RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdaje się, że żywopłot Wściekleca był nieco kolczasty. W takim wy-padku. Wszystko wraca do rodziny  uzupełnił skwapliwie wuj Ignacy, ponieważ ciot-ka godnie urwała. Obawiam się, że wątpliwości się mnożą. Nie obawiasz się, tylko masz nadzieję.Ale i tak nic z tego. To po prostu trzeba zbadać.Może w rozmowie bezpośredniej.Babcia, najwyrazniej w świecie, ogłuchła, w ogóle nie reagowała na wypowiedzi resz-ty rodziny, a nikt jakoś nie ośmielił się zaczepić jej nachalnie i wprost.Z uporem wypy-145 tywała moje dzieci o warunki i zwyczaje szkolne, o rozrywki młodzieży, o sposób spę-dzania wakacji, a także usiłowała dociec, do czego i któremu z nich potrzebne są ka-mienie brukowe, te, które zleciały z sufitu na ciotkę Izę i wuja Filipa.Cierpliwie wysłu-chała całego wykładu na temat geologii, ale nawet ja nie zdołałam się zorientować, któ-re z nich na tę geologię zapadło, Kasia czy Tomek.Potem zaś dała się wpędzić w prze-pisy kulinarne.Obok mnie siedział przy stole Aukasz Darko, potraktowany przez Eleonorę prawiejak najbliższy przyjaciel.Zapewne decybele z mojego samochodu zapadły jej w pamięćna zawsze i postanowiła być dozgonnie wdzięczna wybawicielowi.Skorzystałam z oka-zji. Dziękuję panu  powiedziałam z serca.Zrozumiał od razu, co mam na myśli. Drobiazg.Trochę się bałem, że ten histeryk poszczuje na panią goryli.Na ogółstrzelają celnie, ale mogła im ręka drgnąć, a byłem tuż za panią, więc właściwie działa-łem na własną korzyść. Rzeczywiście pan go zna? Prawie jednostronnie.Widziałem go parę razy i nawet wiozłem, a tę mordę trud-no zapomnieć.On na mnie chyba nie zwrócił uwagi.A pani? Co ja? Zna go pani? Mniej niż pan.Widziałam go dwa razy, ten raz tutaj był drugi.Skąd pan wie, że onsię nazywa Karczoch? Naprawdę tak się nazywa? A diabli wiedzą.Takie nazwisko ma na skrzynce listowej.Czego on, wobec tego,od pani chciał?Domyślałam się trochę, czego ode mnie chciał Wścieklec, czy może raczej czego niechciał.Dawno odgadłam, że więcej znajomi Dominika wiedzieli o mnie niż ja o nich,teraz zaś mogli sobie wyobrazić, iż przejęłam jakieś szczątki spadku po władcy.Jeśliwszyscy prezentowali równie znakomity poziom umysłowy, jak ten tutaj, na dobrą spra-wę mogli sobie wyobrazić każdy idiotyzm.Byłabym to beztrosko wyjawiła Aukaszowi i nawet zaczęłam coś mówić, ale rodzi-na mnie zagłuszyła.Tomek, opisując babci obrazowo przyczyny, dla których nauczył sięgotować, coraz bardziej podnosił głos, babcia bowiem jednym uchem zaczynała słuchaćkłócącej się reszty, acz zainteresowania moim synem nie traciła.Ciotka Iza doszła na-gle do wniosku, że rozmowę bezpośrednią można przeprowadzić od razu, skoro tu sie-dzę pod ręką, i ruszyła do ataku, mitygowana odrobinę przez wuja Filipa, znów ciężkozmartwionego.Lubił mnie chyba, ale bardzo nie chciał narażać się żonie.Ciotka Olgai wuj Ignacy znienacka zmienili front i chociaż nadal byli przeciwni Stefankowi, do-strzegli korzyść w demoralizacji obopólnej.Bo może jednak majątek zostanie w rodzi-nie.?146 Na konkretne pytania byłam zmuszona odpowiadać. Nie, nie jestem szantażystką i nigdy nie byłam.Nie wiem, czy mój konkubent był,nie wykluczam, ale przecież rozstałam się z nim cztery lata temu! Owszem, jeden razwidziałam go w towarzystwie tego jaskiniowca, który się tam awanturował, możliwe, żejaskiniowiec widział mnie więcej razy, możliwe, że mu się coś pomyliło.Nie mam z nimnic wspólnego i nie zamierzam zawierać z nim ścisłej znajomości.Wątpię, czy Eleonorazna go osobiście. Znasz go osobiście?  włączył się podejrzliwie Stasieczek, łypiąc surowym okiemna żonę, daleki, na szczęście, od wytwarzania atmosfery, bo całe wino przywiozłamz Warszawy. Osobiście nie  odparła Eleonora, z wysiłkiem utrzymując śmiertelną powagę. Tylko z widzenia.Ale też słabo. Dlaczego słabo, skoro mieszka tak blisko?  zdziwiła się szczerze ciotka Olga. Bo żywopłoty zasłaniają.On piechotą do sklepu nie chodzi.Gdyby chodził, widy-wałabym go często.Musiałby przechodzić obok naszego domu. A gdzie chodzi? Nie wiem.Słowo daję.Nie podglądam go. To jak go widujesz?  docisnął Stasieczek, przy czym w jego głosie zaświergota-ła pierwsza jaskółka zazdrości.Wywnioskowałam z tego, że nigdy w życiu Wścieklecanie widział na oczy.Rodzina chwilowo zamilkła, wsłuchując się chciwie w dialog małżeński. Raz go widziałam, jak sama wracałam ze sklepu  zaczęła wyliczać Eleonora, ha-mując rozweselenie z coraz nędzniejszym skutkiem  i on przed swoim domem wy-siadał z samochodu.Drugi raz, jak strzygłam nasz żywopłot i byłam na tamtym koń-cu, tylko Kwieciński nas przegradzał, a on wsiadał, ale jeżyny Kwiecińskiego zoba-czył i poleciał je oglądać, więc znalazł się bliżej mnie i miałam okazję mu się przyjrzeć.Awanturował się, że jeżyny płożące i jeszcze do niego przejdą.Nie życzył sobie.A raz.Nie wytrzymałam. Stasieczku, ty powiedz od razu, o co własną żonę posądzasz.O ciemne interesyz tym.prawdopodobnie Karczochem, czy o romans.Bo jeśli romans masz na myśli,równie dobrze możesz do niej od razu wezwać pogotowie psychiatryczne. Dlaczego? Bo on taki piękny, że romansująca z nim cudza żona musiałaby doszczętnie zwa-riować.Albo wzrok stracić, a Eleonora nawet okularów nie nosi.Ty się w lustrze obej-rzyj i sam oceń, czy z wściekłą małpą możesz się urodą równać. Istotnie. wyrwało się ciotce Izie.Charakter Stasieczek miał, jaki miał, ale powłoką zewnętrzną mógł budzić sympatię.Smukły blondyn o szlachetnych rysach, może nieco wiotki, ale nasuwający skojarzenie147 z melancholijnym rycerzem, chwilowo pozbawionym rynsztunku.Osobom o skłonno-ściach macierzyńskich mógł się podobać nawet szaleńczo. Bo jak on wygląda?  spytał nieufnie. Jak rozwścieczony buldog  odparła Eleonora wdzięcznie. Wielki, bykowaty, toporny  uzupełniłam. Z czerwoną mordą, małpim czółkiem i starszy od ciebie o dwie dychy.Poleciałbyśna coś takiego?Nie zważając na generalny brak sensu w pytaniu, Stasieczek nagle zamrugał roman-tycznymi oczkami.Jakieś uboczne względy do niego dotarły. Zaraz.Nasz sąsiad.? Zaraz.Pan Karczoch.? O Jezu. wymamrotał obok mnie Aukasz. No.?  ponagliła z naciskiem ciotka Olga. Ja go znam  powiedział zdziwiony Stasieczek. Rozmawialiśmy sobie na ła-weczce, tam, nad plażą.No rzeczywiście, możliwe, że nie jest atrakcyjny zewnętrznie.Nie bardzo mi się spodobał. Bo co? Mam wrażenie, że proponował mi jakiś przekręt.No, nielegalną transakcję.Nawet nie to, po prostu ominięcie przepisów, chciałby zawładnąć całym terenem tamdalej, za Cetniewem.Ja, ostatecznie, rozumiem, co się do mnie mówi, nawet międzywierszami.Rzecz jest ogólnie możliwa, ale nie tak.Eleonorze rozweselenie nagle sklęsło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl