[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pawełka i Bartka dogoniła przy SzpitalnejSzli w kierunku Nowego Zwiatu - Przedziabał forda - oznajmiła z satysfakcją -Dwa koła mu załatwił Zapisałam numer Więc Jednak on chyba nie należy do szajkiWłaściwie robi to samo co my, tylko jakoś trochę inaczej - Uczciwie mówiąc, myrobimy to samo co on ~ sprostował Pawełek - W końcu on zaczął I możliwe, że wiewięcej.- przez to swoje podwórze - ciągnęła Janeczka, nie sprzeczając się o kwestiępierwszeństwa - Podsłuchuje złoczyńców, możliwe, że oni się tam spotykającodziennie, albo prawie codziennie Jedzie gdzie trzeba i załatwia ten samochód,przeznaczony do ukradzenia Ale ja uważam, że zle robi -Dlaczego zle? - zdziwiłsię Bartek - Mnie się wydaje, że bardzo dobrze - Nie Ja to JU%7ł zrozumiałam iporucznik ma rację Niech kradną i niech jadą dotych swoich melin, i niech się ich tam łapie, i te meliny im się likwiduje Iletego w końcu może być? A dziabać należy wtedy, kiedy się nie da inaczej.-Znaczy, gliny powinny wiedzieć - zaopiniował Pawełek - Znaczy, on z mmi niewspółdziała Znaczy, tego.Nie wiem co -Dobra, popatrzmy, co zrobi dalej -zaproponował BartekPan Wolski kontynuował swoje podróże po mieście Na Nowym Zwiecie poczekał naautobus, wsiadł w sto szesnaście i dojechał aż do Bonifacego Udało im się wsiąśćza nim bez zwracania na siebie uwagi-To jest jego ulubiona ulica - mruknął Pawełek z rozgoryczeniem, wysiadając wostatniej chwili, bo pan Wolski, jak zwykle, wyskoczył z autobusu znienacka,stosując tempo błyskawiczne.W podobnym tempie przeniósł się na drugą stronęulicy, wsiadł w pierwszy nadjeżdżający autobus i wrócił do ulicy Gołkowskiej Tamwykończyła go komunikacja Ciągle jeszcze czekałna przystanku, kiedy następnymautobusem zdążyli go dopaść - To niemożliwe, żeby tylko jezdził tam i z powrotem- powiedział stanowczo Bartek - Chyba że jest pomylony kompletnie Na co onczeka!- Zaraz się dowiemy - uspokoiła go Ja-neczka - l nie wiem, co zrobić, alewsiadłabym w to samo co on, bo tu wszystko rzadko jezdzi On chyba nie ma oczu wplecach.Spróbujemy zdążyć za nim -Ty, słuchaj - powiedział Bartek JU%7ł wautobusie sto pięćdziesiąt dziewięć.- Ten wasz pies przypadkiem nie jestjasnowidzący? Bo, jak Boga kocham, wcześniej się ruszył niż pan Wolski.Ledwosię ten autobus pokazał, on JU%7ł wiedział, że trzeba wsiadać Skąd mu się tobierze? - Przeczuwa - odparła Janeczka z wyższością - Pan Wolski się nastawił nawsiadanie i Chaber to wyczuł w tym samym momencie Jak ci mówię, że ten pies tojest perła i brylant - Perła i brylant to w ogólę świństwo w porównaniu z nim -zawyrokował Bartek z głębokim przekonaniem i Janeczka spojrzała na niegozdecydowanie przychylniej Pan Wolski dojechał do pętli, a potem uczynił coś,przez co omal nie przestali wierzyć własnym oczom Pozwolili mu się oddalić,udając, że sami idą w przeciwnym kierunku, niewidoczni w ciemnościach zawrócilii podążyli za.psem.Następnie ujrzeli z daleka widok niewiarygodny do tegostopnia, że do końca prawie podejrzewali Jakąś pomyłkę, zle widzą w mroku, albomają halucynacje Pan Wolski przełazi przez ogrodzenie bardzo eleganckiej,ukrytej w zieleni willi, coś robił na Jej terenie, po czym przełazi z powrotemna zewnątrz Następnie spokojnym krokiem udał się do przystanku autobusowegonaprzeciwko elektrociepłowni.-Niech mnie struś kopnie cztery razy - szepnął Pawełek z mieszaniną zdumienia ipodziwu - Co to ma być? Takiego wapniaka jeszcze w życiu nie widziałem -No toJU%7ł teraz wiem na pewno - odszepnął Bartek uroczyście - On udaje chorowitegostarego pryka Jak on jest chorowity, to Ja też.Co on tam robił, po co wiązkiRanv wszystkie pieniądze świata, żeby się dowiedzieć - Zaraz się dowiesz zadarmo - zapewniła go Janeczka - Chaber, chodz, piesku -Ona się z nim najlepiejdogada - poinformował Pawełek kumpla, podsadzając siostrę - No, przełaz Trudno,trzeba się z tym pogodzić, że ona, a nie my -Właściwie nawet dobrze, że jesttaka pora roku i wcześnie robi się ciemno - westchnął wysoko filozoficznie.- wdzień by tak nie było.Janeczka objawiła się z powrotem po trzech minutach.Pochyliła się, podstawiła plecy, Chaber skoczył bez trudu.Następnie zręczniewspięła sięna siatkę przy słupku, przewinęła wierzchem izjechała na podtrzymujących ją dwóch dżentelmenów.- Nadzwyczajne - powiedziała z podziwem.- Mercedes tam stoi.Jeszcze z półgodziny i będzie stał na samych obręczach.Dążąc do przystanku śladami pana Wolskiego, omawiali zdumiewającą sprawę.Podejrzenia Pawełka, jakoby pan Wolski dziurawił opony samochodowehobbystycznie, z samego maniactwa, z jednej strony nabierały rumieńców, zdrugiej bladły.Pod wpływem czystego i nieskalanego maniactwa dziurawiłbycokolwiek, co by mu wpadło pod rękę; dalekie podróże i staranny wybórkazały mniemać, że w tym szaleństwie istnieje jakaś metoda [ Pobierz całość w formacie PDF ]