[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapitan czysto wprowadził ładownik do doku, śluza z łagodnym szczękiem uderzyła o wewnętrzny płaszcz statku.Członkowie załogi zerwali się ze swych miejsc.Kapitan wraz ze zdążającym o pół kroku za nim Tallafem przystanął gwałtownie obok fotela Killashandry.Pośpiesznie odpięła zabezpieczenia, uświadamiając sobie nagle, iż powstrzymała całą procedurę lądowania.Z głośnym sykiem pokrywa wyjścia odskoczyła do przodu i czaszkę Killashandry przeszył potworny wysoki pisk.Po chwili dźwięk ustał.Wtedy ujrzała dwa rzędy sztywno wyprostowanych ludzi flankujących przejście od ładownika do wyjścia z doku.Tam czekało na nią kilku oficerów, wśród nich dwie osoby o kobiecych sylwetkach.Trzask i syk za jej plecami i oto kątem oka dostrzegła członków załogi, unoszących pojemnik z kryształem.Poczuła kolejne ukłucie niechęci.Nawet jeśli wydostanie się z planety na czas Przejścia było aż tak istotne, czy wszystkie te formalności i oficjałki stanowiły korzystniejszą alternatywę?Głęboko zaczerpnęła powietrza i ruszyła naprzód, wysoko unosząc głowę.Stąpając z godnością starożytnej królowej, zeszła na pokład krążownika.Obie kobiety, pełniące w załodze funkcje podoficerów – nazwała je Tik i Tak, bowiem nigdy nie udało jej się dosłyszeć ich prawdziwych imion – odprowadziły ją do kabiny, w porównaniu z którą nawet kwatera studencka na Fuerte była szczytem przestronności.Gdy jednak pokazano jej pomysłowe rozwiązania, dzięki którym w maleńkim pomieszczeniu zdołano upakować wszelkie niezbędne urządzenia,Killashandra upomniała się w duchu.Ballybran przyzwyczaił ją do pewnych luksusów i obdarzył poczuciem własnej wyższości.Skromniejsze warunki sprowadzą ją bliżej poziomu zwykłych śmiertelników.Tik i Tak zademonstrowały, jak koja przekształca się w stolik, gdzie przechowuje się dzbanek z wodą – po jednym na każdą kabinę, nie więcej; wskazały szafkę, kryjącą tri–di, podały kod biblioteki statku i pięć razy przypomniały o ścisłym racjonowaniu wody.Sprytnie ukrytą toaletę łatwo było zlokalizować dzięki silnej woni chemikaliów.Pomruk kryształów, dochodzący przez ściany, pozwolił Killashandrze zasugerować dziewczynom, że mają zapewne obowiązki w sterowni.Chciała założyć wreszcie soczewki na swe piekące oczy, aby przytłumić wstrętny blask otaczających ją kolorów.Poza tym w niewielkiej przestrzeni kabiny wyraźnie czuła niewyczuwalne dla innych zapachy swego nie dokończonego posiłku, a nie miała najmniejszej ochoty dzielić się z towarzyszkami.Te kilka kęsów, które zdążyła przełknąć na Shankillu, jedynie zaostrzyły jej apetyt.Tik i Tak zareagowały wreszcie na kolejny przeszywający jęk napędu.Obiecały, że kiedy tylko silniki nabiorą pełnej mocy, powrócą, aby spełnić jej nawet najbardziej błahe życzenia.W tak niewielkiej kabinie można było jedną ręką zamknąć drzwi i jednocześnie kopnięciem spuścić koję.Killashandra zaspokajała potrzeby swego symbionta, odczytując w tym samym czasie instrukcję dołączoną do soczewek.W przerwie między kęsami wsunęła je na obolałe gałki oczne i diabelskie kolory kabiny natychmiast zbladły.Z początku Ballybran wydawał jej się taki bezbarwny! Skończyła zapakowaną przez Amona żywność i spróbowała obliczyć, ile czasu dzieli ją od następnego posiłku.Poczuła, jak napęd się stabilizuje, kryształy były znakomicie nastrojone i nie sprawiały jej żadnych kłopotów.Na tym etapie podróży nie miała już nic do roboty, toteż ułożyła się możliwie najwygodniej na wąskiej koi i zasnęła.Kolejny przenikliwy skowyt poderwał ją na równe nogi.Czy zdoła w jakiś sposób wygłuszyć swą kabinę przeciw tym potwornym hałasom?– Prędkość międzygwiezdna osiągnięta.Od tej chwili obowiązuje regulamin podróżny.Wszyscy oficerowie zameldują się w mesie.Czy członkini Cechu Killashandra Ree zaszczyci nas swym towarzystwem?Będzie również musiała coś zrobić z tymi ogólnostatkowymi komunikatorami.– Członkini Cechu? Słyszy mnie pani?– Tak, tak, oczywiście – odparła członkini Cechu, pośpiesznie wciskając przełącznik umieszczony obok koi na poziomie oczu.– Z przyjemnością przybędę do mesy [ Pobierz całość w formacie PDF ]