[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie bardzo wiedząc kiedy, zasnęła.Przyśniła jej się góra.Nie mogła na nią patrzeć, tak ostre było słońce.Czuła tylko, że ktoś tam stoi.Te promienie świeciły prosto w oczy.Zmrużyła je i wtedy rozpoznała Karolinę.Widziała ją z daleka i jednocześnie z bliska, była ubrana tak jak rano, w niebieską bluzkę i granatową spódniczkę, tylko na piersi przypięła sobie rozkwitłą pąsową różę.Machała do Susanne.- Jestem tutaj - krzyknęła do siostrzenicy, ale ta ciągle machała ręką, jakby na pożegnanie.- Karolina! Zejdź na tę stronę! - zawołała.Ale ona zaczęła się cofać, aż spadła głową w dół.Susanne krzyknęła i obudziła się.Przez chwilę nie rozumiała, co ją tak przeraziło, potem dotarło do niej, że miała zły sen.Żeby Karolina już wróciła z tej Warszawy - pomyślała.Jednocześnie rozległo się pukanie do drzwi, lokaj zawiadomił ją, że przyjechała pani Sokolnicka.- Zaraz zejdę - powiedziała.Ubrała się pospiesznie i zbiegła na dół.- Karolina powinna już wrócić, na pewno się ucieszy.- urwała, bo nagle spostrzegła wyraz twarzy tamtej.- Co się stało?Kobieta nic nie mówiła, próbowała zapanować nad tikiem na policzku.- Karolina miała wypadek? - wyszeptała Susanne.Po twarzy przyjaciółki siostrzenicy popłynęły łzy.- Ona nie żyje.nie żyje - powtórzyła z rozpaczą.Susanne cofała się w stronę schodów, kręcąc przecząco głową, aż zatrzymała ją poręcz, poczuła twarde uderzenie pod łopatką.I już ruszyła z powrotem, ku tej kobiecie.- Gdzie ona jest? - spytała.- W kostnicy.- To trzeba po nią pojechać - powiedziała ze spokojem.- Chciałam panią uprzedzić, że ją tutaj przywiozą.- A, to dobrze - odrzekła z tym niezwykłym spokojem - to ja będę na nią czekała.A potem Karolina leżała w pałacowej kaplicy.Susanne zamknęła drzwi, bo chciała być z nią sama.Krążyła wokół odkrytej trumny.- Jak ty nie umiałaś żyć - powiedziała z wymówką.- Jak ty nie umiałaś żyć - powtórzyła.- Ja to zawsze wiedziałam.ja to czułam.Ale cóż ja mogłam poradzić?Zatrzymała się przy głowie siostrzenicy.Karolina miała zamknięte oczy, rzęsy rzucały cienie na policzki, jej twarz wydała się Susanne przejmująco piękna, jak zawsze.Śmierć jeszcze nie zdążyła jej zeszpecić.- Przecież ty miałaś dopiero trzydzieści lat.byłaś młoda - dotknęła czoła siostrzenicy, jakby chcąc wygładzić zmarszczki, których nie było.- Karolinko - głos się jej załamał.- Karolinko, tobie musi być zimno.Ktoś zapukał do drzwi kaplicy, nie odezwała się.- Pani Susanne! - to był głos przyjaciółki Karoliny.- Pani Susanne, proszę otworzyć!Otworzyła drzwi.W hallu było kilkoro ludzi, między innymi pułkownik Sokolnicki, mąż tej kobiety.Susanne uświadomiła sobie, że nie ma wśród nich Jana.Spytała o niego.- Janek.zasłabł.Jest w szpitalu.- No tak, tak - pokiwała głową.- Oni się bardzo kochali.Ja teraz muszę wydać dyspozycje, dzieci powinny dostać kolację.Przyjaciółka Karoliny dotknęła ręki Susanne.- My się wszystkim zajmiemy, niech pani odpocznie.- Dobrze - zgodziła się.- Pójdę do siebie i trochę się położę.Leżała z otwartymi oczami.W pokoju było cicho i ciemno.Starała się przypomnieć sobie, co powinna zrobić od rana.Na pewno pójść na pole, przecież są żniwa.Potem miał przyjechać weterynarz, bo jedna z krów pokładała się, nie można jej było wygonić z obory.A potem.Nic więcej nie mogła sobie przypomnieć.Zwykle miała tyle zajęć od rana do wieczora, dzień wydawał się za krótki.Rok dwudziesty dziewiąty zaczął się pod znakiem kryzysu, interesy szły coraz gorzej, w dodatku rządca oświadczył, że odchodzi na swoje.Kupił ziemię i dom w Milanówku.Susanne dało to do myślenia, skąd z gołej pensji mógł sobie pozwolić na taki wydatek.Ale w końcu przysłużył się także Lechicom, majątek rozkwitł za jego urzędowania.- Życzę panu powodzenia - powiedziała podając mu na pożegnanie rękę.Ucałował ją z szacunkiem, ale wzrok mu gdzieś uciekał, nie miał chyba czystego sumienia.Musiała teraz rozejrzeć się za kimś innym, dała nawet ogłoszenie do gazety.Zjawiło się kilku kandydatów, ale żaden nie wywarł na niej korzystnego wrażenia.Zgłosiła się także kobieta.Powiedziała, że jest wdową, bez dzieci, bez żadnej rodziny.Miała szarą twarz i wyblakłe oczy, ale w tych oczach Susanne wyczytała więcej niż w świadectwach ukończenia Szkoły Głównej Gospodarstwa.- Ostatnio pracowałam w stacji doświadczalnej ziemniaka - powiedziała - ale zaczynają zwabiać ludzi, na pierwszy ogień idą kobiety.A ja tylko tak staro wyglądam.Mam jeszcze sporo do emerytury.- Myślałam raczej o mężczyźnie.- Kobieta też człowiek - odrzekła.- Oczywiście - podchwyciła Susanne - ale praca tutaj ciężka, trzeba się użerać z ludźmi, a ludzie są tacy i owacy, jak zobaczą kobietę, myślą, że ją można oszukać.- To się grubo pomylą.Susanne roześmiała się, bardzo jej przypadła do gustu rozmówczyni.- Mam sporo kłopotów, kartofle i zboże tak spadły w cenie, że na dobrą sprawę nie należałoby ich w ogóle sprzedawać.- Trzeba się przerzucić teraz na rośliny rzadko uprawiane - powiedziała tamta.- Na przykład ślaz czy proso.To dałoby dobry dochód.Namawiałabym panią na przykład na plantowanie waleriany.Można zarobić z dużym zyskiem.- Waleriana? Ten lek na serce? - spytała sceptycznie Susanne.- Wiem, że to pomysł niecodzienny, ale dlatego mało osób się za to bierze.Jeżeli przyjmie mnie pani, udowodnię, że miałam rację.Właściwie.powinna pani wierzyć w kobiety, pani siostrzenica była przecież pierwszym adwokatem w spódnicy.Byłam świadkiem w sprawie o spadek, świetnie sobie poradziła.Na wzmiankę o Karolinie Susanne drgnęła.Już dawno nikt z nią o Karolinie nie rozmawiał.Od dnia jej śmierci wszystko toczyło się jakby w innej rzeczywistości.Susanne nie rozpoznawała już ani siebie, ani dobrze znanych dotąd ludzi.Zmieniło się też otoczenie, inaczej wyglądał fronton pałacu, nawet inaczej pachniały akacje przy alei wjazdowej.To była rzeczywistość, w której zabrakło najważniejszego elementu, a nawet jej podstawy, to znaczy obecności Karoliny.Jana nie było na pogrzebie, ale zjawił się tłum obcych ludzi, nie mogli się pomieścić na małym cmentarzu.Wokół ich grobu rodzinnego zdewastowali inne, depcząc po nich.Było wielu dziennikarzy, zachowywali się bezczelnie, podchodzili blisko.Oślepiając ją błyskami magnezji, zadawali pytania, na które, nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby odpowiedzieć.Mało z tego wszystkiego rozumiała, poza jednym, że Karolina została zastrzelona przez jakiegoś fanatyka.W pewnej chwili młody dziennikarz o zimnych, przenikliwych oczach zastąpił jej drogę, gdy już wychodziła z cmentarza.- Czy to prawda, że Karolina Lechicka miała nieślubne dzieci? - spytał [ Pobierz całość w formacie PDF ]