RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nauczyciel wstrzykuje również pożywienie oraz płyny, które ułatwiają przyswajanie wiedzy.“Pieśń” stawała się coraz głośniejsza, sięgała wy­sokich tonów wywołujących bolesne wibracje, przy­pominając bardziej zwierzęcy skowyt niż jakikol­wiek rodzaj języka.Kokon skręcał się teraz i wyginał na splocie, którym był zaczepiony do gałęzi.- Macie szczęście - powiedział Szuka-Znajduje - wkrótce ujrzycie przemianę.Nagle kokon pękł, wylewając z wnętrza zielonawe płyny i biała masa wyślizgnęła się na podłogę.Dopiero po dłuższym przyglądaniu się zdołałem rozpoznać w niej kształty na wpół rozwiniętego mieszkańca planety Savrot.- Przeszedł już przemianę, teraz może rosnąć - wyjaśniał Szuka-Znajduje, gdy dwóch dorosłych wynosiło wilgotny kłębuszek.Zbliżył się do mnie jeden z nauczycieli, rozpoście­rając szeroko fałdy swej skóry.Miałem teraz moż­ność przyjrzeć się dobrze wypukłym przyssawkom zakończonym ostrymi punktami.Wyglądały nie­bezpiecznie.Cofnąłem się o krok.- On chce ciebie nauczyć - powiedział Szuka-Znajduje.- Możesz uważać to za wielki zaszczyt.Chciałby wywołać twoją przemianę, tak żebyśmy ją mogli teraz zaobserwować.Jak się z tego wyplątać? Dłuższą chwilę inten­sywnie przekonywałem ich, zanim pojęli, że nasi studenci różnią się całkowicie od ich studentów.Gdy to w końcu do nich dotarło, przestali się zupełnie nami interesować.Szuka-Znajduje prze­praszał za ten nagły spadek zainteresowania, a nie za same nieporozumienia związane z definicją stu­denta.Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że nadal nic nie rozumie i jest rozczarowany moją niechęcią poddania się przemianie.W drodze powrotnej opowiadał nam trochę o swojej ojczystej planecie.Nie mają wrogów, mają natomiast pod dostatkiem łatwo dostępnego poży­wienia.Klimat na Savrot jest zadziwiająco stały, niezmiennie ciepły i łagodny.W konsekwencji nie rozwinęła się u nich cywilizacja techniczna.Nie było takiej potrzeby.Wszystko na ich planecie było do wzięcia, więc nikt nie słyszał o rywalizacji, a w rezultacie nie mieli najmniejszych podstaw, by ro­zumieć pojęcia: wojna i walka.Jestem przekonany, że nie rozumieli również pojęcia student.Gdy zbliżaliśmy się do wyjścia, w gęstych zaro­ślach dojrzałem kraba.Dziesięć lat w jednym miej­scu to dużo czasu, nie wiadomo jednak czy również dla nich? Mógłbym przysiąc, że przyglądał się nam.Po dojściu do peronu Szuka-Znajduje pokazał nam, jak przy użyciu klucza wezwać sanie.Pożegnaliśmy się i gdy sanie nadjechały, wsiedliśmy.Pierwszą rzeczą, Jaką zrobiłem, było kilka głębokich wdechów świeżego, ziemskiego powietrza.Po zgniłej atmosfe­rze Savrot była to prawdziwa przyjemność.- Byłeś blisko, amigo mio - powiedział Pancho, gdy już przypięliśmy się pasami.— Jeszcze chwila, a przyspieszonym kursem ukończyłbyś studia.- Zwykłe nieporozumienie - powiedziałem, czu­jąc się dziwnie zakłopotany tym wszystkim.- Nieporozumienie, które mogło kosztować cię życie.- Dokąd teraz? - spytałem, chcąc zmienić temat.Pancho spojrzał na zegarek.- Mamy jeszcze parę godzin.Rozejrzyjmy się po okolicy.Przesunąłem dźwignię do przodu i ruszyliśmy.Zwiedzanie dwóch pierwszych sektorów zakoń­czyło się fiaskiem.Klucz poinformował nas, że poniesiemy natychmiastowe i nieodwracalne szko­dy, jeśli tam wejdziemy.Nie usiłował nas jednak powstrzymać.Krążyliśmy po okolicy i w końcu znaleźliśmy obiecujący sektor na poziomie 0,8g.Klucz orzekł, że możemy bez szkody przebywać w nim tydzień.Weszliśmy do śluzy.Jeszcze zanim rozsunęły się wewnętrzne drzwi, wiedziałem, że coś jest nie tak.Nic konkretnego, takie przelotne, nie­jasne przeczucie.Drzwi rozsunęły się, wyszliśmy na zewnątrz i uczucie niepokoju pogłębiło się.Mie­liśmy przed oczyma spustoszony, zdewastowany krajobraz.Jałowa, spieczona ziemia pokryta była rzadkimi kępami suchej trawy.Zdeformowane, po­krzywione drzewa ostro odcinały się na tle bladego, bezchmurnego nieba.Wszystko na co spojrzeli­śmy, było stare, zniszczone, umierające.W zasięgu wzroku nie było żadnej żywej istoty.Ten przygnę­biający widok przemawiał nie tylko do nas, ludzi.Uniwersalnym językiem mówił o bólu, o śmierci, o stracie.Mówił o rzeczach niegdyś wielkich, które przeminęły na zawsze.Życie staje się śmiercią, piękno przemienia się w chaos.Wszystko prowadzi do tego konającego świata rozpaczy, strzaskanych marzeń i nieskończonego smutku.Coś ściskało mnie za gardło, przełykałem łzy.Czułem obietnice, które stały niegdyś przed tym światem, a które rozwiały się dawno temu.Stałem na krawędzi śmierci, widziałem ginącą rasę i napełniało mnie to smutkiem.Dotarła do mnie pieśń, pieśń bez słów, pieśń bez muzyki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl