[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z wie-kiem coraz bardziej się do nich upodabniają: gdaczą , zapominają o różnych rzeczach,wpadają w kłopoty, ciągle się martwią.Robią z igły widły.Ale tak naprawdę nic im niejest, pod względem umysłowym także są w porządku. I tylko gdaczą. No właśnie.Pani Moody gdakała.Przysparzała pielęgniarkom mnóstwa kłopo-tów, chociaż nawet dość ją lubiły.Miała zwyczaj zapominać, że dopiero co zjadła posi-łek, a potem awanturowała się, że jej nie podano. Ach! Tommy doznał olśnienia. Pani Kakao! Co, proszę? Przepraszam, to moja żona tak ją nazwała.Kiedyś przechodziliśmy korytarzemi ta pani okropnie wydzierała się na pielęgniarkę Jane, bo rzekomo nie dostała kakao.Taka miła, drobna kobietka.Uśmialiśmy się wtedy i odtąd nazywamy ją między sobą pani Kakao.A więc umarła? Nawet mnie to specjalnie nie zdziwiło.Praktycznie nie da się przewidzieć, kiedytaka staruszka umrze.Kobiety w bardzo złym stanie zdrowia, którym po badaniu niedajemy więcej niż rok, żyją czasem i dziesięć.Potrafią czepiać się życia z siłą, jakiej byledolegliwość nie jest w stanie naruszyć.A znów inne, zdawałoby się, całkiem zdrowe, ta-kie, które powinny dożyć sędziwego wieku, łapią nagle bronchit albo grypę.Potem sięokazuje, że nie są już w stanie odzyskać dawnych sił i wprost niewiarygodnie szybkoumierają.Dlatego jako lekarz domu opieki nigdy się nie dziwię, kiedy wzywają mnie donagłego zgonu.Ale przypadek pani Moody różnił się nieco od innych.Umarła we śnie,bez jakichkolwiek wcześniejszych objawów choroby i nie mogłem się oprzeć wrażeniu,że ta śmierć rzeczywiście była czymś niezwykłym.W Makbecie Szekspira zawsze in-trygowało mnie pewne zdanie, które Makbet wypowiada o swej żonie: Powinna byłaumrzeć nieco pózniej *.Co właściwie miał na myśli?*Akt V, scena V, tłum Józef Paszowski97 Tak, pamiętam, że też się zastanawiałem, o co Szekspirowi tutaj chodziło.Zapo-mniałem, kto to reżyserował i kto grał Makbeta, ale w tej akurat inscenizacji bardzomocno sugerowano, że Makbet dawał wcześniej do zrozumienia medykowi, by usunąłkrólową z drogi.I medyk aluzję zrozumiał, lecz Makbet, który po śmierci żony poczułsię wprawdzie wolny od zagrożenia jej niedyskrecjami, wyraża tu swój prawdziwy żal: Powinna była umrzeć nieco pózniej. Tak! Właśnie takie miałem wrażenie po śmierci pani Moody.Powinna umrzećpózniej.Nie trzy tygodnie temu, i to bez żadnego wyraznego powodu.Tommy nie odpowiedział.Patrzył tylko na lekarza pytającym wzrokiem. Medycy mają swoje problemy ciągnął tamten. Jeśli głowisz się nad przyczy-ną śmierci pacjenta, masz tylko jeden sposób, by poznać prawdę: przeprowadzić sek-cję.Rodzina zwykle protestuje, toteż jeśli lekarz upiera się przy swoim, a sekcja wykażeśmierć z przyczyn naturalnych albo z rozpoznanej wcześniej choroby, wtedy jego karie-ra może być poważnie zagrożona.Bo nie postawił właściwej diagnozy& Rozumiem, że to dość kłopotliwe. W tym przypadku krewni okazali się dalekimi kuzynami.Wziąłem na siebie uzy-skanie ich zgody, gdyż przyczyna śmierci interesowała nas ze względów medycznych.Kiedy pacjentka umiera we śnie, zaleca się, by przy okazji wzbogacić wiedzę medyczną.Nawiasem mówiąc, powiedziałem im to bardzo oględnie, nie chciałem być zbyt wiel-kim formalistą.Na szczęście wcale ich to nie obeszło, więc kamień spadł mi z serca.Przypomyślnym wyniku sekcji mógłbym bez przeszkód wypisać świadectwo zgonu.Każdymoże umrzeć na to, co po amatorsku określa się zapaścią, wywołaną taką czy inną przy-czyną.Serce pani Moody w zasadzie było w dobrym stanie, jak na jej wiek.Cierpiała naartretyzm i reumatyzm, miała też czasem kłopoty z wątrobą, ale żadna z tych choróbnie powoduje śmierci we śnie.Doktor Murray przerwał swój wywód.Tommy otworzył usta, ale zaraz je zamknął.Lekarz skinął głową. Tak, panie Beresford.Dobrze pan zrozumiał, do czego zmierzam.Zmierć nastąpi-ła w wyniku przedawkowania morfiny. Dobry Boże! wyrwało się Tommy emu. Tak.Wydawało się to zupełnie nieprawdopodobne, ale od wyniku się nie uciek-nie.Pytanie brzmi: w jaki sposób pacjentce podano morfinę? Nie była narkomanką.Niemiała ostrych bóli.Istniały jednak trzy możliwości: mogła paść ofiarą przypadku.Nie-prawdopodobne.Mogła wejść w posiadanie leku innej pacjentki i przyjąć go omyłko-wo.Też raczej wykluczone.Pacjentkom nie powierza się morfiny i nie pozwala na po-siadanie tego typu leków.No i wreszcie w grę wchodzi samobójstwo, ale też bym ostroż-nie podchodził do takich przypuszczeń.Pani Moody, chociaż łatwo się denerwowała,miała dość pogodne usposobienie i na pewno nie myślała o śmierci [ Pobierz całość w formacie PDF ]