[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczynam się do niej coraz bardziej przekonywać.Jeżeli Andrzej nie padniemi do nóg. Nie padnie.Nie będzie miał czasu.Chwyci to wszystko i straci przytom-ność, o ile rzeczywiście ma takiego szmergla. Będę mu dawała po kawałku.Skrytkę, rzecz jasna, znalazłam ja, znałam niezle stare meble.Płaska obszer-na szufladka pojawiła się w nieoczekiwanym miejscu, wywęszyłam ją i zdołałamotworzyć.Cała była wypchana prawie wyłącznie gazetami, niekompletnymi, wy-cinkami i pojedynczymi stronami, wyrwanymi z dzienników.Już po minucie poczułam, że znów dostaję wypieków. Zdaje się, że nie musimy ani jechać do Calais, ani zatrzymywać się w Pa-ryżu powiedziałam z ulgą i wzruszeniem. Prababcia była istną perłą! Niewiem, czy nie tego właśnie szukał ten parszywy Heaston.Krystyna oderwała się od przeglądu recept ziołowych natychmiast. Co.? O rany boskie! To ta prasa, którą miałyśmy przeszukiwać?! I nie tylko odparłam uroczyście, sięgając w głąb gazetowego chłamu.Coś mi się widzi, że są tu kopie protokołów policyjnych.Jakim cudem prababciaim to wyrwała?!Krystyna wydarła mi z rąk część makulatury. Musiała dysponować dużą siłą perswazji.Tysiąc dziewięćset szósty rok,no, młoda już wtedy nie była, ale może ciągle piękna.? Była hrabiną i miała charakter orzekłam stanowczo. Wątpię, czykomisarz policji, bądz co bądz mężczyzna, zdołał się jej oprzeć.Czekaj, rozłóżmyto chronologicznie i przeczytajmy porządnie.Zanim zdążyłyśmy usłać gazetami pół podłogi, wywlokłam z szufladki owocoś, co wyglądało na protokóły.Nie były to protokóły sensu stricto, raczej notatkiz przesłuchań z osobistym komentarzem przesłuchującego.Prababcię Klementynę odwiedził pan komisarz Simon we własnej personie,o czym świadczył mały liścik, przyczepiony do jednego z pozostałych pism.Za-powiadał w nim swój przyjazd i prosił o zezwolenie, którego prababcia bez wąt-88pienia udzieliła mu chętnie.Przyjechał zatem i cały dalszy ciąg musiał być wyni-kiem tej wizyty.Siedząc na podłodze, z zapałem czytałyśmy wszystko po kolei.Pan Simon,wezwany telefonicznie, znalazł się bardzo szybko na miejscu rzekomego prze-stępstwa, gdzie zastał nieżywego wicehrabiego de Pouzac i duży bałagan w poko-ju.Pierwsze podejrzenia padły natychmiast na niejakiego Michela Trepona, po-mocnika jubilera, który przed chwilą tam przybył i po chwili znikł tajemniczo, alepan Simon, nie w ciemię bity, zbadał rzecz dokładnie.Dowodem obecności mło-dzieńca była leżąca na podłodze bransoletka, której przedtem nikt nie widział,a która wedle zeznań jubilera, została właśnie przysłana po wygrawerowaniu pa-miątkowego napisu.Pomocnik ją przyniósł.Wedle zeznań lokaja, niósł ją chybaw niedużym żółtym sepeciku, bo zbliżając się do drzwi gabinetu wicehrabiego,sięgał w głąb sepeciku ręką, jakby coś stamtąd wyjmował.Dalszy ciąg odbył sięw cztery oczy i stanowił tajemnicę, tyle że nie dla pana Simona.Jego prywatnym zdaniem, wicehrabia siedział przy stoliku i oglądał wielkąksięgę, cenne zabytkowe dzieło, które kupił zaledwie poprzedniego dnia.Dziełookazało się kompletnie zdewastowane w środku, co wicehrabiego zdenerwowałoniewymownie.Wydał nawet kilka okrzyków, słyszanych przez lokaja.Nader istotne znaczenie ma fakt, iż wicehrabia posiadał sztuczną szczękę,którą, jako człowiek jeszcze młody, starannie ukrywał przed otoczeniem, co nieprzeszkadzało, że wszyscy o niej wiedzieli.Przy nerwowym okrzyku musiała muwypaść akurat w momencie wejścia do gabinetu osoby postronnej.Nie patrzączapewne nawet, kto wchodzi, wicehrabia rzucił się na dywan, żeby ją podnieść,potrącił chwiejny postument i spadająca z postumentu marmurowa rzezba trafiłago prosto w głowę.Równocześnie, albo prawie równocześnie, przewrócił się sto-lik, z którego zleciała księga i bransoleta.Pan Simon uważa, że pomocnik jubilera,wchodzący właśnie z bransoletą w ręku, zareagował odruchowo, rzucił się w kie-runku katastrofy, upuszczając klejnot.Owijająca go bibułka spadła, leżała obok. Dlaczego, do diabła, przyniósł tę bransoletę w bibułce, a nie w eleganckimetui i nikomu nie wydało się to podejrzane? spytała w tym miejscu Krystynaz nagłą irytacją. Nie mam pojęcia odparłam nerwowo. Ale przysięgnę, że pan Simoni to także wyjaśnił.Moje słowa sprawdziły się zaraz w następnym kolejnym akapicie.Przedtemjeszcze pan Simon stwierdzał, że stolik był ośmiokątny i rogiem trafił wicehra-biego dodatkowo. Siła złego na jednego mruknęła moja siostra.pomocnik jubilera zaśzgłupiał od tego, przeraził się śmiertelnie i uciekł.Jubiler zeznał, iż bransoletę dostarczył luzem, tak jak mu została przyniesio-na, bo wicehrabia tego sobie życzył.Wyznał w rozmowie, że należy ona do damy,stanowi prezent od niego, została zabrana.podstępnie dla wygrawerowania na-89pisu i tak samo podstępnie zostanie podrzucona.Dama oczywiście etui posiada,ale trudno było wszak przeszukiwać jej toaletkę, więc dajmy sobie z tym spo-kój [ Pobierz całość w formacie PDF ]