[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dodatku jeszcze wstyd jej doprawdy, że niema kawalira przecież nieułomna, niekoślawa, wyrosła, a! nawet zanadto, a tak chodzi sama,jakby od niej stronili.Tylko że to ona chce się wydać, a mężczyzni zawsze sobie na żart robią zna-jomości.Ot! żeby miała jakiego porządnego chłopca, toby już chyba od niego nie uciekała i po-szłaby z nim na spacer, a wieczorem, z pozwoleństwem państwa, do kuchni by go wpuściła.Tylkoposzedłby zawsze punkt o dziewiątej, bo Kaśka nie chciałaby kumpromitacji wobec całej kamie-nicy.Gdy pani wyszła z kuchni, a Kaśka, podawszy herbatę, pozostała sama, raz rozbudzone w niejpragnienie zawiązania jakiejś porządnej znajomości kręciło się po jej mózgu z dziwnym uporem.Nie stanowczo to nie byłoby złe, gdyby tak co niedziela przyszedł jakiś uczciwy człowiek iusiadłszy sobie koło stołu, rozmawiał z nią grzecznie, ona zmywałaby naczynia, odpowiadając najego pytania, nalałaby mu swej herbaty i poczęstowała swym cukrem.Byłoby to daleko weselej i zabawniej, niż siedzieć na kuferku po kilka godzin lub włóczyć siępo ulicach, Bóg wie czego, ot, chyba po obrazę Boską.I Kaśka z wyrazem nieokreślonej błogości przymyka oczy, wywołując w swej wyobrazni obrazpodobnego życia, pociągającego ją urokiem nowości, dla niej zupełnie nie znanej.Przedstawia so-bie tego kogoś , siedzącego tuż przy samym stole i pijącego herbatę, którą ona własnymi rękamiby mu przyrządziła.Kto wie, gdyby miała kilka centów, kupiłaby do herbaty bułkę i trochę salce-sonu.Salceson mężczyzni lubią.Palić by tylko nie mógł, bo państwo by się gniewali, ale on by todla niej zrobił i powstrzymał się przez te kilka godzin od fajki lub cygara.Zresztą, mógłby stanąćprzy okienku, to dym wyszedłby na dach, a w kuchence nie zostałoby ani śladu.Ten ktoś musi być uczciwym chłopcem, pracowitym, bo Kaśka próżniaków nie lubi.Rąk niebędzie miał od parady, a twarz musi mieć rumianą i wesołą.Oczy niebieskie, a zęby białe, zdro-we.I mimo woli postać Jana przesuwa się przed oczami dziewczyny.Tak! Jan jest takim chłopcem,pracowitym, wesołym, rosłym i poczciwym.Ona zapomniała w tej chwili o drwinkach, jakie siekącą chłostą spadały na jej ramiona, wie tyl-ko, że Jan w jej obronie rzucił się na kanoniera i nos sobie nawet pozwolił rozdrapać.61Gdyby nie był poczciwym człowiekiem, patrzyłby obojętnie, jak się z żołnierzem biedzi; śmiał-by się może, a potem rozpowiedział innym dziewczynom.To przecież bardzo pięknie z jego strony i Kaśka czuje głęboką wdzięczność dla stróża, którą koniecznie na zewnątrz ujawnić pragnie.Zresztą, nie sama wdzięczność tu gra główną rolę dziewczyna mimo woli poddaje się jakiejśsilniejszej woli, która ją do Jana pociąga.Szczęśliwa jest z nadarzającej się sposobności, która po-zwoli jej do niego przemówić.Jedyną jej troską jest, aby spotkała go samego i mogła się wyjęzyczyć.Przychodzi jej mówićz trudnością i w ogóle ma mało rezonu, ale sądzi, że jej Bóg dopomoże.Podziękuje mu ładnie ipoprosi, aby z niej więcej nie przedrwiwał, bo jej to przykrość sprawia.On pewnie zaśmieje się,pokazując swe równe, białe zęby, i pogodzi się z nią, a może kto wie gdy go zaprosi na górę,przyjdzie, usiądzie koło stołu i porozmawia trochę, herbatę wypije.Wtedy ona go przekona, że nie miał słuszności, postępując z nią tak dziwnie; opowie mu, kimjest, z jakiej pochodzi familii, pokaże mu mentrykę i książkę służbową a myśli, że to goostatecznie przekona i ku niej nawróci.Tylko czy zechce przyjść i czy pan na to pozwoli, aby męż-czyzna przesiadywał w kuchni?W tym sęk!Wczesnym rankiem wyszedł Jan zamieść i pokropić ulicę.Chodniki, jeszcze puste, wyciągały swe szare, płaskie grzbiety, chłonąc w siebie promieniewschodzącego słońca.Gdzieniegdzie przesuwały się gromadki robotników, śpieszących do pracy, a pozawijanych włachmany, przesiąknięte potem i kurzem dnia wczorajszego.Zaspane służące dzwigały konewki, zktórych woda lała się strumieniem; wozy, śpieszące na targ, przelatywały dudniąc po nierównymbruku.Powoli otwierały się bramy domów, błyskając otworem sieni, z której dobywał się hałas budzą-cych się ze snu ludzi.Od czasu do czasu zajęczał słaby głos dzwonka, wzywający zakonników na poranne modlitwy.Przez szarawe, niepewne tło horyzontu przecierały się leniwie błękitne smugi, zwiastująceuśpionemu jeszcze miastu piękny, pogodny dzionek [ Pobierz całość w formacie PDF ]