[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślisz, że?.- Ama popadła w zadumę.- Nie.Wanda do ciotki w ogóle niechodziła, bo nie chciała się narażać.Wystarczyło jej, że Eleonora wydzwaniała i podawaławytyczne na temat obsługi Wacusia.Po co miała się dodatkowo stresować? Słuchawkę kładła bylegdzie i robiła swoje, a na koniec grzecznie potakiwała.Raz przy tym byłam.Gdyby składaławizyty, musiałaby słuchać osobiście, a tego nikt by nie wytrzymał.Wacuś też nie latał do matki, botakie brzuszysko sobie wyhodował, że schody w kamienicy to były dla niego Himalaje i Alpyrazem wzięte.Oboje z Wandą wysługiwali się Jacusiem, ale on nie miał nic przeciwko temu, bozawsze coś od babuni przy okazji wydoił.- Ten Jacuś to jest jeszcze małolat? - Iza przystanęła na światłach i pytający wzrok przeniosłana przyjaciółkę.- Jaki małolat?! - oburzyła się Ama.- Stary byk! Trzydziestki dobija!- To dlaczego Jacuś?Anna Maria rozpaczliwym gestem zmierzwiła włosy i spojrzała na Izę z niechęcią.- Użyj trochę inteligencji.Ten twój były to przypadkiem nie należał do odmiany Jacusiów?- Nie! - zaprotestowała Iza energicznie.- Mój były należał do rasy panów.%7łyczył sobiewszechstronnej obsługi typu: Janie, podaj mi gazetę albo: Andziu, proszę wynieść talerz, tazupa jest bez smaku.Za Jana i Andzię robiłam ja.- Zlepa byłaś, czy co? - Ama skrzywiła się z dezaprobatą.- Jacuś jest inny.Teoretycznie jestdorosły, ale cała rodzina, włącznie z moją matką, traktuje go jak dzieciaka.Zero obowiązków.- Rozpaskudzonego - uściśliła Iza, ruszając.- Co: rozpaskudzonego?- Dzieciaka.Powiedziałaś, że.- Nie do końca, bo często wymuszają na nim rozmaite usługi.Nie ma obowiązków, ale maczas.- Nie pracuje? - zdziwiła się Iza.- Wiesz.- Ama zmarszczyła brwi i zamyśliła się głęboko.- Teraz mnie ustrzeliłaś.Niewiem, jak on to robi, że ma czas.Bo on, jednakowoż, pracuje!- Jednakowoż to ta wasza rodzina jest dość skomplikowana - zauważyła Iza, wyprzedzającautobus.- I niesprawiedliwa.Wedle tej nomenklatury ty też powinnaś być uważana za dzieciaka.Pracujesz, ale własnej rodziny nie posiadasz.- Ale ja mam własny interes! I studia skończyłam! A Jacuś jest kierowcą w cudzej firmie,zdał tylko maturę, bo więcej mu się nie chciało, a do wojska też go nie wzięli, bo miał podobnoplatfusa czy jakąś inną przypadłość.I ciapa jest! I rozmawiać też się z nim nie da! I nie potrzebujebaby, tylko niańki!.Uważaj!Iza zahamowała gwałtownie, bo samochód jadący przed nią zrobił to samo.- Widziałaś? - Spojrzała oburzona na przyjaciółkę, nadal nie pamiętając, że z tyłu siedziprzedstawiciel prawa, i oznajmiła z irytacją: - Bałwan! Wcale nie mówił, że staje! Stuknęłabym gow kuper, ale mi szkoda samochodu.No, on jakiś głupi jest! Co on robi?- Wieje - powiedziała Ama spokojnie.- Ciesz się, że go nie stuknęłaś w kuper, bo on, zdajemi się, tylko na to czekał.Wykazałaś się refleksem i stracił szansę na odszkodowanie.Zapamiętałaś numer? Bo ja bym z przyjemnością na niego doniosła.- Nie zapamiętałam.Gdybym wcześniej.- Ja zapamiętałem - odezwał się za nimi prokurator i obie zaniemówiły, usiłując sobie wpopłochu przypomnieć, o czym wcześniej rozmawiały.Pawełek usunął już z blatu stolika popękaną politurę.Robił to przez kilka dni, bardzoostrożnie, bo nie chciał uszkodzić intarsji.Teraz przymierzał się do wyczyszczenia oskrzynienia,ale przysiadł na podłodze warsztatu, spojrzał na pięknie wygięte nogi mebelka i zapomniał o całymświecie.W upojeniu przesuwał po nich dłonią, wyobrażając sobie, jak pięknie będzie wyglądałstolik po odnowieniu.- Co tam słychać u mojej komody? - znajomy głos przerwał jego kontemplację.- Jakiej komody? - Pawełek zamrugał oczami, przeniósł lekko rozkojarzony wzrok na gościai oprzytomniał.- A, to ty, Krzysiu! Twoja komoda już odnowiona i miałem do ciebie dzwonić w tejsprawie.Możesz ją kupić za półtora tysiąca.Facet nie życzy sobie rachunków, tylko gotówkę.- Ale ja sobie życzę - powiedział Krzysztof zimno.- Mówiłeś, że on jest Harpagon.Harpagonów nie lubię, niech płaci podatki jak każdy.- Co cię obchodzą cudze podatki? Jak nie ukręci tu, to gdzie indziej.Chcesz mieć komodę, tonie szukaj dziury w całym.Zobacz lepiej, jakie tu mam cudo! - Wskazał na stolik.- Pasowałby cido salonu.Po odnowieniu, oczywiście.Prokurator z uwagą przyjrzał się mebelkowi i oczy mu się zaświeciły.Intarsja na blacieprzedstawiała jakieś stylizowane kwiaty przypominające irysy.Pod blatem wyrzezbiono oplatająceoskrzynienie powoje.- Zobacz! - Pawełek pociągnął jeden odstający kwiat ku sobie.- Tu jest mała szufladka.Akurat na karty i notes do zapisywania.Piękny, co?- Piękny - zgodził się Krzysztof i delikatnie przesunął palcami po rzezbieniu.Obaj zastygli, kiedy usłyszeli szczęknięcie.Popatrzyli na siebie tak samo podekscytowani.Prokurator Jerczyk zapomniał zupełnie o powadze swojego stanowiska i przysiadł na podłodzeobok Pawełka.- Coś się otworzyło, nie? Widzisz coś?- Nic nie widzę - Pawełek wsparł się rękami o podłogę i żyrafim sposobem wyciągnął szyję,usiłując zlokalizować miejsce szczęknięcia.Przy spojeniu blatu z oskrzynieniem ujrzał szparę.-Mam! - wyszeptał z przejęciem.- Tu coś jest! Schowek chyba! Uważaj! Otwieram! - Ostrożniewsunął w szparę nóż do cięcia forniru, poszerzył ją i złapał brzeżek sekretnej szufladki.- Ciągnę! -zameldował szeptem.Obaj prawie stuknęli się głowami, usiłując jednocześnie zajrzeć do środka, i na długą chwilęznieruchomieli.Z wnętrza coś zachęcająco pobłyskiwało.Pawełek delikatnie wysunął szufladkę dokońca i aż westchnął na widok jej zawartości [ Pobierz całość w formacie PDF ]