RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniałem sobie maksymę: jeśli coś mo\na wytłumaczyć na wiele sposobów, wybierz wytłumaczenienajprostsze.Dalej jednak miałem się na ostro\ności.- Dlaczego miałbym uznać cię za wariatkę?- Dlaczego miałabym uwa\ać, \e nie jesteś tym, za kogo się podajesz?- No właśnie, dlaczego?- Bo pytanie, jakie zadałeś, dowodzi, \e nie jesteś.- Podsunęła mi fili\ankę.- Oto twoja herbata.Spojrzałem na fili\ankę, potem na nią.- W porządku.Nie wierzę, \e jesteś słynną schizofreniczką.Dalej patrzyła na mnie z nieufnością.- Nie miałby pan ochoty na kanapkę, panie Urfe?Nie uśmiechnąłem się i chwilę milczałem.- Julie, zachowujemy się niemądrze.Wpadamy w ka\dą zastawioną przez niego pułapkę.Myślałem, \eostatnim razem doszliśmy wreszcie do porozumienia.I \e wspólnie postanowiliśmy nie kłamać, kiedy jego niema.Julie nieoczekiwanie wstała i poszła z wolna na koniec kolumnady, skąd prowadziły stopnie w dół nataras z warzywnym ogródkiem.Oparła się o ścianę domu, stała odwrócona do mnie plecami wpatrując się wodległe góry Peloponezu.Po chwili wstałem i stanąłem tu\ za nią.Nie obejrzała się.- Nie mogę mieć do ciebie \alu.Jeśli opowiedział ci tyle kłamstw o mnie, ile mnie o tobie.-Wyciągnąłem rękę i dotknąłem jej ramienia.- No, przestań.Przecie\ ju\ zaczęliśmy sobie ufać.- Nie zareagowałana dotyk mojej dłoni, cofnąłem ją.- Pewnie chcesz mnie znowu pocałować?Zaskoczyła mnie tą naiwną obcesowością.- Czy to zbrodnia?Nagle zało\yła ręce, oparła się plecami o ścianę i spojrzała na mnie z napięciem.- I chcesz, \ebym poszła z tobą do łó\ka?- Tylko wówczas, jeśli sama będziesz miała na to ochotę.Spojrzała mi badawczo w oczy, potem opuściła wzrok.- A jeśli nie?- Có\, trudno.- Nie wiem zatem, czy warto ci się dalej starać.- Zdaje się, \e chcesz mnie obrazić.Wypowiedziałem to z takim przekonaniem, \e zamilkła.Spuściła głowę, dalej miała zało\one ręce.Powiedziałem łagodniej: - Co on ci naopowiadał?Nastąpiło dłu\sze milczenie, potem szepnęła: - Gdybym ja wiedziała, w co mam wierzyć.- Zaufaj swojej intuicji.- Straciłam ją tutaj: - Znów nastąpiło milczenie, potem lekko pokręciła schyloną główką.Jej głos straciłoskar\ycielską nutę.- Po twojej ostatniej wizycie powiedział mi coś ohydnego.śe ty.\e chodzisz do burdeli, \egreckie burdele są bardzo niebezpieczne i nie powinnam pozwalać, \ebyś mnie całował.- Aha, i sądzisz, \e byłem teraz w burdelu?- Nie wiem przecie\, gdzie byłeś.- Zatem uwierzyłaś mu? - Nie odpowiedziała.Byłem wściekły na Conchisa; bezczelność, z jaką mówił oprzysiędze Hipokratesa.Spojrzałem na pochyloną głowę i oświadczyłem: - Mam tego dość.Zwijam manatki.W gruncie rzeczy nie zamierzałem wcale tego zrobić, ale odwróciłem się plecami do stołu, jakbym chciałodejść.Ona zareagowała szybko: - Nie, proszę cię.- I po sekundzie milczenia: - Przecięć nie powiedziałam, \e muwierzę.Przystanąłem i spojrzałem na nią.Jej oczy nie patrzyły ju\ na mnie z taką wrogością.- Ale zachowujesz się tak, jakbyś wierzyła.- Zachowuję się tak, bo nie rozumiem, czemu opowiada mi stale coś, w co nie będę mogła uwierzyć i oczym on doskonale wie.- Gdyby to było prawdą, powinien ostrzec cię na samym początku.- Tak, przyszło nam to na myśl.- Mogłaś spytać, dlaczego tego nie zrobił.- Twierdzi, \e się dowiedział dopiero teraz.- I dodała niemal czułym tonem: - Proszę cię, nie odchodz.Choć pod koniec zdania spuściła oczy, patrzyła na mnie dostatecznie długo, bym uwierzył w jejszczerość.Stanąłem naprzeciw niej.- Czy nadal jesteśmy przekonani, \e jest dobrym i szlachetnym człowiekiem?- W gruncie rzeczy jest tak.- I dodała: - Mimo wszystko.- Poddał mnie temu telepatycznemu doświadczeniu.- Tak, mówił nam.- Ciebie te\ hipnotyzował?- Tak, wiele razy.- Mówi, \e właśnie stąd wie o tobie wszystko.Na chwilę ją to zaskoczyło, podniosła w górę oczy, ale zaraz zaprotestowała: - Nonsens! Nigdy bym dotego nie dopuściła.June była zawsze obecna, sam na to nalegał.To cudowna metoda, \eby przygotować człowiekado roli.jaką ma odegrać.June powiada, \e on mówi i mówi.a ja to jakoś tam w siebie wchłaniam.- Czy Julie to te\ rola?- Mogę ci pokazać mój paszport.Nie mam go przy sobie, ale poka\ę ci następnym razem.Obiecuję.- Mogłaś mnie ostrzec, \e on wystąpi z taką historią o schizofrenii.- Uprzedzałam cię, \e z czymś wystąpi.Nie śmiałam powiedzieć więcej.Znów poczułem, \e ogarnia nas podejrzliwość, ale musiałem przyznać, \e na swój sposób mnieostrzegała.Teraz zachowywała się ju\ bardziej pojednawczo, ale nadal zajmowała obronną pozycję.- Tak.czy on rzeczywiście jest psychiatrą? - Wiemy o tym od dość dawna.- Zatem wszystko nale\y do ścisłej sfery jego zainteresowań?Znów oszacowała mnie wzrokiem.Potem spojrzała w bok [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl