RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No cóż, Quinn i jego angielscy przyjaciele mogą sobie siedzieć na tyłku, aż im przyrośnie do ziemi; jego cierpliwość już się skończyła.Postano­wił, że rano wyprowadzi swoją ekipę w teren i zobaczy, czy nie uda się odkryć jakiegoś śladu stosując trochę staroświeckie, ale spraw­dzone metody pracy.Nie pierwszy raz może się okazać, że potężna policja przegapiła jakiś mały szczegół.ROZDZIAł óSMYQuinn i Sam blisko trzy godziny strawili w czułych objęciach, kochając się i szepcząc na przemian.Mówiła głównie ona, o sobie i karierze zawodowej.Przy okazji przestrzegła go przed wkurzają­cym ścierwem, Kevinem Brownem, który ją do tej całej misji wybrał, a żeby mieć oko na sprawę, zainstalował się w Londynie wespół z ośmioosobową ekipą.Zapadła już w cudownie głęboki sen bez snów, pierwszy od dwóch tygodni, gdy Quinn obudził ją szturchnięciem.- Taśma jest tylko trzygodzinna - wyszeptał.- Skończy się za kwadrans.Jeszcze raz go pocałowała, włożyła nocną koszulę i na palcach wycofała się do swojego pokoju.Quinn odsunął fotel od ściany, kilka­krotnie odchrząknął pod adresem mikrofonu, wyłączył magnetofon, walnął się do łóżka i najprawdziwiej w świecie zasnął.Na Grosvenor Square zarejestrowano odgłosy przewracania się z boku na bok, zmiany pozycji i nieprzerwanej drzemki.Technik i dwóch z FBI zer­knęli na konsoletę, by po chwili wrócić do kart.Zack odezwał się o wpół do dziewiątej.Był bardziej obcesowy i srogi niż poprzedniego dnia, mówił jak gość, któremu nerwy zaczy­nają odmawiać posłuszeństwa i nadwyżkę ciśnienia chce rozłado­wać cudzym kosztem.- Posłuchaj mnie teraz, sukinsynu.Mam powyżej uszu tego owijania w bawełnę.Reflektuję na dwa melony i szlus.Spróbujesz tylko wyjechać z jakąś nowiutką prośbą, prześlę ci kilka paluszków.Młotek, dłuto i prawa rączka gnojka twoja.Ciekawość, czy w Wa­szyngtonie cię za to pokochają.- Spokojnie, Zack - jak najpoważniej powiedział Quinn.- Do­staniesz je.Twoje na wierzchu.Zeszłej nocy postawiłem im ultima­tum: albo wykombinują dwa miliony, albo zwijam interes.Jezu, my­ślisz, że tylko ty jesteś zmęczony? Nawet oka nie zmrużyłem na wy­padek, gdybyś zadzwonił.Zacka chyba spacyfikowała wiadomość o istnieniu człowieka z bardziej niż on zszarganymi nerwami.- Jeszcze jedno - warknął.- Żadnej forsy.Znam was, wraże syny, jak nic nafaszerowalibyście torbę mikrofonami.Chcę diamen­tów.Oto jak.Wyłączył się po dziesięciu sekundach.Quinn darował sobie ro­bienie notatek.Wszystko było na taśmie.Telefon Zacka zlokalizo­wano w jednej z trzech bankowych rozmównic publicznych w Saffron Walden, jarmarcznym miasteczku w zachodnim Essexie, tuż przy autostradzie M11 prowadzącej z Londynu do Cambridge.Nie umun­durowany policjant potrzebował trzech minut na dopadniecie kabin, ale okazały się puste.Rozmówcę wessał tłum.Tymczasem Andy Laing konsumował lunch w stołówce zakłado­wej filii lnvestment Bank w Dżuddzie.Towarzyszył mu zaprzyjaźniony kolega po fachu, pochodzący z Pakistanu, dyrektor do spraw ope­racji finansowych Amin.- Jestem w nie lada kłopocie, przyjacielu - zauważył młody Pakistańczyk.- Co tu się właściwie dzieje?- Nie wiem - odparł Laing.- Może ty mi powiesz.- Codziennie wychodzi od nas do Londynu poczta.Miałem pilną przesyłkę, w niej parę dokumentów.Liczyłem na szybką odpo­wiedź i teraz sam siebie pytam, kiedy ją dostanę.Dlaczego nie nade­szła? Dowiadywałem się w dziale spedycyjnym, i usłyszałem coś bardzo dziwnego.Laing odłożył nóż i widelec.- Co takiego, stary?- Powiedzieli, że wszystko opóźnione.Że na dzień przed ekspe­dycją wszystkie przesyłki do Londynu są kierowane do Rijadu.Laing stracił apetyt.Ssało go co prawda w dołku, ale nie z głodu.- Od jak dawna to robią?- Myślę, że od tygodnia.Prosto ze stołówki Laing poszedł do siebie.Na biurku zastał wia­domość od swego szefa, dyrektora filii w Dżuddzie, AI-Harouna.Pan Pyle pragnąłby go bezzwłocznie widzieć w Rijadzie.Wczesnym popołudniem odbył kombinowany lot liniami saudyj­skimi.Podczas tej przejażdżki mało się nie zabił własną pięścią.Palnął straszne głupstwo; gdyby przesłał pakunek do Londynu zwykłą pocztą.Na dokładkę zaadresował imiennie do samego szefa księgowości, i to tym swoim charakterystycznym pismem, które z pewnością było widać na milę, gdy tylko trafiło z innymi listami na biurko Steve'a Pyle'a.Nigel Cramer zajrzał do Quinna w porze lunchu czasu londyń­skiego.- Zamknąłeś wysokość okupu na dwóch milionach dolarów - oznajmił.Quinn przytaknął.- Gratuluję.Trzynaście dni to całkiem szybko.A propos, mój tresowany psychiatra przesłuchał waszą dzisiejszą rozmowę.Za­kłada, że facet jest poważny i bardzo mu zależy na wyplątaniu się z tej sytuacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl