RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wygraliśmy w sądzie naszą sprawę z IRS.- A co z Kozinskim i Hodge’em?- Dobre pytanie - odparł Oliver Lambert.- Nie wiemy, co się stało.Początkowo wyglądało to na wypadek, ale teraz nie jesteśmy już tego pewni.Na pokładzie wraz z nimi znajdował się mieszkaniec wyspy.Był kapitanem statku i instruktorem nurkowania.Miejscowe władze podejrzewają, że był również członkiem szajki handlarzy narkotykówz Jamajki i jest możliwe, że spowodowano eksplozję chcąc właśnie jego zlikwidować.Oczywiście zginął.- Myślę, że nigdy się nie dowiemy, jak było naprawdę - dodał Royce McKnight.- Tamtejsza policja nie jest zbyt sprawna ani dociekliwa.Otoczy­my rodziny opieką, a z tego, co nam wiadomo, był to wypadek.Szczerze mówiąc, nie bardzo wiemy, jak sobie z tym poradzić.- Pamiętaj, nikomu ani słowa o tej sprawie - nakazał Locke.- Trzymaj się z dala od Tarrance’a i jeżeli znów się z tobą skontaktuje, zawiadom nas natychmiast.Rozumiesz?- Tak, proszę pana.- Nie mów nawet swojej żonie - powiedział Avery.Mitch skinął głową.Lambert znów przybrał minę dobrego dziadka.Uśmiechnął się i przetarł okulary.- Mitch, wiem, że jest to przerażające, ale przywykliśmy do tego.Zajmiemy się tym, zaufaj nam.Nie boimy się Tarrance’a, FBI, IRS czy kogokolwiek innego, ponieważ nigdy nie zrobiliśmy nic złego.Antoni Bendini zbudował tę firmę ciężką pracą, talentem i będąc zawsze wierny niepodważalnym zasadom etyki.Nam także wpoił te zasady.Nasi klienci to nie zawsze święci, ale prawnik nie może narzucić klientowi moralności.Nie chcemy, byś się martwił tamtymi sprawami.Trzymaj się z daleka od tego faceta - jest bardzo, bardzo niebezpieczny.Jeżeli coś wyciągnie od ciebie, stanie się jeszcze bardziej natarczywy i nie da ci spokoju.Locke wycelował w Mitcha zagięty palec.- Ewentualne kontakty z Tarrance’em byłyby zagrożeniem dla twej przyszłościw firmie.- Rozumiem - powiedział Mitch.- Rozumie - wtrącił defensywnym tonem Avery.- To wszystko, co mieliśmy ci do powiedzenia, Mitch - zakończył Lambert.- Bądź rozsądny.Mitch i Lamar wyszli i ruszyli w stronę najbliższych schodów.- Idziemy do DeVashera - powiedział Locke do Lamberta.Nie minęło więcej niż dwie minuty, a obaj główni wspólnicy siedzieli już przy zagraconym biurku szefa ochrony.- Słuchałeś? - zapytał Locke.- Oczywiście, Nat.Słyszeliśmy każde słowo, które powiedział ten chłopiec.Rozegrałeś to naprawdę znakomicie.Myślę, że się boi i będzie unikał Tarrance’a.- Co z Lazarovem?- Muszę mu powiedzieć.On jest szefem.Nie możemy udawać, że to się nie zdarzyło.- Co oni zrobią?- Nic poważnego.Będziemy obserwować chłopca przez dwadzieś­cia cztery godziny na dobę.I będziemy czekać.Nie możemy zrobić żadnego kroku.To Tarrance spróbuje działać.Odnajdzie go znowu, a wtedy i my tam będziemy.Staraj się trzymać go w budynku tak długo, jak się da.Jeżeli możesz, informuj nas, kiedy wychodzi.Naprawdę nie wydaje mi się, żeby to było coś poważnego.- Dlaczego wybrali McDeere’a?- Prawdopodobnie nowa strategia.Kozinski i Hodge kontaktowali się z nimi, jak wiesz.Może powiedzieli więcej, niż nam wiadomo.Prawdopodobnie tamci doszli do wniosku, że z McDeere’em pójdzie im najłatwiej, ponieważ trafił tu prosto z uczelni.Nowicjusz pełen idealizmu i zasad etycznych.Jak nasz przyjaciel Ollie.To było dobre, Ollie, naprawdę dobre.- Zamknij się, DeVasher.DeVasher przestał się uśmiechać i zagryzł wargi.Nie odpowiedział.Spojrzał na Locke’a.- Wiesz, jaki będzie następny krok, prawda? Jeżeli Tarrance zacznie naciskać, ten idiota Lazarov zadzwoni do mnie któregoś dnia i każe go usunąć.Uciszyć go.Zamknąćw beczce i utopić w zatoce.A kiedy się to stanie, wy wszyscy, czcigodni panowie, będziecie musieli przejść na wcześniejszą emeryturę i opuścić kraj.- Lazarov nie wyda rozkazu, żeby zlikwidować agenta.Nie odważy się.- Tak, byłoby to głupie posunięcie, ale Lazarov jest głupcem.Jest bardzo zaniepokojony tutejszą sytuacją.Często dzwoni i zadaje najprzeróżniejsze pytania.A ja mu daję najprzeróżniejsze odpowiedzi.Czasami słucha, czasami wrzeszczy.Nieraz mówi, że będzie rozmawiać z górą.Ale jeżeli powie, że mamy się pozbyć Tarrance’a, to po­zbędziemy się Tarrance’a.- Niedobrze mi się robi od tego - stwierdził Lambert.- W porządku, Ollie, pozwól jednemu ze swoich małych obijają­cych się adwokatów zaprzyjaźnić się z Tarrance’em i mówić.Wtedy będziesz miał piekło i będzie to znacznie gorsze od tego, co obecnie czujesz.A teraz proponuję wam, chłopcy, byście przydusili McDeere’a taką ilością roboty, żeby nie miał czasu zastanawiać się nad rewelacjami Tarrance’a.- Mój Boże, DeVasher, on pracuje dwadzieścia godzin dziennie.Zaczął jak burza i dotąd nie przystopował.- Miejcie go po prostu na oku.Powiedz Lamarowi Quinowi, żeby postarał się bliżej z nim zaprzyjaźnić.Może McDeere, jeśli coś mu zacznie chodzić po głowie, zwierzy się tamtemu.- Dobry pomysł - mruknął Locke.Spojrzał na Lamberta.- Porozmawiajmyz Quinem.- Zastanówcie się, chłopcy - powiedział DeVasher.- McDeere jest na razie przestraszony.Nie wykona żadnego ruchu.Jeżeli Tarrance skontaktuje się z nim ponownie, zrobi to, co zrobił dzisiaj.Pobiegnie prosto do Lamara Quina.Pokazał nam, komu ufa.- Czy powiedział o tym swojej żonie wczorajszej nocy?- Sprawdzamy teraz kasety.Zajmie to około godziny.Mamy tyle cholernych podsłuchów w tym mieście, że aż sześć komputerów musi pracować, byśmy mogli znaleźć cokolwiek.Mitch wyglądał przez okno w biurze Lamara.Mówił niewiele i bardzo starannie dobierał słowa.Przypuśćmy, że Tarrance miał rację.Przypuśćmy, że wszystko było nagrywane.- Czy czujesz się lepiej? - zapytał Lamar.- Myślę, że tak.To się trzyma kupy.- Tak jak powiedział Locke, to się zdarzało już wcześniej.- Kto to był? Kogo nagabywali wcześniej?- Nie pamiętam.Wydaje mi się, że to było trzy albo cztery lata temu.- Ale nie pamiętasz, o kogo chodziło?- Nie.Dlaczego to takie istotne?- Po prostu chciałbym wiedzieć.Nie rozumiem, czemu wybrali ze wszystkich czterdziestu prawników mnie, nowego człowieka, faceta, który najmniej wie o firmie i jej klientach.Dlaczego wybrali właśnie mnie?- Nie wiem, Mitch.Słuchaj, czemu nie zrobisz tak, jak sugeruje Locke? Postaraj się o tym zapomnieć i trzymaj się z daleka od tego faceta, Tarrance’a.Nie musisz z nim rozmawiać, dopóki nie ma nakazu.Jeżeli pokaże się znowu, powiedz mu, żeby spływał.Jest niebezpieczny.- Tak, myślę, że masz rację.- Mitch zmusił się do uśmiechu i ruszył w kierunku drzwi.- Zaproszenie na jutrzejszy obiad nadal aktualne?- Oczywiście.Kay chce przyrządzić steki na grillu; będziemy jeść obok basenu.Umówmy się na późniejszą godzinę, powiedzmy, na siódmą trzydzieści.- No to do zobaczenia.ROZDZIAŁ 12Strażnik wywołał jego nazwisko, zrewidował go i wprowadził do dużego pomieszczenia, gdzie rząd małych kabin zajmowali odwiedza­jący, rozmawiając i szepcząc przez grube metalowe kraty.- Numer czternaście - powiedział strażnik.Mitch podszedł do kabiny i usiadł.Po upływie minuty pojawił się Ray i zajął miejsce pomiędzy dwoma wąskimi ścianami po drugiej stronie kraty.Gdyby nie blizna na czole Raya i parę zmarszczek wokół jego oczu, wyglądaliby na bliźniaków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl