[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jegozwiązek z wizytami przybyszów należy chyba jednak uznać zaprzypadkowy, gdyż do tej pory nie stwierdzono, by utożsamiali sięz nim.Symbolem tym jest trójkąt, nazwany w autobiografii Buckminste-ra Fullera „podstawowym elementem budowy wszechświata".We-dług pradawnych tradycji trójkąt to symbol wzrastania, a zgłębieniejego natury jest kluczem do rozwiązania zagadki Sfinksa orazpiramid.Stanowi on również paralelę życia wiecznego.G.I.Gurdijewutożsamia go z „trzema świętymi siłami" stworzenia, stanowiącymikwintesencję Trójcy Świętej.W lutym 1986 roku wytatuowano mi na skórze dwa trójkąty.Pragnący zachować anonimowość dr NN z Arles we Francji odkryłw następstwie spotkania z przybyszami trójkątny obszar wokół swegopępka, pokryty nieznaną wysypką.Symbol trójkąta będzie przewijać się w toku naszej dyskusji, choćnikt wówczas nie zdawał sobie sprawy z jego znaczenia.W rozważaniach na temat wysłania w kosmos jakiegoś sygnałubrano pod uwagę przede wszystkim symbole, które wydają sięuniwersalne i znaczące - któraś z liczb pierwszych lub wartośćliczby Jt.Trójkąt równoramienny wydaje się całkiem rozsądną alter-natywą.Wieczorem 13 kwietnia 1986 roku spotkaliśmy się wszyscy u Bud-da Hopkinsa.Jedynym kryterium doboru naszej jedenastki był fakt, żemieszkamy w okolicach Nowego Jorku i w danej chwili mogliśmypoświęcić trochę czasu na rozmowę.W trakcie dyskusji prosiłem wielokrotnie, by wymieniać jedyniekonkretne przypadki bliskich spotkań, lecz nie odniosło to żadnegoskutku.Dla wielu z tych ludzi szczegóły ich przeżyć to sprawaintymna, której strzegą przed obcymi.Biorąc pod uwagę agresywnośćdemaskatorów - krzykaczy, gotowych w każdej chwili oskarżyć icho wszystko, od szarlataństwa do pomieszania zmysłów, jak równieżzjadliwość prasy, zawsze skłonnej do drwin, nie należy im się wcaledziwić.Cel naszej dyskusji nie stanowiła wymiana informacji na tematokoliczności spotkań z przybyszami.Staraliśmy się raczej przedstawićsposoby, na jakie stawiamy im czoło, próbujemy wieść normalneżycie, nie mając pewności, co jest realne, a co nie, wystawiając się naryzyko osobistego lub publicznego ośmieszenia, usiłując odnaleźćwłasną drogę w świecie, który z dnia na dzień zmienił swoje oblicze.OBIEKTY NA NIEBIE_____________________________217Nie muszę chyba dodawać, że żadna z biorących udział w dyskusjinie zezwoliła na umieszczenie swego imienia w druku.Prawdzi-we są jedynie imiona Budda Hopkinsa i moje.; A oto skład grupy anonimowych dyskutantów:Mary, kosmetyczka, lat 29Jenny, tancerka, lat 22Mark, były kustosz muzeum, artysta, lat 55Sally, urzędniczka, lat 36Joan, fryzjerka, lat 23Sam, pracownik naukowy, lat 39Fred, muzyk, lat 34Pat, gospodyni domowa, lat 35Amy, matka Pat, lat 56Betty, urzędniczka, lat 43Whitley, pisarz, lat 40Dyskusja przebiegała następująco:Whitley: - Budd, chciałbym, żebyś to ty rozpoczął.Nie do-świadczyłeś wprawdzie tego, co my, lecz mimo to jesteś jednymz nas.Budd: - Powiem wam, co moim zdaniem, może przynieśćinteresujące rezultaty: zamiast relacjonować przebieg spotkania, skon-centrujmy się na waszych odczuciach związanych z tym doświad-czeniem.Whitley: - Myślę, że musimy jednak opowiedzieć, co nam sięprzytrafiło, żeby ludzie, czytający zapis tej rozmowy, mieli jakieśpojęcie o naszych przeżyciach.Budd: - Najcenniejszą rzeczą, uwierz mi, będzie wypowiedźkażdego z was o tym, jak daje sobie radę z tym ciężarem, jak stara sięgo włączyć do swojego dotychczasowego życia i jak poważnie gotraktuje.To niezwykle istotne.Joan: - Czasami problem sprawia mi określenie rangi wydarze-nia.Chodzi mi o to, co dzieje się na świecie, w mojej pracy i tak dalej.Wszystko wydaje mi się nieistotne w porównaniu z tym, co u nich wi-działam.To, co robimy.Ludzie poświęcają tak wiele uwagi i kładątak duży nacisk na to, co w życiu robią, że czasami wydaje mi się, iżwszyscy powariowaliśmy.Myślę sobie wtedy: to i tak nie ma zna-czenia.Wkrótce nadejdzie czas, kiedy nic z tego, co teraz robimy, niebędzie się już liczyć.Oni próbują nam coś przekazać, ale nikt nie chceich słuchać [ Pobierz całość w formacie PDF ]