[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Jeśli chcesz, zacznij już jutro.Ja ją muszę mieć, bo trzeba kupić zapasy, a nic się nigdzie nie mieści.Wandzia, Rojkówna z domu, przyjeżdża ze Stanów i nie wiem, jak ją należy karmić.Marcinek o Wandzi Rojkównie usłyszał po raz pierwszy.Zainteresował się nią najpierw średnio, a potem znacznie gwałtowniej.- To ileż ona może mieć lat? - spytał w zadumie.- Musiała być chyba dorosła do tego chrztu?- Nie wiem, czy musiała, ale była.Teraz ma blisko dziewięćdziesiątkę.Wychodzi nam, że osiemdziesiąt osiem.- I przyjeżdża umrzeć na ojczystej ziemi?- O umieraniu, zdaje się, Wojciechowski nie pisał.Przyjeżdża pożyć na ojczystej ziemi.Chce, takie mam wrażenie, kupić sobie mieszkanie.- To po co pani robi miejsce.?- Bo wątpię, czy kupi mieszkanie w godzinę po przyjeździe.- A ma za co?Felicja nie kryła przed Marcinkiem swoich osobliwych zaników pamięci.- Nie wiem.Tak mi się jakoś wydaje, że mogłaby pertraktować o posiadłość z ambasadorem amerykańskim.Notariusz ględził jakieś bzdety o wielkim majątku, milionerka i tak dalej.Ale w tym wieku już chyba nie pracuje, nie? Jeśli będzie rozrzutna.- I nie ma żadnej rodziny? To chyba napisała albo napisze testament na waszą korzyść?- Nie wiem.Nic mnie nie obchodzi jej testament.Nie była to prawda, ale Marcinek nie musiał o tym wiedzieć.Jego samego testament obchodził bardzo.Wyobraził sobie testament milionerki na korzyść Felicji.Boże drogi, jak doskonale mógłby na niej zarabiać, lekką ręką płaciłaby za wszystko, starczyłoby jej bez problemu, może nawet, wielkodusznie i z dobroci serca, dołożyłaby mu sumy, brakujące do tej wymarzonej wycieczki po Europie!- Ja bym chciał, żeby ona ten testament dla was napisała - wyznał smętnie i prostodusznie.- I co by ci z tego przyszło?- No jak to, od razu by się.znalazło więcej roboty dla mnie.- Wydaje ci się, że napisze testament i od razu umrze? Nie wiadomo, komu z brzega.- E tam.W takim wieku byle katar wystarczy.Albo może potknie się na schodkach, bo chyba trochę źle widzi.?- Zapewniam cię, że nosi okulary.Stać ją na to.- Ja się nie upieram, ale może zje co niedobrego.U nas o takie rzeczy łatwo.I na przejściu dla pieszych wymyśli sobie pierwszeństwo.Jak byłem w tej Kopenhadze, widziałem, że autobus się zatrzymywał, a ludzie leźli.A podobno kiedyś to nawet i tramwaj.Osoby w starszym wieku, jak już mają przyzwyczajenia, to na mur.- Przestań mi tu snuć głupie prognozy! Chcesz jeszcze herbaty?Marcinek chciał.Jak długo siedział przy stole, tak długo z robotą miał spokój.Pani Stefcia myła łazienkę na górze, żadnej pomocy przy tym nie żądając.Sylwia wróciła ze sklepu, wlokąc za sobą wyładowany wózeczek na zakupy i na widok Marcinka nad talerzem dziwnie się jakoś zachłysnęła.Felicja za to na widok siostry i wózeczka skrzywiła się z całej duszy.- Ty naprawdę myślisz, że Wandzia to wszystko zeżre?- O, właśnie.! - ucieszył się Marcinek.- Niestrawność gwarantowana!- Nic tu nie ma niestrawnego - oburzyła się Sylwia.-Wszystko pójdzie do lodówki i do zamrażalnika.Z wyjątkiem wątróbek drobiowych i brokułów, brokuły na dzisiaj, bo zżółkną.A z mięsa to ja nie wiem, co ona będzie jadła, wiać na wszelki wypadek.Kupiłam kaczkę, skąd wiesz, czy ona przez całe życie nie marzyła o kaczce? Z jabłkami?Felicja jęknęła, a Marcinek natychmiast wywęszył obiad.Sylwia wciągnęła wózeczek do kuchni i zaczęła wyjmować z niego produkty, upychając je w lodówce.- Zamrażalnik w piwnicy.- zaczęła Felicja.- Do zamrażalnika w piwnicy nic ci nie dam - przerwała jej natychmiast Sylwia z wielką energią.- Zapchany po dziurki w nosie.- Toteż właśnie.- Toteż właśnie! Co tam włożysz, przepada! Nie wiem, co w nim jest, i nic mnie to nie obchodzi! Pół roku temu doprosić się nie mogłam, żebyś wyjęła wołowinę na pieczeń! Przez dwa tygodnie na kolację miały być naleśniki z serem, nowe w końcu zrobiłam, do tej pory tam leżą! Dosyć mam twojego idiotycznego zamrażalnika! Co to jest.?!!!- Które?- To tutaj? Co to za jakaś zaraza.?!Felicja zajrzała jej przez ramię i wyjęła paczkę z ręki.Zamrażalnik w piwnicy stanowił jej osobistą inwestycję, z której była skrycie dumna i zawierał w sobie jedną potworną bryłę lodu nie do rozbicia i nie do rozpoznania.Wzbraniała siostrom zbliżać się do niego, pełna wielkich nadziei, że w jakimś momencie okaże się ratunkiem przed głodową śmiercią i najazdem niespodziewanych gości.Co w nim jest, sama nie pamiętała, ale napawał ją poczuciem bezpieczeństwa i dostatku.Symulowała niekiedy chęć wyjęcia z niego jakiegoś zamrożonego produktu, ale od początku jego istnienia ani razu taki wypadek nie nastąpił.Poniechała teraz sprzeczki z Sylwią, wpatrzona w trzymaną w ręku, wyjętą z lodówki paczkę.Co też to mogło być.?- Nie wiem - powiedziała, sama zaciekawiona.- Trzeba zobaczyć.Sylwia porzuciła wózeczek i odwinęła z paczki folię, trzeszcząc warstewką lodu.Felicja pomogła jej.Marcinek, nie ruszając się od stołu, wyciągnął szyję.W paczce znajdowały się: kilogram soli w przypłaszczonej foliowej torebce, dwa opakowania rajstop, duża koperta z kolorowymi zdjęciami kwitnących roślin z ogrodu botanicznego i jedno opakowanie chusteczek higienicznych.- Można wiedzieć, po co to wszystko zamroziłaś? - spytała Sylwia z wielkim zainteresowaniem.- Ja.?!!! - rzuciła się z pazurami Felicja.- A KTO?!!!- Nie wiem.Ja tu sama nie mieszkam.Może ty.Może Melania.Może nasza księżniczka.!- Bądź tak dobra, zachowaj jakieś umiarkowanie i nie przypisuj Dorotce swojej sklerozy.Ostatecznie, jest najmłodsza.- Skleroza nie od wieku zależy!- No to co? Mogłaś ją mieć od urodzenia, mnie wszystko jedno.Po jaką ciężką migrenę pchasz takie rzeczy do zamrażalnika i ja potem nie mam miejsca na mięso?! Ciekawe, czego mogłaś napchać do tego swojego pudła w piwnicy?! Nic dziwnego, że żarcia stamtąd wydostać nie można!Felicja opanowała emocje, bo zamrożone produkty bardzo ją rozśmieszyły.- Odczep się.Popatrz lepiej, jakie ładne zdjęcia tych kwiatów, to chyba Melania robiła.Poza tym jestem pewna, że nie kupiłaś soli, więc ta zamrożona bardzo się przyda.Czyje te rajstopy?- Nie moje.Dobrze wiesz, że nienawidzę rajstop i noszę pończochy.- Ale zdjęcia Melanii.Więc to nie ja, tylko ona.- Marcinek, zabierz ją stąd, tę twoją protektorkę - poprosiła Sylwia z furią.- Niech ja się spokojnie rozpakuję, bo się mogę zdenerwować.Won z tej kuchni!!!Nie widząc żadnych dalszych możliwości jedzenia, Marcinek spełnił jej prośbę.Felicja wprawdzie, wiedziona zwykłym sobie uporem i odruchami sprzeciwu, usiłowała pozostać na miejscu, ale jedno pytanie o lokalizację półki w spiżarni wystarczyło, żeby zapomniała, o co się tu kłóci.Sylwia zyskała odrobinę spokoju, a Marcinek w skupieniu jął mierzyć odległość od poprzecznych ścianek i zaznaczać miejsce na śruby, pewny już, że obiadu bez trudu doczeka [ Pobierz całość w formacie PDF ]