[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.nie zdążył!- Doszliśmy do wniosku - zaczął przedstawiciel Tajów -że wojnę z tymi, którzy zniszczyli waszą planetę rozpętał tendrugi gatunek, który nazywacie szczurolot , a wy padliścieofiarą.Ludzie wymienili między sobą wymowne spojrzenia.270- Tak.- odezwała się Gruba Katarzyna.- Tak! W istocie! To ich wina! Od zarania wieków bylikonfliktowym gatunkiem, z którym nie sposób współżyć! Aleniebawem zrobimy z nimi porządek!- Co to znaczy porządek ? - zapytał Min.- Zakończymy z nimi wojnę - wyjaśnił Sęp z Gór.- Wybi-jemy wszystkich.- Tak, tak! - przytaknął skwapliwie Otto Kaznodzieja.-Te pomioty diabła uczyniły z Ziemi piekło, ale wkrótce wska-żemy im, gdzie ono faktycznie znajdujecie i tam ich poślemy!- A więc kim są ci, którzy na was napadli? - powrócił dotematu Kanajo, poruszając ręką błękitny czub włosów naśrodku gołej czaszki.- Niszczyciele z Dumb-bell - odpowiedziała mu z pasjąGruba Katarzyna.- Jaki mieli powód? - zapytał Taj.- Nie wiemy - mruknął Bułchyczow.- Do dziś nie wiemy!Zresztą, mówił wam już o tym Wenda.- A nie wiecie, gdzie jest Dumb-bell? - zainteresował sięCzuna.- Czy też trzeba by zapytać o to waszych wrogów -szczurolotów - skoro oni byli wszystkiego przyczyną?Przywódcy grup spojrzeli na niego uważnie.- Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? - spytał go Bułchyczow.- Gdzie jest gwiazda Albireo?- W tym cała rzecz - odpowiedział Czuna.- Po co wam ta informacja? - zapytała podejrzliwie Gru-ba Katarzyna.271- Zaraz wyjaśnimy - zaczął Kanajo.- Sądzimy, że to po-tężna cywilizacja.Może mogłaby nam pomóc? Chcielibyśmysię wydostać z waszego wszechświata i powrócić do naszego.Po tym, co powiedział, nastała cisza.Przerwała ją GrubaKatarzyna.- Chcielibyście do nich lecieć? - spojrzała na nich zdu-mionym wzrokiem.- Tak - odparł Czuna.Reszta przytaknęła głowami.- To.to skomplikowana sprawa - wtrącił Sęp z Gór.-Musielibyśmy uzgodnić to z najważniejszymi, których jeszczenie ma.- A kim oni są? - zapytał Min.Sęp westchnął ciężko.- Przywódcami bardzo dużych grup i dlatego powinnibrać udział w tej naradzie.Będą tu niebawem.Obcy wymienili między sobą jakieś uwagi, których ludzienie potrafili zrozumieć.- Nie podoba mi się ta rozmowa szepnęła Matka Ara-musan do Sępa.- Oni wiedzą i rozumieją wszystko, co mó-wimy, no a my?.Jednakowy zajrzał jej głęboko w oczy i mruknął:- Zaiste! Pomyślałem o tym samym.Trzeba przerwać terozmowy, dopóty nie będzie wśród nas Kultinaka i Wukiana.Bułchyczow obserwował dyskutujących obcych, potemtknięty złym przeczuciem powiedział:- Dużo wiecie o nas, a my tylko tyle, skąd jesteście.272Spojrzeli na niego, a on ciągnął dalej:- Opowiedzcie coś o sobie, swoich światach, waszychspołeczeństwach i cywilizacji, którą reprezentujecie, bowiemtaki lot wymaga wielkiej współpracy między wami, zrozu-mienia i koordynacji wszelkich działań.- O tak! Właśnie! - podchwycili szybko ludzie.Obcy spojrzeli po sobie, potem długo się nad czymś zasta-nawiali.- Szybciej! Szybciej!- wrzeszczał Lukan, przekrzykującgłuchy pomruk rozgrzewanych silników dwóch okratowanychpojazdów, które pozostawił im Otto Kaznodzieja.Grupy desantowe uwijały się błyskawicznie.Granatowo-karminowe niebo rozświetlały sporadyczne już wyładowaniaodchodzącego na północ Czarnego Deszczu.Von Sadov stał z boku, nałożył na głowę spiczasty hełm zdługimi nausznikami i szerokim okapem osłaniającym kark iwydawał ostatnie polecenia donośnym głosem.- Uważajcie na zbiorniki z gazem, bo wyprawią nas dodiabła! Czy załadowane są skrzynie z granatami? No a po-jemniki z żarciem? Dalej! Ruszać się! Lukan, nastaw dobrzemechanizmy przy detonatorach i zwiewamy!Kiedy wszystko było już zapakowane, wyprowadzonozwiązanego Rumiza.273- Do pierwszego wozu! - rozkazał von Sadov.- Siadać iruszamy! - sam wskoczył jako ostatni, dając znak do odjazdu.Pojazdy drgnęły wyjąc na najwyższych obrotach i kierującsię w czarnokrwawą perspektywę drogi.Podskakiwały nawybojach, rozświetlając teren przed sobą potężnym reflekto-rem znajdującym się w kabinie kierowcy, którym manewro-wał jeden człowiek, trzymając za dwa uchwyty wystające zobudowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]