[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.299Kineasz patrzył na nią długo.Zbyt długo.Król uniósł kielich w oczekiwaniu na dolewkę cydru.Kineasz oderwał wzrok od Rajanki.- To kwestia czasu i logistyki - powiedział.Martaks powiedział coś po sakijsku, a Eumenes to przetłumaczył:- Ty znasz się na tym najlepiej.Kineasz uniósł dłoń.- W zeszłym roku jechałem z Tomis do Olbii tą samą trasą, z którejbędzie teraz musiał korzystać Zopyrion.Przeprawa zajęła mi trzydzieścidni.Armia będzie potrzebowała pięćdziesięciu.Jeżeli Zopyrion wyruszyjutro, do Olbii dotrze w połowie lata.- Urwał na moment, bo Eumenes nienadążał z tłumaczeniem.- Jeżeli zniszczymy przeprawę w Antifilus, zy-skamy jeszcze dwa tygodnie.Jeśli Pantikapajon stanie po naszej stronie iudostępni nam swoją flotę, pozbawimy Zopyriona wsparcia tryrem i jesz-cze bardziej go spowolnimy.Spowolni go również budowanie fortów, któ-re ma zamiar stawiać po drodze, by w razie czego zapewnić sobie bez-pieczny odwrót.- Znowu odczekał chwilę, aż Eumenes zdąży przetłuma-czyć.- Wtedy będzie już po nowym roku.Minie miesiąc igrzysk i letniegoświętowania, a my dalej będziemy nieskalani walką.- Kineasz rozejrzał siędokoła.- Wiecie, po co on tutaj ciągnie?- %7łeby nas podbić - odrzekła Rajanka.Satraks pokręcił głową.- W gruncie rzeczy nie ma to dużego znaczenia.On chce nas sobiepodporządkować, by dowieść, ile jest wart.Chce wygrać taką próbę sił.Gdy padł wyraz podporządkować , Rajanka skrzywiła się wyraznie.Kineasz miał nadzieję, że nigdy nie zrobi takiej miny, patrząc w jego stro-nę.Zaczerpnął tchu i powiedział:- Gdy Zopyrion będzie sześćdziesiąt dni od Macedonii, lecz nie dotrzejeszcze nad Borystenes, będziemy musieli podjąć decyzję.- Starał się niepatrzeć na Rajankę.- Najprościej byłoby się poddać.- Wzruszył ramiona-mi.- Nie wystarczy mu wtedy czasu na obleganie Olbii.Nie zdąży też do-trzeć tutaj, a byłoby samobójstwem ciągnąć w naszą stronę, zostawiając300Olbię za sobą.Jeśli damy mu do zrozumienia, że jesteśmy gotowi się pod-dać.- Urwał i westchnął.Dalej unikał wzroku Rajanki.Satraks skinął głową.- Myślisz jak król.Kineasz spojrzał na Filoklesa, który wsparł go ledwie dostrzegalnymgestem.Rajanka zaś wpatrywała się w niego tak mocno, jakby pragnęłaoczami przewiercić mu głowę na wylot.Zerwała się na nogi.- To jest ta wasza grecka dyscyplina! - Powiodła gniewnym wzrokiempo wszystkich zebranych.- Czy jesteśmy narodem niewolników? - zapytałapo grecku.Spojrzała na króla.- Mamy zmusić naszych wojowników, by siępoddali tej macedońskiej bestii? Tak bardzo się boimy?Kineasz spuścił wzrok.Liczył, że.Nie było już ważne, na co liczył.Martaks zadał pytanie, które natychmiast przetłumaczył Ataelus:- A drugie wyjście?Kineasz znowu zaczerpnął tchu.- Przez ostatnie sto pięćdziesiąt stadiów przed wielką rzeką będziemyuderzać w kolumnę marszową Zopyriona.Sakowie, którzy dotąd pozosta-wali w ukryciu, będą jakby magicznie pojawiać się grupkami w różnychmiejscach i zabijać macedońskich maruderów i furażerów.Inne oddziałybędą nękać ich obozy nocą.Odezwał się Martaks.Paru innych Saków też coś mówiło.Ataelus prze-tłumaczył:- Martaks mówi: to jemu bardziej podoba.Na moment zapadła głucha cisza.Wykorzystał ją Filokles.- Ale, rzecz jasna, będą to jednorazowe ataki - powiedział.Kineasz skinął głową.Satraks pochylił się do przodu.- Wczoraj mówiłeś takim tonem, jakbyś był w stanie tak długo kąsaćjego armię, aż rozpadnie się na kawałki.- Pogładził się po brodzie.- Adzisiaj powiadasz, że każdy taki fortel jest dobry na jeden raz.Dlaczego?Kineasz spojrzał na Filoklesa, ten jednak pokręcił głową - nie chciał sięwdawać w dyskusję.Spojrzał też na Rajankę, która znów unikała jegowzroku.Postanowił już więcej na nią nie patrzeć.301- Macedonia ma znakomitych oficerów, a jej wojska są bardzo zdy-scyplinowane.Po naszym pierwszym ataku na maruderów, nazajutrz jużich nie będzie.A jak zabijemy im furażerów, to zaczną potem zdobywaćprowiant całymi pułkami, w pełni zresztą uzbrojonymi.- Rozejrzał się do-koła.Starał się nie spojrzeć na Rajankę, choć chciał, by go słuchała.- Jeśliwprowadzą ostry rygor, będą w stanie zmniejszyć przewagę, którą dajenam prędkość i możliwość działania z ukrycia.- Uśmiechnął się niewesoło.- Oczywiście, wszystko, co zrobią w tym celu, opózni ich marsz.- Dopiłresztę cydru.- A nas to wszystko nie będzie dużo kosztować.Z kolei Ma-cedończycy dużo na tym stracą, zwłaszcza finansowo.I Zopyrion nie zde-cyduje się już na drugi marsz w te strony.Pierwsze niepowodzenie okryjego niesławą.Kam Baksa najpierw kiwała głową, potem jednak nią pokręciła.- Ale Zopyrion wie o tym wszystkim - powiedziała.- Tak - przyznał Kineasz.- Kiedy zaczniemy atakować, on szybko rozpozna naszą strategię i bę-dzie reagował jak zranione zwierzę.- Spojrzała na Filoklesa, a potem naRajankę.- Tak - powiedział Filokles.- Zareaguje pewnie dopiero po kilkudniach, ale zareaguje.- A więc nie cofnie się w niesławie.Przystąpi do ataku.I będzie pró-bował zmusić nas do bitwy.- Kam Baksa przysiadła na piętach.- Nawetjeśli będzie musiał zaryzykować życiem swoich ludzi i zapasami, któreprzywiózł ze sobą.Wszyscy Grecy pokiwali głowami.Ona też skinęła, jakby do siebie.- Ranny zabija ludzi.Zrozpaczony odyniec zabija królów.Rajanka pochyliła się do Kam Baksy.- Nie musimy się bać - powiedziała.- Kiedy zbierzemy wszystkie si-ły.Kam Baksa pogłaskała ją po twarzy.- I tak możemy przegrać.Każdy z obecnych w tym kręgu może po-stradać życie.- Zamknęła oczy.302Król przyglądał się jej uważnie.- Taka jest twoja przepowiednia?Otwarła oczy.- Wszystko tkwi na ostrzu miecza.Kineasz odezwał się z przekonaniem typowym dla człowieka, którymówi coś wbrew swojej woli.- Nie wygramy takiej bitwy.Rajanka zaczęła mówić - bynajmniej nie gniewnie, lecz z wielką siłą.Król tłumaczył jej słowa.- Mówisz o nim tak, jakby był Aleksandrem! - Król powtórzył gestRajanki.- A jeśli on podejmie złą decyzję? A jeśli się cofnie? - Kineaszprzyglądał się jej uważnie, podczas gdy król tłumaczył jej słowa.- Nigdynie widziałeś nas w akcji, Kineaksie.Myślisz, że jesteśmy tchórzami? -Zacisnęła pięść i uniosła ją.- Może nie mamy takiej dyscypliny jak wy, alejesteśmy silni.Kineasz pokręcił głową.Nie udawało mu się na nią nie patrzeć, ale gdymówił, jego głos tchnął pewnością i spokojem.- Zopyrion nie jest Aleksandrem.Dzięki bogom, jest przeciętnym do-wódcą, nieszczególnie uzdolnionym.Ale nawet najgorszy macedońskidowódca umiałby przeprowadzić kampanię tego typu.Nawet jeśli w Grecjinie mamy weteranów, którzy by nas tego nauczyli, możemy o tym przeczy-tać w książkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]