[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zważywszy, że za-wieszenie broni obowiązującym było jedynie w obrębiemiasta, Murat znudzony kilkugodzinną ciszą wydał roz-kaz natychmiastowej szarży.Lecz żołnierze nasi sądzili,iż wraz z zajęciem Moskwy ustać miała wojna.Tak Ro-sjanie, jak Francuzi łaknęli spokoju i wypoczynku.Toteżponowny rozkaz przebrzmiał po raz wtóry bez echa.Wreszcie zirytowany Murat osobiście objął dowództwo!Strzały, którymi zdawał się grozić Azji, huczały odtądwciąż, nieprzerwanie i umilkły dopiero pod brzegamiSekwany!Póznym wieczorem wszedł Napoleon do Moskwy.Za-trzymał się na nocleg w jednym z pierwszych domówPrzedmieścia Dorogomiłowskiego.Gubernatorem stolicymianował marszałka Mortiera. Przede wszystkim za-pobiec trzeba kradzieżom i rabunkowi.Odpowie pan zato własną głową! Bronić musimy Moskwy wbrewwszystkim i wszystkiemu!"Noc ta posępna była i smutna.Nadchodziły zewsządzłowrogie wieści.Zamieszkali w Moskwie Francuzi, na-stępnie zaś oficer policji miejscowej, ostrzegali zgodnieprzed pożarem, opowiadając szczegółowo o poczynio-nych przygotowaniach.Cesarz, wzruszony i zaniepoko-jony, na próżno usiłował zasnąć.Co chwila zrywał się ikazał wołać służbowego oficera.Mimo wszystko jednaknie dawał jeszcze wiary okropnym wieściom, gdy nagle,około godziny drugiej po północy, wśród nocnych mro-ków rozbłysły jaskrawą czerwienią pierwsze słupy ognia.Paliła się dzielnica kupiecka, położona w centrummiasta, ze wszystkich najbogatsza i najzasobniejsza.Ce-sarz wydał niezwłocznie odnośne rozkazy, a gdy roz-widniło się, dotarł do ognia, nie szczędząc Mortierowi imłodej gwardii ostrych wymówek.Lecz zamiast odpowiedzi marszałek wskazał domystalą opancerzone, szczelnie zamknięte, całe jeszcze i nienaruszone, a okolone już kłębami gęstego, czarnego dy-mu.W głębokiej pogrążony zadumie wjechał Napoleonna Kreml.Czarodziejski widok wspaniałego, jednocześnie śred-niowiecznego i nowoczesnego pałacu Romanowów i Ru-rykowiczów, widok pozłocistego tronu, krzyża na wieżyWielkiego Iwana i najpiękniejszej częścią miasta, nadktórą góruje Kreml, a którą omijała dotychczasskoncentrowana w Bazarze pożoga, pokrzepia go i nowejdodaje mu otuchy. Wreszcie jestem w Moskwie,w starożytnym pałacu carów, na Kremlu!" Oglądawszystko z dumą, ciekawością i zadowoleniem.Cierpliwie jednak wysłuchuje składanych mu raportówo znalezionych w mieście zasobach, a ulegając chwilowowpływom zbudzonej do życia nadziei, pisze do cesarzaAleksandra przyjazny list, pokojowym owianytchnieniem.List ten wręczony został pewnemu wysokiejrangi oficerowi rosyjskiemu, którego znaleziono w jednejz sal głównego szpitala.Napoleon skończył swój list przyponurym blasku płonącego Bazaru, który też oświetlałRosjaninowi powrotną drogę.Zaniósł on swemu władcywieść o klęsce.Jedyną wszelako odpowiedziąAleksandra był pożar miasta.W ciągu dnia książę Treviso zdołał opanować rozszala-ły żywioł.Podpalacze ukrywali się tak starannie, że nie-jeden wątpił o ich egzystencji.A gdy wyszły już surowerozkazy, gdy przywrócono jaki taki ład i spokój, pułkirozbiegły się po mieście, szukając po domach i pałacachwygodnych kwater oraz zbytku, który miał być słusznąnagrodą za niezmierny trud i kilkumiesięczne niewy-wczasy.Dwóch dyżurnych oficerów czuwało w jednym z na-rożnych budynków Kremla, skąd objąć mogli wzrokiempółnocną i zachodnią część miasta.Zbudzeni koło pół-nocy niezwykłą jasnością, ujrzeli gnane ku Kremlowipółnocnym wiatrem morze płomieni, wśród których ry-sowały się jeszcze tu i ówdzie szlachetne kontury pała-ców magnackich.W obrębie Kremla, oprócz cesarza,mieściła się elita armii, sztab i generalicja, w okolicznychzaś domach rozlokowali się żołnierze nasi, tysiące ludzi ikoni zmordowanych i sytych, twardym śpiącychsnem.Ogniste języki i płonące głownie polatywały jużponad dachami Kremla, gdy wiatr zmienił kierunek izwiał płomienie ku zachodowi.Nie troszcząc się o pozostałe wśród pożogi korpusy,jeden z tych oficerów zasnął znów, mówiąc: Niechajkłopoczą się inni, to do nas nie należy".Gdyż tak wielkibył wówczas przesyt różnorodnych wrażeń, tak bez-litosny egoizm zrodzony z nadmiaru cierpień, zmęczeniai niedoli, tak bardzo stępiona zdolność odczuwanianieszczęść i bólów blizniego, że bez wyjątku niemalkażdy dbał tylko o siebie, własnych jedynie strzegł praw.Niebawem jednak po raz wtóry obudził ich oślepia-jący blask.Gnana wichurą ognista pożoga sunęła wprostna Kreml.Jeszcze chwila, a płonąć zaczęły pobliskiedomy.Wystraszeni oficerowie przeklinać jęli nierozwagęi brak karności armii naszej.Trzykrotnie wiatr zmieniałkierunek i trzykrotnie mściwe płomienie, coraz bliższe icoraz jaskrawsze, usiłowały dotrzeć do kwaterycesarskiej.Nagłe podejrzenie zrodziło się wtedy w duszach ofi-cerów [ Pobierz całość w formacie PDF ]