RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziki szkielet przesądził sprawę.Zapadło posta­nowienie dostarczenia dorszado mrowiska.Nieco kłopotów nastręczył tylko transport woniejącego przeraźliwie brzemienia.Obarczenie nim Chabra odpadało, Pawełek miał obawy, że pies ściśnie zębami za mocnoi pogniecie, Janeczka uważała ciężar za zbyt wielki i niewygodny, mimo iż Chaber prezentował wyraźną sympatię do rybich szczątków.Widać było, że przy wleczony łeb uważaza najpiękniejszą zabawkę, jaką zdarzyło mu się w życiu posiadać.Znaleźli w końcu patyk, którym przebili łeb na wylot, i nieśli go za oba końce.Trudności w drodze powrotnej nie uległy zmniejszeniu.Dopiero teraz uświadomili sobie, jakim błędem było pozostawienie w grajdole sandałów.Po piaszczystej drodze szło im się nieźle, ale dalejw głębi lasu pojawiły się sosnowe igły, szyszki i korzenie, kłujące bose podeszwy.Patykz dorszem utrudniał ruchy.- Więcej niczego nie niosę! - oznajmił stanowczo Pawełek.- Żeby tu złoto leżało albo brylanty i granaty, nie biorę!Chaber, który usłyszał wyraźny rozkaz powrotu domu, prowadził po swojemu.Niekiedy biegł drogą, niekiedy zbaczał i ruszał na przełaj, przez las.Niewątpliwie szedł na azymut, wybierając najkrótszą trasę, jego państwo jednakże przebywali doły i góry resztkami sił.Już wydawało się, że część ciężaru odpadnie, kiedy na łagodnym, trawiastym garbie natrafilina drugie mrowisko, ale nic z tego nie wyszło.Mrowisko znajdowało się w samym środku kępy dzikich róż, niezbyt gęstych, ale dostatecznie kłujących, żeby bose stopy nie zdołały przez nie przebrnąć.Nie udało im się dosięgnąć dorszem mrówek i trzeba było nieść go dalej.- Niepotrzebnie idziemy do domu - stwierdziła Janeczka, ruszając po kolejnym odpoczynku.Pawełek spojrzał na siostrę prawie z przeraże­niem.- A gdzie ty chcesz iść?- No, do domu, ale nie od razu.Najpierw dziki i szkielet.Z domu musielibyśmy leciećz powro­tem!- A, rzeczywiście.Nie dadzą nam lecieć z po­wrotem, będzie obiad.- Kolacja - poprawiła smętnie Janeczka.- Obiad już dawno był.Gdzie im ten chleb położymy?- Nie wiem.W tych chaszczach chyba, nie?- Nie wiem, w których chaszczach.Pełno tu tego.Lepiej tam, gdzie one ciągle chodzą.W tych trzcinach.- Może być w trzcinach.Nad Zalewem.To najpierw chodźmy nad Zalew, a potemdo mrówek.Mrówki bliżej domu.- Bardzo dobrze, Chaber zapamięta miejsce.I wieczorem przyjdziemy podglądać.- Rany, ale będzie draka! - westchnął Pawełek, po słońcu oceniając spóźnienie na obiad.Draki jednakże nie było, państwo Chabrowiczowie bowiem oczekiwali swoich dziecina plaży.Kiedy późnym popołudniem pani Krystyna zdecy­dowała się zostawić na posterunku męża, a sama wróciła do domu, dzieci już były.Siedziały w łazien­ce i myły nogi.O tym,że wróciły zaledwie pięć minut wcześniej, pani Krystyna nie wiedziała, była przekonana,że czekają już dawno, i za spóźnienie obiadu obwiniła siebie.Dzieci starannie unikały wyprowadzenia jej z błędu.Pana Romana sprowadził z plaży Chaber, z którym razem weszłado pokoju nieznośna woń i zaraz po obiedzie trzeba było ką­pać psa.Potem nadciągnęli inni mieszkańcy willi i poja­wiła się zapowiadana wcześniej przez panią Krysty­nę dziewczynka.Należało się nią zająć, złożona ra­no obietnica obowiązywała.Nowa przyjaciółka nie spodobała się Janeczce.Imię Mizia nie budziło jej zastrzeżeń, mogła się nazywać Mizia, dlaczego nie.Imię jak imię.Inne cechy Mizi były nie do przyjęcia.Przede wszystkim bała się Chabra, co dobitnie świadczyło, że musiała być beznadziejnie głupia.Obydwoje z Pawełkiem namęczyli się straszliwie, nakłaniając ją, żeby pozwoliła się obwąchać.Ustawicznie wykrzykiwała coś wyjątkowo kwikliwym głosem, zaś treść okrzyków świadczyłao niej jak najgorzej.- Ojej, ojej! - kwiczała, unosząc ręce w górę i nie wiadomo po co wspinając się na palce.- Ojej, mnie zje! On mnie zje! Ojej! Zabierzcie go!Pawełek mruknął pod nosem coś, czego za nic i świecie nie powtórzyłby głośno,i odwrócił się do Mizi tyłem, pełen wstrętu.Janeczka prezentowała lodowaty spokój.- Nie zje cię - rzekła zimno.- Jest najedzo­ny.- Ojej! On mnie wącha! Ojej!Pawełek nie wytrzymał.- A coś ty chciała? - spytał gniewnie.- Żeby ci guziki przyszywał? Pies jest od wąchania!- On na mnie patrzy! Ojej! Taki duży!Janeczka miała tego całkowicie dość.Od razu stało się widoczne, że Mizia potwornie skomplikuje wszystkie plany [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl