[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bogdaj ten paroksyzm ojczyznę minął! Tu zalał się łzami i potknął się idąc do beczki i potykał się coraz więcej,bo na ziemi jakby na pobojowisku leżało mnóstwo ciał nieruchomych. Boże! zawołał pan Zagłoba nie masz jużmęstwa w tej Rzeczypospolitej.Jeden pan Aaszcz pić potrafi, drugi Zagłoba.A reszta! Boże! Boże! I oczyżałośnie ku niebu podniosła wtem postrzegł, że ciała niebieskie nie tkwią już spokojnie na kształt złotych gwozdzi wfirmamencie, ale jedne trzęsą się, jakoby chciały z oprawy wyskoczyć, drugie zataczają koła, trzecie tańcząnaprzeciw siebie kozaka więc zdumiał się okrutnie pan Zagłoba i rzekł do swej duszy zdumionej. Zali ja jeden tylko nie pijany in universo?Ale nagle ziemia, tak samo jak gwiazdy, zatrzęsła się szalonym wirem i pan Zagłoba runął jak długi na ziemię.Wkrótce opadły go sny straszne.Zdało mu się, że jakieś zmory usiadły mu na piersiach, że go gniotą iprzytłaczają do ziemi, że wiążą mu ręce i nogi.Jednocześnie o uszy odbijały mu się wrzaski i jak gdyby hukwystrzałów; jakieś jaskrawe światło przechodziło przez jego zamknięte powieki i raziło mu oczy blaskiemnieznośnym.Chciał się zbudzić, otworzyć oczy i nie mógł.Czuł, iż dzieje się z nim coś niezwykłego, że głowazwiesza mu się w tył, jak gdyby go niesiono za ręce i nogi.Potem zdjął go jakiś strach; było mu zle, bardzo zle,bardzo ciężko.Wracała mu przez pół przytomność ale dziwna bo w towarzystwie takiej niemocy, jakiej nigdy wżyciu nie doznawał.I jeszcze raz próbował się poruszyć, ale gdy mu się nie udało, rozbudził się lepiej i odemknąłpowieki.1Wesele chłopskie z owych czasów opisuje naoczny świadek Beauplan.Wówczas wzrok jego napotkał parę oczów, które wpijały się w niego chciwie, a były to czarne zrenice jakwęgiel i tak złowrogie, że rozbudzony już zupełnie pan Zagłoba pomyślał w pierwszej chwili, że to diabeł na niegopatrzy i znów przymknął powieki, i znów je prędko otworzył.Owe oczy patrzyły wciąż uporczywie twarzwydała się znajomą; nagle pan Zagłoba zadygotał do szpiku kości, oblał go zimny pot, a po krzyżach przeszło mu ażdo nóg tysiące mrówek.Poznał twarz Bohuna.R O Z D Z I A A VIIZagłoba leżał związany w kij do własnej szabli w tej samej izbie, w której odbywało się wesele, a straszliwywatażka siedział opodal na zydlu i pasł oczy przerażeniem jeńca. Dobry wieczór waści! rzekł dojrzawszy otwarte powieki swej ofiary.Pan Zagłoba nie odrzekł nic, ale w jednym mgnieniu oka oprzytomniał tak, jakby kropli wina do ust nie brał,jeno mrówki doszedłszy mu do pięt wróciły się do góry, aż do głowy, a szpik w kościach stał się zimny jak lód.Mówią, że człowiek tonący w ostatnim momencie widzi jasno całą swoją przeszłość, że przypomina wszystko izdaje sobie sprawę z tego, co się z nim dzieje; taką jasność widzenia i pamięci posiadał w tej chwili pan Zagłoba, aostatnim słowem tej jasności był cichy, nie wypowiedziany ustami okrzyk: Ten mi dopiero da łupnia!A watażka powtórzył spokojnym głosem: Dobry wieczór waszmości. Brr! pomyślał Zagłoba wolałbym, by wpadł w furię. Nie poznajesz mnie, panie szlachcic? Czołem! czołem! Jak zdrowie? Niezle.A waścinym to już ja się zajmę. Nie prosiłem Boga o takiego doktora i wątpię, abym mógł strawić twoje lekarstwa, ale dziej się wola boża. No, ty mnie kurował, teraz się tobie wywdzięczę.My stare druhy.Pamiętasz, jak ty mnie głowę obwiązywał wRozłogach co?Oczy Bohuna poczęły świecić jak dwa karbunkuły, a linia wąsów przedłużała się w straszliwym uśmiechu. Pamiętam rzekł Zagłoba że mogłem cię nożem pchnąć i nie pchnąłem..A ja to ciebie pchnął? albo cię myślę pchnąć? Nie! ty dla mnie lubczyk-kochańczyk; ja ciebie będę strzegł jakoka w głowie. Zawsze mówiłem, że zacny z ciebie kawaler rzekł Zagłoba udając, że bierze za dobrą monetę słowa Bohuna,a jednocześnie przez głowę przeleciała mu myśl: Już widać on mi specjał jakowyś obmyśli; nie umrę po prostu! Ty dobrze mówił ciągnął Bohun ty także zacny kawaler; tak my się szukali i znalezli. Co prawda, tom cię nie szukał, ale dziękuję za dobre słowo. Podziękujesz ty mi jeszcze lepiej niezadługo i ja tobie podziękuję za to, że ty mnie mołodycię z Rozłogów doBaru przywiódł.Tam ja ją znalazł, a teraz ot! na wesele by ciebie prosił, ale to nie dziś i nie jutro teraz wojna, a tystary człowiek, może nie dożyjesz.Zagłoba mimo straszliwego położenia, w jakim się znajdował, nadstawił uszu. Na wesele? mruknął. A co ty myślał? mówił Bohun czy to ja chłop, żeby ją bez popa niewolił, albo mnie nie stać na to, żeby jaw Kijowie ślub brał? Nie dla chłopa ty ją do Baru przywiódł, ale dla atamana i hetmana. Dobrze! pomyślał Zagłoba.Po czym zwrócił głowę ku Bohunowi. Każ mnie rozwiązać. rzekł. Poleż, poleż, ty w drogę pojedziesz, a ty stary, tobie odpocząć przed drogą. Gdzie mnie chcesz wiezć? Ty mój przyjaciel, tak ja cię do drugiego mojego przyjaciela zawiodę, do Krzywonosa.Już my oba pomyślimy,żeby tobie tam było dobrze. Będzie mi ciepło! mruknął szlachcic i znowu mrówki poczęły mu chodzić po grzbiecie.Na koniec począł mówić: Wiem, że ty do mnie rankor masz, ale niesłusznie, niesłusznie Bóg widzi.My żyli razem i w Czehrynieniejeden gąsior wypili, bo miałem dla cię afekt ojcowski za twoją fantazję rycerską, jakiej lepszej nie znalazłeś nacałej Ukrainie [ Pobierz całość w formacie PDF ]