej ręki.Ściśle biorąc, nawet dwóch rąk, obie miała zajęte śmieciami.Bez sekundy namysłu, nie zastanawiając się, co czyni, cały nabój złożyła na kolanach Melanii, która, również odruchowo, ogarnęła go ramionami.Nie był obrzydliwy, nic w nim nie gniło, dotykanie tych resztek opakowań nie budziło wstrętu i przez chwilę siedziała, gapiąc się na nie bezmyślnie.Potem oprzytomniała.- Co ona mi tu dała, oszalała chyba! Co ja mam z tym zrobić?!- Wynieś na śmietnik - poradziła Felicja [ Pobierz całość w formacie PDF ]