[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sztucznego światła.Gdzieś z tyłu, za ciemnym zarysem postaci, musiał palić się kaganek. Jesteś tu? rozległ się szept.Mimo przygnębienia Shen o mało nie parsknęła śmiechem.A gdzie miałaby pójść? Jestem. Chodz, noc zapadła i możesz się umyć.Mówiącym okazał się mężczyzna.Młody i silny, co stwierdziła, kiedy pomagał jej wstać.Z trudem udało im się wyjść z ciasnego pomieszczenia.Shen była jeszcze bardzo słaba, wciążnależało ją podtrzymywać.Nieznajomy powoli prowadził dziewczynę przez tonące w półmroku pomieszczenia.Niewiele udało się zobaczyć.Jedyne, co zwróciło uwagę Shen, to fakt, że w ciasnych wnętrzachnie stało zbyt wiele mebli i sprzętów.Mężczyzna wyprowadził ją na zewnątrz.Lekki wiaterekniosący ze sobą zapach rozgrzanej za dnia ziemi dosłownie odurzał.Zachwiała się i o mało nieupadła, lecz opiekun trzymał ją mocno.Prowadził wprost do przestronnej stodoły, w którejdrzwiach, o ile mogła zauważyć, czekały już dwie kobiety.Ciemności rozświetlało jedynieświatło gwiazd, a jednak Shen wydało się, że postępują niezbyt rozsądnie, przechodząc takwprost, przez środek podwórka. Nie boisz się, że ktoś nas zauważy? szepnęła. Kto niby? Dookoła sami nasi.Bieda znaczy.Shen uśmiechnęła się smutno do swoich wspomnień.Ludzie donosili chętnie, nawet gdybyli nasi , czego doświadczyła już w oddziałach specjalnych.A ten tutaj prawdziwek to co? Niezdawał sobie z tego sprawy? A służby, które interesują się wszystkim? zadała szeptem następne pytanie. Speckurwy za wielkie są, żeby się nami interesować.One są zajęte sprawami światowymi.Dziewczyna dużo się nauczyła, będąc w wojsku.Zbyt wiele w różnych kwestiach miała dopowiedzenia Nuk, a potem nawet Sharri. Są inne służby, które zbierają informacje.Także wśród ludu, o nastrojach i nie tylko.Mężczyzna roześmiał się cicho. A są, są.Organizacja Randa na przykład.Ale oni nam wielkiej krzywdy nie zrobią.Zaczął się śmiać, lecz nagle żachnął się, jakby powiedział coś, czego powiedzieć nie powinien,i dodał: Tu się nikt nie zapuszcza.Tu spokojne przedmieścia.Bida z nędzą aż piszczą pospołu.Wprowadził Shen do wnętrza podupadającej stodoły i przekazał w ręce dwóch starszychkobiet.Te były bardziej delikatne.Rozebrały dziewczynę szybko ze śmierdzących ciuchów,które dały mężczyznie do spalenia.Potem ostrożnie pomogły jej wejść do wielkiej baliipośrodku.Nacierały skórę jakąś pastą, aż w końcu zaczęły szorować. Czemu jesteś taka smutna? odezwała się jedna z nich. Już na wolności jesteś.Swobodna. A my cię ukryjemy.Nie bój nic dodała druga.Shen podniosła głowę. To z powodu mojej żenującej głupoty. Co? Wiecie, ludzie czasem o czymś zapominają.Jedni o rzeczach nieistotnych.Innio ważniejszych.Ale tylko tacy idioci jak ja, uciekając z więzienia, zapominają o najbliższejkoleżance.Nie mogła dostrzec wyrazu twarzy żadnej z kobiet.Myto ją w zupełnych ciemnościach. Zamieszanie było. jedna wreszcie przerwała milczenie. Słyszałyśmy, że wodawszystko zalała. To mnie nie usprawiedliwia.W tym całym chaosie ani razu o niej nie pomyślałam.Anirazu! A może tamta twoja koleżanka się uratowała? Wątpię.Zamknięto ją w karcerze, a ja otwierałam tylko kraty do cel. Tam wielu więzniów zostało.Nie sposób uwolnić wszystkich.Nie sposób brać za nichodpowiedzialności.Shen skinęła głową. Owszem.I wcale sobie tego nie wyrzucam westchnęła. Nie mogę się pogodzić tylkoz tym, że nie pomyślałam o Aie.Nie mogła widzieć, jak kobiety wymieniły się spojrzeniami.%7ładna z nich nie powiedziałajuż niczego.Starając się postępować ostrożnie z powodu podrażnionej skóry Shen, delikatnieosuszyły ją wielkimi ręcznikami, a kiedy wyszła z balii, natarły oliwą.Potem jedna z nichpomogła Shen włożyć poszarpany mundur pustynnego strzelca, z wielkim zawojemzasłaniającym włosy.W tym przebraniu wyprowadziły dziewczynę na ulicę.Szła pomiędzy nimi, opierając sięo ramiona, nie bacząc, że plączą jej się nogi.W końcu miała udawać pijaną.Na szczęście droganie okazała się długa.Kobiety zostawiły ją pod wejściem do większego niż inne domu, zapukałyi oddaliły się szybko bez słowa pożegnania.Kiedy otworzyły się drzwi, po raz pierwszy poraziłoją światło.Dość spore pomieszczenie było oświetlone rzęsiście kilkunastoma lampkami.W środku czekał cyrulik ze swoimi narzędziami.On też się nie odzywał.Posadził Shen naśrodku, zdjął jej z głowy zawój i energicznie, z wprawą zaczął obcinać włosy.Porządna, choćprosta fryzura powstała w czasie krótszym niż dwie modlitwy.No i znowu musiała się przebrać.Tym razem dostała już normalną, kobiecą tunikę.Cyrulik nadal bez słowa wyprowadził Shen tylnym wyjściem.Znowu ogarnął ją mrok.Musiała wspiąć się na pakę jakiegoś wozu, położyć.Ktoś przykrył ją grubą plandekąz szorstkiego płótna, która pachniała silnie korzennymi przyprawami.Nie miała pojęcia, jak długo jedzie.Na pewno zmierzali do centrum miasta.Ich wóz musiałsię kilka razy zatrzymać, kogoś przepuszczać, a wokół narastał coraz bardziej donośny turkotwielu kół na kamiennym podłożu.Idealna pora, idealne miejsce [ Pobierz całość w formacie PDF ]