[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Mów prawdę, Reese.Gdzie jest Buke?Sługa wzruszył ramionami.– Nie ma go.– Czy oni.– Nie! Nie ma go! Odżleczał! – Zamachał ramionami w górę i w dół.– Czrzepu, czrzepu! Rożumiesz? Czak?Zrzęda westchnął, odwrócił wzrok, po czym skinął powoli głową.– To dobrze – stwierdził po chwili.Drzwi karety otworzyły się i wyjrzał z nich Bauchelain.– Dlaczego się zatrzy.ach, nasz karawanowy kapitan.i Szary Miecz, jak sądzę, ale gdzie się podział twój mundur?– Nie widzę potrzeby.– Mniejsza z tym – przerwał mu Bauchelain, wychodząc z karety.– Właściwie nie interesuje mnie ta sprawa.No cóż, panowie, czy macie do nas jakiś interes? Wybaczcie mi tę nieuprzejmość, jeśli łaska.Niestety, czuję się ostatnio znużony i poirytowany.Jeśli znowu dojdzie do jakichś nieprzyjemnych zakłóceń, mogę całkowicie stracić panowanie nad sobą, a zapewniam was, że to byłoby naprawdę straszliwe wydarzenie.Czego więc od nas chcecie?– Niczego – odparł Zrzęda.Nekromanta uniósł lekko cienkie, czarne brwi.– Niczego?– Chciałem zapytać o Buke’a.– Buke’a? A kto to.ach, o niego.Kiedy go znowu zobaczysz, powiedz mu, że jest zwolniony.– Nie omieszkam.Przez chwilę nikt się nie odzywał.Wreszcie Itkovian odchrząknął.– Przepraszam – rzekł do Bauchelaina – ale wydaje się, że wasz sługa złamał sobie ząb i cierpi dotkliwy ból.Z pewnością wasza sztuka.Bauchelain odwrócił się i przyjrzał Reese’owi.– Ach tak, to tłumaczy tę ozdobę głowy.Przyznaję, że zastanawiałem się nad tym problemem.może to jakaś tutejsza moda? Okazuje się jednak, że nie.No cóż, Reese, wygląda na to, że muszę znowu poprosić Korbala Broacha, by przygotował się do operacji.To już trzeci ząb, mam rację? Pewnie znowu jadłeś oliwki.Jeśli nadal uparcie wierzysz, że pestki oliwek są śmiertelną trucizną, to czemu jesteś tak nieostrożny, spożywając rzeczone owoce? Ach, mniejsza z tym.– Czylko nie operaczja, proszę! Nie! Proszę!– Co znowu bełkoczesz, człowieku? Bądź cicho! I wytrzyj tę ślinę.Wygląda nieestetycznie.Myślisz, że nie widzę twojego bólu, sługo? Z oczu płyną ci łzy i cały pobladłeś.Śmiertelnie pobladłeś.I spójrz, jak dygoczesz.Nie możemy zwlekać ani chwili! Korbalu Broach! Wyłaź z tą swoją czarną walizeczką! Korbal!Powóz zakołysał się lekko.Zrzęda zawrócił konia.Itkovian podążył za jego przykładem.– Do zobaczenia, panowie! – zawołał za nimi Bauchelain.– Możecie być pewni, że jestem wdzięczny za to, iż poinformowaliście mnie o stanie naszego sługi.On z pewnością czuje podobną wdzięczność.Jestem pewien, że sam by wam o tym powiedział, gdyby tylko był w stanie wypowiadać się zrozumiale.Zrzęda pomachał mu ręką od niechcenia i ruszyli w drogę powrotną do Legionu Trake’a.Przez dłuższą chwilę żaden z nich się nie odzywał.Wreszcie uwagę Itkoviana przyciągnął cichy pomruk wydobywający się z ust Zrzędy.Śmiertelny Miecz się śmiał.– Co cię tak rozśmieszyło?– Ty, Itkovian.Przypuszczam, że Reese będzie cię przeklinał aż po kres swych dni.– To byłby dziwny sposób na okazanie wdzięczności.Czy go nie uzdrowią?– Och, tak, jestem pewien, że to zrobią, Itkovian.Jest jednak coś, nad czym powinieneś się zastanowić, jeśli zechcesz.Czasami lekarstwo jest gorsze od choroby.– Czy mógłbyś mi to wyjaśnić?– Zapytaj Emancipora Reese’a, kiedy go znowu zobaczysz.– Z pewnością to uczynię, Śmiertelny Mieczu.W mury wniknął smród dymu, a liczne, stare plamy na dywanach były jedynym śladem po akolitach, których wymordowano w korytarzach, przedpokojach i przybudówkach świątyni.Coll zastanawiał się, czy Kaptur ucieszył się, gdy wysłano doń jego własne dzieci, zabite w poświęconym mu budynku.Wyglądało na to, że niełatwo jest sprofanować świątynię boga śmierci.Siedząc na kamiennej ławie przed komnatą grzebalną, Daru czuł oddech nieumniejszonej mocy, chłodnej i obojętnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]