RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnego ranka obudziliśmy się na dnie szerokiego na milę krateru.Był czarny i fosforyzująco zielony.Wszędzie dookoła złowrogo wydobywała się para.Pożywienie nigdy nie było problemem.Zrywaliśmy leos i kapelusze sześciornika, ilekroć znaleźliśmy ich błękitne gaje.Przy brzegach bystrych strumieni rosły naletensje.Wszystko to smakowało znakomicie, ale już od dawna nie zwracałam uwagi na to, co wkładam do ust.Kiedy trzeba było, jedliśmy, spaliśmy, kiedy zmęczenie jak siła ciążenia kładło nas na ziemi.Musieliś­my dotrzeć do Morza Brynn przed następnym zaćmieniem Księżyca, więc poruszaliśmy się z szybkością tajnych kurierów, którzy przenoszą rozkazy wojenne od króla do jego najważniej­szych generałów.Męczyłam się najszybciej z nas wszystkich i często to ja dawałam znaki, by przerwać naszą ucieczkę.A była to uciecz­ka, bo Pepsi miał tylko jedną szansę, by zdobyć czwartą Kość Księżyca, która znajdowała się gdzieś, wśród niezmierzonych, różowych wód Morza Brynn.Jeszcze bardziej komplikowała sprawę okoliczność, że można to było zrobić tylko w nocy, podczas całkowitego zaćmienia Księżyca, kierując się wyłącz­nie gwiazdami.Na parę dni przed celem naszej podróży dotarliśmy do odległego skrzyżowania dróg.W jego centrum leżało osiem martwych królików, których ciała ułożono tak, by tworzyły makabryczną gwiazdę z futra.Bez żadnej podpowiedzi Pepsi wyjął pierwszą Kość - tę, z której wyrzeźbił swoją laskę - i ostrożnie użył jej, by zmienić wzór na kanciaste koło.Pan Trący zapytał, czy to nie powinien być kwadrat, ale mój syn potrząsnął tylko głową i pracował dalej.Teraz większość decyzji podejmował za nas Pepsi.Czasami wydawało mi się prawie niewiarygodne, że to jeszcze dziecko, a tym bardziej moje.Jakże wstrząśnięty byłby jego ojciec, Peter Graf, widząc to wszystko! Zastanawiałam się, dlaczego on nigdynie pojawił się na Rondui, ale potem uderzyło mnie, że to ja powzięłam ostateczną decyzję co do usunięcia Pepsi.Peter był tylko małodusznym, aroganckim człowiekim, który uważał aborcję za jeszcze jeden sposób kontroli urodzin.To ja byłam osobą, która wspięła się na stół operacyjny mówiąc: „Tak, jestem gotowa”.Pamiętam nawet, że użyłam dokładnie tych słów.Co dziwniejsze, dalej nie uważałam aborcji za coś złego w stosunku do innych kobiet.Nasze czyny i odpowiedzialność za nie, należą tylko do nas: tego, czy potem staną się przekleń­stwem, czy błogosławieństwem, nie zawsze można przewidzieć ani nawet do końca pojąć.Dotarłam do łodzi Roześmianego Kapelusza w chwili, gdy Pepsi do niej wchodził.Było tu teraz cicho - tylko odwrócona do góry nogami twarz uśmiechała się szeroko.Wewnątrz znaj­dowało się kilka drewnianych pudeł pełnych jedzenia i pla­stikowe butelki wypełnione czymś, co uznałam za wodę pitną.Pepsi przesuwał przedmioty wewnątrz łodzi.Były tam dwie ławy ustawione naprzeciwko siebie.Pomimo iż wszystko było w znakomitym stanie - drewno wypolerowane na wysoki połysk - wyglądało to na wnętrze jakiejkolwiek łódki wio­słowej, jaką wynajmuje się w niedzielę na pół godziny na jeziorku w Central Parku.Tyle że tutaj Morze Brynn rozciągało się aż po horyzont i wiedziałam, że spędzimy na nim co najmniej jedną noc, jeśli nie więcej.- Tutaj jest żagiel, Mamo, ale na razie możemy złapać i wykorzystać odpowiedni prąd.Zaniesie nas na pełne morze, nawet jeśli nie podniesiemy żagla.- Skąd o tym wiesz, Pepsi?Wzruszył ramionami i uśmiechnął się, a na twarzy miał wypisane: „Nie męcz mnie, Mamo, po prostu wiem”.- Panie Trący, będziesz tu, kiedy wrócimy?- Tak, jeśli znajdziecie Kość.Daleko za nami ciszę przerwały przygłuszone dźwięki grzmotu.Odwróciliśmy się wszyscy od morza i ujrzeliśmy grube smugi brzydkiego, czarnego dymu, wznoszące się nad lądem, który dopiero co przemierzyliśmy.- Teraz Koty nie żyją - powiedział Martio i popatrzył na Pana Trący.- Koty, doskonałe skamieniałości i źródła słodkiej wody.- Wielbłąd usiadł powoli, opierając się na kolanach.Pan Trący nadal wpatrywał się w dym.- Koty, nowa muzyka i para na szybach.To wszystko odeszło.Inne rzeczy też.Pepsi, musisz się pospieszyć.Zepchnęliśmy łódź na wodę, która zaczęła posępnie szumieć i burzyć się.Zwierzęta patrzyły z brzegu, jak podskakiwaliśmy i ześlizgiwaliśmy się, sunąc w pomrukujące morze.Brązowy żagiel wciągnięty na maszt załopotał i natychmiast nabrał wiatru.Pepsi trzymał rumpel i sterował z wprawą starego wilka morskiego.Miał w zanadrzu tyle nowych sztuczek: talenty, intuicję, magię.Jakie znaczenie miała zmiana kształtu gwiazdy ułożonej z królików? Skąd znał magiczne gesty, dzięki którym zniknęło ciało Feliny? Jaką studiował mapę, żeby poznać szlak morski, którym podążaliśmy?- Pepsi, co stałoby się, gdybyś narodził się w moim świecie?- Mae byłaby moją siostrą, Mamo.- Nie spojrzał na mnie.- Tak, wiem o tym, ale co jeszcze? Czy wiesz, jak wy­glądałoby twoje życie? - Potrząsnął głową i obserwował mnie.- Spójrz na mnie, Pepsi.Czy ty mnie nienawidzisz?- Jesteś moją mamą, dlaczego miałbym cię nienawidzić? Przybyłaś tu, aby mi pomóc.Jesteś moim najlepszym przyja­cielem! Hej, popatrz, o tam, widzisz tę wyspę? Nazywa się Ais.Powinnaś zobaczyć, co się na niej znajduje!Patrzyłam na wyspę Ais i zastanawiałam się, czym była, co „znaczyła”.Czy stanowiła dla kogoś inną Ronduę, czy też była tylko następnym punkcikiem lądu na różowym oceanie, lądu, gdzie płakały kamienie albo chmury trzymały nieruchomo straż nad żelaznym bydłem o ludzkich głosach?Rondua.Tutaj można zmieniać różne rzeczy, uchronić swoje dziecko przed Miastem Zmarłych.Ale co działo się później, jeśli to się w ogóle działo? I jak mogłam cokolwiek zmienić, skoro wiedziałam tak cholernie mało, czułam się tak głupia i słaba za każdym razem, gdy stawałam wobec czegoś nowego lub dziwnego?- Mamo, wydaje mi się, że jesteśmy na miejscu! Tak, jesteśmy już na miejscu.Rany, udało nam się! Popatrz w dół, Mamo! Popatrz w dół, tutaj, poprzez wodę.Wszystko widać.Dzień powoli dobiegał końca i słońce bez pośpiechu ześliz­giwało się poza krawędź ziemi.Ponieważ rozmawialiśmy, prawie nie zauważyłam, że kolor morza zmienił się z pierwot­nego różu w mieszaninę złota i koloru jasnej śliwki z do­datkiem ognistego oranżu - barwy oleju silnikowego na powierzchni kałuży.W pierwszej chwili te ostre kolory wystarczyły w zupełności, by przykuć moją uwagę, ale potem zrobiłam to, o czym mówił Pepsi - zaglądnęłam w dół, poprzez wodę.Mój Boże, tam w dole był ląd.Zielony, beżowy, ciemnobłękitny ląd.Kolory, które można zobaczyć przez okno podczas podróżysamolotem.Ale ten błękit to była woda i dopiero teraz uświado­miłam sobie, że Morze Brynn to nie było wcale morze, tylko niebo.Siedzieliśmy w naszej roześmianej kapeluszołodzi na niebie, płynąc powoli poprzez zachód słońca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl