RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomóc nie mogę.A to cham! - pomyślał Jason i przekazał polecenie natychmiastowego lądowania.- Sam sobie ląduj na morzu - odparł cham.Jason coraz bardziej wątpił, że ściga właśnie doktora Solvitza.Dopadli przeciwległego brzegu.Jason powtórzył żądanie, na które tym razem w ogóle nie otrzymał odpowiedzi.To go rozjuszyło i postanowił wznieść się wyżej, chociaż dobrze wiedział, że nie da się w walce jeden na jednego przycisnąć do ziemi latającego obiektu.Ten jednak zachowywał się nader dziwnie.A nuż się uda!Pilot pierwszego czółna rozeźlił się.Wystrzelił w górę i to tak, że Jasonowi pociemniało w oczach na samą myśl o przeciążeniach doznawanych przez tamtego.Cóż, w górę, to w górę, pomyślał.Sam też muszę sprawdzić, co jest ponad chmurami.A ponad chmurami było ciekawie.To znaczy, oczy nic nie widziały, ale aparatura pokładowa zwariowała.Wszystkie ekrany, czujniki i wskazówki stwierdziły, że nad głową Jasona znajduje się twardy grunt.Wrzeszczały: "Niebezpieczeństwo! Alarm! Lądowanie niedopuszczalne!"Jakie, do licha, lądowanie?! Co się dzieje? Przecież ląd jest na dole.Do ostatniej chwili przed tą zawieruchą altymetr wskazywał wysokość, ale teraz.Przy akompaniamencie wszystkich alarmujących sygnałów Jason wzniósł swoje czółno jeszcze odrobinę wyżej i dopiero gdy niespodziewanie poczuł nieważkość, przestraszył się i obniżył lot.Kiedyś słyszało grawitacyjnych ekranach.Eksperymenty z nimi kosztowały niesamowicie drogo i jeśli go pamięć nie zawodziła, zostały zakazane przez prawo galaktyczne.Przez cały czas ścigał uciekające czółno.Kiedy się wynurzyło z pierzyny obłoków, wydało mu się nawet, że dzielący ich dystans uległ zmniejszeniu.Nie mogąc jednak pokonać ciekawości, powtórzył manewr z wejściem w warstwę chmur.Widocznie zjawisko to uznał podświadomie za ważniejsze od pogoni.Zaryzykował i wzniósł się jeszcze odrobinę wyżej niż poprzednio, wykonał beczkę i odwrócił się.Stwierdził niezbicie, że pod nim - tak, już pod nim, a nie nad - znajduje się spora i bez wątpienia twarda masa.Mocne odkrycie.Przypomniał sobie, że drugiego dnia Bóg stworzył ląd i nazwał go niebem.Czy aby nie tutaj prowadził swoje eksperymenty? Jason nigdy nie był wierzący, ale zdarzało mu się, miłośnikowi starożytnej historii i literatury, czytać Pismo Święte.Całości nigdy, rzecz jasna, nie zmógł, ale co jak co, księgę Mojżesza potrafił cytować niemal całą z pamięci.Nigdy nie oczekiwał, że ten staroświecki tekst okaże się tak bliski życiu.Po raz drugi nie mogąc się wznieść wyżej, zmuszony do obniżenia lotu, Jason uświadomił sobie, że uciekający postępował dokładnie tak samo.To go naprowadziło na myśl.której nie zdążył sformułować, ponieważ z czółna, umyślnie pozwalającego mu się dogonić, nadszedł komunikat.Dokładniej zaś pytanie:- Będziesz mnie gonić, dopóki nie skończy się paliwo?- Będę - obiecał Jason.- W takim razie otworzę ogień - nadeszła groźba.- Z jakiej broni? - zapytał Jason, żałując, że kodowany sygnał radiowy nie może przekazać jego żrącej ironii.Uniwersalne małe czółna z definicji nigdy nie były wyposażane w broń.Czasem mogły mieć zewnętrzne, podwieszane armatki.Ale tych nie było widać.Oczywiście, Jason mógł nie wiedzieć wszystkiego, zwłaszcza że znajdowali się na dziwacznej planetce, ale tym razem się nie pomylił.Odpowiedź jednak zaskoczyła go:- W takim razie cię staranuję.Niezła odpowiedź.Taki upór nie dziwiłby, gdyby jego przeciwnikiem był Pyrrusanin.Jason, nie wierząc własnemu domysłowi, wysłał przez radio komunikat:- Meta, czy to ty? Tu Jason.W tym momencie wymiana kodów się skończyła.- Jason, czyś ty zwariował? Dlaczego się za mną uganiasz? - Z leżącego na panelu sterowniczym hełmofonu dotarł jej czuły głos.- Włóż hełmofon - dodała.- Włożyłem - westchnął z ulgą Jason.Podłączył system zewnętrznej łączności do dźwiękowego bloku skafandra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl