[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bill, dam ci drugą szansę - powiedział Max cichym, niemalmiłym głosem.- Widzisz, obrabowaliśmy bank w Carmel.Nie mamy interesu, żeby robić ci krzywdę, chcemy tylko stądzniknąć.Ale sytuacja szybko robi się napięta.Od ciebie chcę, popierwsze, szczerości, po drugie, furgonetki.W zamian zostawię cikluczyki do Volvo.To chyba więcej niż uczciwa zamiana.Nawet odzyskasz w końcu swój furgon, jak już nie będzienam potrzebny.To co, dogadamy się?Bill skinął głową.- Wypas.To kto zawiesił zasłony?- Moja żona.Zmarła rok temu.Rak.- Cóż, przykro mi to słyszeć.Długo byliście małżeństwem?- Trzydzieści lat.- O ludzie, życie potrafi być okrutne, co? - Max pokręciłgłową, cmokając.- Powiem ci, co zamierzam.Pożyczę sobie twojąfurgonetkę, a ciebie zostawię tu związanego na parę godzin.Jeśliuda ci się samemu dotrzeć przez ten czas do telefonu, to cóż, mojastrata.Ale jak nie, to zadzwonię do kogoś, żeby cię uwolnił.Masz tu w pobliżu jakąś rodzinę? Sąsiadów?Bill po raz wtóry przecząco pokręcił głową.Co prawda, wpobliżu mieszkała jego córka - była teraz na wieczornej zmianie wprzydrożnej restauracji - ale niech go diabli wezmą, jeślipowiedziałby o niej tym bandytom.- To może zadzwonię do jakiegoś okolicznego sklepu alboknajpy? Wolałbym nie dzwonić na gliny.Wiesz, jak to jest.- Nepenthe, tak się to nazywa, Nepenthe.Restauracja.Będzieotwarta.- Dobra, więc Nepenthe.Ruszamy, kochanie.Max wyszedł za Irene z przyczepy, po czym - w akcienieoczekiwanej rycerskości - pomógł jej wspiąć się na siedzeniefurgonetki.Nagle walnął się dłonią w czoło.- Prawie zapomniałem.Potrzebujemy nowych ubrań iprowiantu.Zaraz wracam.Przykuł nadgarstek Irene do kierownicy.Nie protestowałanawet tak bardzo, jak się spodziewał.Prawdę mówiąc, akt tenprzyniósł jej nawet pewną ulgę, nie musiała decydować już, czypróbować ucieczki, czy nie.Przez wsteczne lusterko obserwowała,jak Max wchodzi do przyczepy.Nadal miał na sobie tenniedorzeczny różowy dres.Po kilku minutach pojawił się zpowrotem, przebrany w dżinsy i niebieską flanelową koszulę.Nagłowie miał czarną wełnianą czapkę.Przyniósł ze sobą kartonowepudło, które wrzucił na tył wozu.- Jest tam trochę ciuchów - powiedział, wspinając się na fotelkierowcy.Zdjął Irene kajdanki.- Wygląda na to, że będą na ciebiepasować, ale nawet jak nie, to i tak musisz je założyć.Jest tam teżperuka, wygląda na to, że pani Billowa wyłysiała przed śmiercią.Peruka po zmarłej.Irene poczuła, jak na samą myśl skórana jej głowie się marszczy.- Muszę?- Musisz wszystko, co ci każę.Tak to działa.Kiedy furgonetka zaczęła się toczyć w dół, podskakując nakamieniach, Irene przeszła na tył i sprawdziła zawartość pudła.Jedzenie: masło orzechowe, dżem, kiełbasa bolońska, chleb,sok jabłkowy.Ubrania: czerwone spodnie z poliestru; liliowabluza, też z poliestru, z plastikowymi zapięciami.Pani Billowamusiała być kiedyś niezłą rakietą.Irene usiadła na metalowej podłodze, po czym wciągnęłaobie rzeczy na spodenki i koszulkę.Sięgnęła po perukę - taokazała się mieć szkarłatny kolor, który pasowałby do strojuklauna.Irene zacisnęła zęby, zwalczyła odruch wymiotny izałożyła ją na głowę, dokładnie upychając pod spód własne włosy.W ustach czuła smak kwasu żołądkowego.- Irene?- Tak, Max?- Powinien tam gdzieś być karton Cameli.Przynieś mipaczkę, co?Ton głosu był lekki, przyjazny.Irene postanowiła gonaśladować.- Masz szczęście, że facet pali akurat Camele.Mam nadzieję,że zostawiłeś mu choć trochę?W odpowiedzi zapadła cisza.Długa cisza.Irene zrozumiała,że mogła przeszarżować.Poczuła, jak ogarniają nagła falamdłości.Zauważyła, że wstrzymuje oddech.- Nie, nie.Nie zostawiłem - powiedział w końcu.Ku uldzeIrene, wydawał się bardziej rozbawiony niż zdenerwowany.- Nie było takiej potrzeby.Tak się składa, że staruszekwłaśnie rzucił palenie.34Pender wyszedł z sypialni wkrótce po tym, gdy HarrietWeldon, kryminolog z FBI, ściągnęła z kobiet prześcieradło, któreprzykrywało je do pasa.Okazało się, że Casey przygotował dlanich jeszcze jedną upiorną niespodziankę.Poniżej pasa oba ciałabyły kompletnie zmasakrowane.Niezliczone ciosy noża zmieniłyich części intymne w nierozpoznawalną masę krwawego mięsa ipotrzaskanych kości.Chwilę po zachodzie słońca, kiedy miejsce zbrodni opuściłyjuż zarówno ofiary, jak i większość agentów FBI (w tej liczbierównież szalenie podekscytowany Thomas Pastor, który niezaszczycił Pendera żadnym słowem, ani nawet spojrzeniem), apieczę nad nim przejęło biuro szeryfa Monterey, Weldon wyszłaza dom.Na podwórku zobaczyła Pendera.- Chciałabym panu coś pokazać - powiedziała.Zaprowadziłago do ciemnej sypialni, zamknęła drzwi i podłączyła do gniazdkaultrafioletowy laser.- Jurny ten pański Casey, że ho, ho.- A niech mnie.- rzekł Pender.Na łóżku, na dywanie, nafotelu, na rozrzuconej po podłodze bieliznie, nawet na ścianie -wszędzie światło lasera wydobywało z mroku blade plamy,opalizujące niczym odległe gwiazdy.- Aż ciężko uwierzyć, że towszystko dzieło jednego faceta.Każda z gwiazd niemal na pewno reprezentowała ejakulację;sperma, potraktowana ultrafioletem, świeci na biało.Obecnośćnasienia należało jeszcze zweryfikować za pomocą testów enzymufosforylacji.Ale, zważywszy na okoliczności, pochodzenie plambyło dla obojga detektywów raczej oczywiste [ Pobierz całość w formacie PDF ]