[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ostatni raz ostrzegam pana, Grey.Proszę zamknąć usta, bo inaczej sam je panu zamknę.Grey z trudem się opanował.Miał ochotę zmierzyć się z tym człowiekiem, właśnie tu i teraz.Pobiłby go, czuł, że dałby mu radę.Wszystko jedno, chory czy zdrów.W każdej chwili.- Jeśli kiedykolwiek wydostaniemy się z tego bagna, odszukam pana - powiedział.- Od tego zacznę.To będzie pierwsza rzecz, którą zrobię.- Bardzo mnie to cieszy - odparł Marlowe.- Ale jeśli do tego czasu jeszcze raz mnie pan obrazi, spiorę pana na kwaśne jabłko.Biorę was na świadków - zwrócił się do obecnych.- Ostrzegłem go.Nie będę słuchał wyzwisk tej plebejskiej małpy.- Odwrócił się gwałtownie do Greya.- A teraz niech pan się trzyma ode mnie z daleka.- Jak mogę to zrobić, jeżeli narusza pan prawo?- Jakie prawo?- Zgłosi się pan po kolacji do pułkownika Smedly-Taylora.I jeszcze jedno: do tego czasu obowiązuje pana areszt domowy.Grey oddalił się.Radosne uniesienie, którym tak niedawno był przepełniony, ulotniło się niemal całkowicie.Głupio zrobił obrzucając Marlowe’a wyzwiskami.Zwłaszcza że nie było po temu powodów.ROZDZIAŁ XVIIIKiedy Marlowe dotarł do baraczku pułkownika Smedly-Taylora, Grey czekał już na niego na zewnątrz.- Zamelduję pułkownikowi, że pan jest - powiedział.- Strasznie pan uprzejmy - odparł Marlowe.Czuł się nieswojo.Drażniła go pożyczona lotnicza czapka z daszkiem.Drażniła go wystrzępiona, choć czysta koszula.Pomyślał, że o wiele sensowniejsze i wygodniejsze są sarongi.Myśl o sarongach przypomniała mu o jutrzejszym dniu.Jutro Król ma otrzymać pieniądze za brylant.Pieniądze przyniesie Shagata, a po trzech dniach wyprawią się do wioski.Może Sulina.Głupiec z ciebie, że o niej myślisz, skarcił się w duchu.Skup się, bo za chwilę będziesz musiał ruszyć głową.- W porządku, Marlowe.Baczność! - szczeknął Grey.Marlowe wyprężył się i wmaszerował nienagannym defiladowym krokiem do izby pułkownika.Mijając Greya, rzucił mu szeptem: “Spierdalaj!”, i to mu trochę ulżyło.W następnej chwili stał już przed pułkownikiem.Zasalutował przepisowo i utkwił wzrok przed siebie.Smedly-Taylor, który miał na głowie czapkę, spojrzał na niego posępnie i pedantycznie odsalutował zza stołu, gdzie leżała oficerska trzcinka.Chlubił się dyscypliną, jaką utrzymywał w obozie.Był wcieleniem wojskowego ducha.Zawsze postępował zgodnie z regulaminem.Zmierzył wzrokiem od stóp do głów młodego oficera, który przed nim stał - a stał prosto.Pomyślał, że to dobrze, bo przynajmniej przemawia na jego korzyść.Przez dłuższą chwilę, jak to miał w zwyczaju, milczał.Najpierw należało zawsze speszyć oskarżonego.- No więc, kapitanie Marlowe.- przemówił wreszcie.- Co pan ma do powiedzenia na swoją obronę?- Nic, panie pułkowniku.Nie wiem, o co jestem oskarżony.Smedly-Taylor spojrzał zaskoczony na Greya, a potem znów groźnie na Marlowe’a.- A może łamie pan tyle zasad, że ma pan trudności z ich zapamiętaniem? Był pan wczoraj w więzieniu.To wbrew regulaminowi.Nie miał pan na ręku opaski.To także wbrew regulaminowi.Marlowe odetchnął.A więc chodziło tylko o pobyt w więzieniu.Tylko zaraz, chwileczkę.A co zjedzeniem?- A więc zrobił pan to czy nie? - spytał lakonicznie pułkownik.- Tak jest, panie pułkowniku.- W jakim celu był pan w więzieniu?- Odwiedziłem kilku żołnierzy.- Ach tak? - Pułkownik odczekał chwilę, po czym powtórzył zjadliwie: - “Odwiedziłem kilku żołnierzy”.Marlowe nic na to nie odpowiedział, czekał.I doczekał się.- W więzieniu był również ten Amerykanin.Był pan razem z nim?- Przez jakiś czas.To nie zabronione, panie pułkowniku.A co do tamtych dwóch zakazów, owszem, złamałem je.- Coście tam znowu wypichcili?- Nic, panie pułkowniku.- A więc przyznaje pan, że jesteście czasem zamieszani w ciemne sprawki?Marlowe był wściekły na siebie, że nie zastanowił się przez chwilę, zanim odpowiedział.Zdawał sobie sprawę, że z tym człowiekiem, z tym wspaniałym człowiekiem nie może rozmawiać jak równy z równym.- Nie, panie pułkowniku - odparł i spojrzał mu w oczy.Ale nic więcej nie powiedział.Pierwsza zasada: w obliczu dowódców odpowiada się tylko: “Tak jest, panie pułkowniku” albo “Nie, panie pułkowniku” i mówi się prawdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]