[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Wybacz mi.- tyle zdołała wykrztusić, patrząc w błękitne oczy ukochanego.- Jest silny, choć nie jest pierwszej młodości - ocenił kupiec.- Sądzę, że uczciwą cenąbędzie.- Nie chcę pieniędzy - przerwała mu Mara.- Odeślijcie go do domu.Kupiec skłonił się w milczeniu - i bez tego miał dość kłopotów ze zrozumieniem, poco cesarz traci pieniądze i skupuje niewolników, po czym wysyła ich do innego świata.Mógłsobie darować fanaberie właścicieli.Skoro Mara zdecydowała się na wspaniałomyślność, niezamierzał jej od tego odwodzić.- %7łyj długo i szczęśliwie, Kevinie z Zun - szepnęła, dając znak, by zanieśli go tam,gdzie wskaże handlarz.Jak przez mgłę słyszała, że Lujan nakazuje traktować Kevina z szacunkiem, skorotylko uwolnią go z więzów.* * *- Pani! Czas wracać do domu!Ocknęła się, słysząc głos Lujana.Pamiętała oczy Kevina, gdy widziała go znikającegowewnątrz palisady.Zresztą, wciąż przed nią stała.Gnębiło ją, że odesłała go związanego.Nietak wyobrażała sobie rozstanie.Wiedziała jednak, że postąpiła rozsądnie.Spojrzała tępo na Lujana i dała znak, by ruszali w drogę.Zwiat był pusty i ponury.Przemknęło jej przez myśl, że dom to także puste słowo.* * *Następny dzień i noc zdawały się nie mieć końca.Butana wył potępieńczo, potęgującżal.Mara żyła jak we śnie, ciągle widząc oczy Kevina.Powinien już dotrzeć w pobliże MiastaRównin.Zanim spotkanie Rady z cesarzem dobiegnie końca, powinien już się znalezć naMidkemii.W koszmarach pojawiał się głównie Tasaio: mordował jej dziecko i służbę.Miaładość - rankiem przestała się zadręczać i wezwała doradców.-Mamy jeden dzień, by przygotować się na konfrontację pomiędzy cesarzem iTasaiem - zagaiła bez wstępów.-Co zamierzasz, pani? - Saric pozwolił sobie na poufałość.-Nie mam żadnych planów - przymknęła oczy.- Mam nadzieję, że razem cośwymyślimy.Przyrzekłam Tasaio, że nikt go nie ubiegnie w drodze na to stanowisko.-Postarajmy się więc, aby stanowisko przestało istnieć - doradził Saric.-A jak mamy dokonać tego cudu? - spytała zdesperowana.-Cuda są twoją specjalnością, pani - stwierdził Lujan.-Tym razem wyczerpało się natchnienie.-W takim razie zginiemy honorowo, zabijając tyle psów Minwanabiego, ile zdołamy.-Lujan obojętnie wzruszył ramionami.- Kevin ma.miał rację - zdenerwowała się nagle.- Jesteśmy mordercami i trwonimyczas na wyrzynanie się! Słychać było tylko butanę.Milczenie przerwał Saric:- Pani, jeśli dobrze rozumiem jak długo cesarz wygrywa nie jest ważne, by Tasaioprzegrał.- Wyjaśnij.- Jeśli cesarz wzmocni swą pozycję na tyle, by z poparciem Rady rządzić jako władcaabsolutny.Mara wyprostowała się tak gwałtownie, aż jej fryzura się rozsypała.-To będzie mógł rozkazywać Minwanabiemu.Zostawcie mnie, muszę się dobrzezastanowić! Ty, Saric, przekaż Zwiatłości Niebios prośbę o posłuchanie.Rób cochcesz, ale ma się zgodzić.Bezpieczeństwo Imperium od tego zależy!-Kiedy ma być to spotkanie, pani?- Tak szybko, jak to możliwe, ale nie pózniej, niż dziś w południe.Jeśli mampokrzyżować plany Tasaia to będę potrzebowała dosłownie każdej minuty!Rozdział dwudziesty szóstyPostanowienieCesarz słuchał.Siedział na wysadzanym złotem, topazami i rubinami tronie, doktórego z czterech stron prowadziły schody.Po dwudziestu gwardzistów stało na stopniach zkażdej z nich.Mozaikowa posadzka przedstawiała tarczę słoneczną z agatów, białych opali itopazów.Przed frontowymi stopniami stały krzesła przeznaczone dla kapłanów i doradców.Teraz siedzieli tam tylko pisarz notujący rozmowę, najwyższy kapłan Jurana i przełożonyzakonu Lashimy.Mara miała nadzieję, że to dobry znak, to on właśnie prowadził ceremonię,którą przerwał Keyoke, by z siedemnastoletniej nowicjuszki uczynić głowę rodu Acomów.Przed krzesłami znajdowała się rzezbiona balustrada, której nie wolno byłoprzekroczyć proszącym o audiencję.Mara była sama.Protokół zabraniał wprowadzaniażołnierzy i doradcy, toteż w wielkiej sali audiencji o kryształowych oknach czuła się mała isamotna.Skończyła mówić, skłoniła się i na znak szacunku wobec cesarza złożyła dłonie napiersiach.Zapadła cisza, którą przerwał głos Ichindara:-Wiele z twoich propozycji, pani, opiera się na domysłach.-Wasza Wysokość, to nasza jedyna nadzieja - odparła, nie podnosząc wzroku.- Tego.jeszcze nie było.To, że Ichindar przenosił tradycję ponad osobiste bezpieczeństwo było wymowne.Młody i wątły władca nie pragnął upajać się władzą absolutną.- Wasza Wysokość też uczynił wiele po raz pierwszy - odparła spokojnie.Cesarz skinął głową, aż poruszyły się zdobiące ją złociste pióra.Ciężki strójpodkreślał przedwczesną dojrzałość i znużenie obowiązkami władcy.Wydawał się wiedzieć,na jak grząskim gruncie stoi.Jego siła płynęła z niepodważalnego szacunku, a nawetuwielbienia poddanych.Uczucia te, choć głębokie, nie były bezgraniczne - i o tym teżwiedział.Regencje zdarzały się, choć rzadko; sama śmierć Zwiatłości Niebios uchodziła zakoronny dowód utraty łaski boskiej.Co prawda, na majestat mógł się porwać tylkowyjątkowy pan, lecz Tasaio był właśnie takim wyjątkiem.Wielu uważało, iż cesarz takbardzo naruszył uświęcone tradycje, że to usprawiedliwiłoby zamach.- Wasza Wysokość, mogę ofiarować nadzieję - powiedziała, unosząc głowę.- Samago nie powstrzymam i Tasaio będzie seniorem wojennym.Może nawet unikniemy wojnydomowej.Jest to łatwiejsze rozwiązanie, ale na krótko.Będziemy zmuszeni oddać władzęjemu i Radzie oraz wycofać się z rozgrywki Rady.Kiedyś dojdzie jednak do walki, gdyżMinwanabi jest żądny władzy.Wierzę, że teraz możemy przeprowadzić gruntowne zmiany ijeśli się powiodą, zakończyć masakry, które od dawna nazywamy polityką.Uważam, żehonor nie wymaga zabijania dla pozycji ani władzy, że nadszedł czas, by wprowadzićłagodniejsze rządy i zwyczaje.Drugiej takiej okazji możemy już nie doczekać.A samnajlepiej wiesz, jak wielkie byłyby skutki takich zmian.Cesarz spoglądał na nią przenikliwie i milczał.Na jego znak zabrał głos kapłanJurana.- Pani, czy pomyślałaś, że twoje słowa mogą nie być miłe bogom? Pochodzisz zestarego, szanowanego rodu, a zdajesz się nie zważać na rodowy honor.Przysięgłaś TasaioMinwanabiemu jedno, a teraz nie szczędzisz wysiłku, by złamać najświętszą przysięgę.Oskarżenia o herezję były w Imperium rzadkie, ale właśnie dlatego traktowano jeniezwykle poważnie.- Jeśli zrezygnowałam z błogosławieństwa przodków to jest to moja sprawa -kierowała swe słowa do cesarza, nie do najwyższego kapłana.- Nie próbuję złamać przysięgi;jeśli moja propozycja zostanie przyjęta, to nie z własnej winy nie będą mogła jej wypełnić.Nie złamałam żadnego prawa i nie obraziłam bogów, a wszystkie moje zabiegi mająna celu dobro Imperium.Aby tego dokonać, mogę nawet okryć hańbą swój ród.Najwyższy kapłan Jurana siadł wstrząśnięty.Zwiatłość Niebios przyjrzał sięwszystkim z namysłem i powiedział:- Niech nikt z obecnych nie obraża pani Acomy.Nie tylko nie przynosi hańby swymprzodkom, ale swą odwagą i poświęceniem przysparza honoru Imperium.Kto z tysięcy główrodu odważył się powiedzieć nam prawdę?Niespodziewanie zdjął diadem i oddał go służącemu.Jakby pozbywszy siędostojeństwa, przeczesał palcami ciemne włosy i powiedział swobodnie:- Zdecydowałem się zająć polityką pod wpływem mojego wuja Almecho.Ale ondążył tylko do utrzymania się przy władzy.Wielu przez to ucierpiało, a jego ambicja byłagrozna dla państwa.i dla mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]