[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy jednak nic takiego nie nastąpiło, będąc już przekonany, że nie grozi mi z ich strony żadne niebezpieczeństwo, nachyliłem się i dotknąłem jednego z nich.Podnieśli się wtedy na kolana, czyniąc jakieś gesty szeroko rozłożonymi rękoma, następnie zaś wzięli mnie delikatnie za ramie i poprowadzili pokrytą kwiatami ulicą aż do miejsca, w którym zbiegały się wszystkie ulice miasta.Stała tam gigantycznych rozmiarów budowla, ze ścianami, balkonami i wieżyczkami, jednym słowem tak niepodobna do reszty budynków w mieście, jak to tylko można sobie wyobrazić.Sporo brakowało jeszcze do jej zupełnego ukończenia; materiał, który walał się dookoła, wyglądał jakby wykradziono go z ażurowych wież.Weszliśmy do środka przez coś, co przypominało niskie, szerokie okno.Aż do tej chwili nie byłem pewien, czy eskortujące mnie istoty potrafią mówić, teraz jednak słyszałem dokoła mnie szmer przyciszonych rozmów.Chociaż nie mogłem uchwycić ich sensu, to wydawało mi się, że rozpoznałem jeżyk, którym posługiwali się Wiggikki i inne plemiona, z którymi miałem styczność.Zwróciłem się do jednego z mych niezwykłych towarzyszy i zapytałem go, dokąd mnie prowadzą.- Przed tron, miejsce sądu.- Do przybytku czystości - dodał drugi.- Dlaczego akurat tam?- Bo jesteś cały i kompletny, jesteś doskonały.- A wy nie jesteście?Przystanął i odwrócił w moją stronę swą twarz.Dopiero wtedy dostrzegłem, że ich twarze nie były tylko czymś po prostu koszmarnym, ale że były w stanie wyrażać pewne uczucia, aczkolwiek, jak mi się zdaje, bardziej chyba od fragmentów żywego ciała były do tego zdolne ich mechaniczne części.Coś jakby wściekłość, ale równie dobrze mogła to być rozpacz, wykrzywiło jego metalowo-plastykowe rysy.- Jesteśmy tacy, jak widzisz! - odparł.- Przepraszam - powiedziałem.- Nie jestem przyzwyczajony do waszego wyglądu i wydawało mi się, że w swoim rodzaju także jesteście doskonali.- A w twoim?Musiał poznać po mojej minie, że nie bardzo wiem, o co mu chodzi, bowiem powtórzył:- A gdybyśmy należeli do twojego rodzaju, jak byś wtedy nas ocenił?- Ale nie należycie - odparłem.Zdaje się, że już wtedy częściowo domyśliłem się, kim są, bowiem nie poruszałem więcej tego tematu.Ruszyliśmy dalej.- Jesteś mężczyzną - ni to stwierdził, ni zapytał jeden z nich.Skinąłem głową.- Czy wiesz może o kimś, kto nie jest?- Porwaliście przecież kobietę, Promienistą Cim!- Ona nie jest człowiekiem.- Wydawało mi się, że jest.- Zostałeś oszukany.Podczas tej rozmowy szliśmy długim korytarzem o wielu zakrętach.Z początku mijaliśmy od czasu do czasu okna, ale niebawem znaleźliśmy się głęboko we wnętrzu budowli, toteż jedyne źródło światła stanowiły przytwierdzone do ciemnych ścian lampy, takie same, jakie widziałem na ulicach.- Teraz będzie ich dwóch - usłyszałem za moimi plecami.Weszliśmy do dużego, niskiego, pogrążonego w półmroku pomieszczenia, którego podłoga zasłana była purpurowymi atlasami.Na biegnącym wzdłuż wszystkich czterech ścian niewielkim podwyższeniu stały ciasno, jedno przy drugim, krzesła; wszystkie były puste – z wyjątkiem jednego, dokładnie vis-a-vis wejścia, na którym siedział człowiek dzierżący w dłoni taką samą jak moja rogatą laskę.Cim była przykuta łańcuchem do jego krzesła.Kiedy wstał i postąpił kilka kroków w moją stronę, zobaczyłem, że był karłem, i do tego bardzo tłustym.Istoty, które mnie tu doprowadziły, padły przed nim na kolana.Oparłszy się na swojej lasce przyjrzał mi się dokładnie, po czym zapytał:- Nie widzicie, że on może umrzeć? Przecież jest ranny.- Ale chodzi - odparł jeden z półludzi.- Pożyje, jeśli będziemy go dobrze traktować.- Umrze - zawyrokował karzeł.Cim posłała mi rozdzierające serce spojrzenie.Chyba rzeczywiście nie uważali jej za człowieka, bowiem łańcuch, którym przykuto ją do krzesła, opasywał ciasno jej szyje.- Weźcie go - polecił karzeł.- Zaopiekujcie się nim i powiedzcie mi, kiedy umrze.Odparłem na to, że jeżeli mam gdziekolwiek iść, to musze wziąć ze sobą Cim.Z początku nie chciał się zgodzić, ale kiedy przekonał się, że nie mam zamiaru ustąpić, obrócił się na pięcie i dotknął obroży Cim.Łańcuch puścił, Cim zaś przebiegła przez sale i objęła mnie swymi ramionami.Spytałem ją, czy nic jej nie zrobili.- Teraz nic - odparła.- Ale zabrali mi moje futra.Musimy je znaleźć, bo inaczej zamarznę.Czym cię zranili?- Nie wiem.To stało się zaraz potem, jak cię porwali.- Chodź - powiedział jeden z moich strażników.- Zaopiekujemy się tobą.Wyzdrowiejesz.Zapytałem, co mają zamiar zrobić.- Zreperujemy twoje ciało [ Pobierz całość w formacie PDF ]