[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usłyszał zgrzyt sprzęgła.Przerzucił na dwójkę.Samochodem szarpnęło.Rubenstein przestał strzelać i opanował wóz.Przez resztki szyby doktor dostrzegł człowieka pod drzwiami bunkra.Drzwi uchyliły się.- Cole!Rozdział XXXIIINatalia sprawdziła pułap lotu.Śmigłowiec wykonał zwrot.Zerknęła na sztuczny horyzont, wprowadziła poprawkę i wyszła z zakrętu, kierując się ku największemu zbiegowisku dzikusów.Otaczali wysoką ciężarówkę na ogromnych kołach.Za kierownicą dostrzegła Rubensteina, a obok niego Rourke’a.Na przeciwległym krańcu płaskiego wzniesienia zobaczyła O’Neala, a w jego rękach znajomy kształt AK-47.- Strzelec, kiedy będziesz gotów - ognia! Równam lot! - rzuciła przez ramię.- Tak jest! - odkrzyknął strzelec.Posłyszała terkot pokładowego karabinu maszynowego M-60.Miała nadzieję, że śmigłowiec zaopatrzony jest w boczną osłonę, chroniącą nogi strzelca.Marynarz pruł po atakujących ciężarówkę dzikusach.Gęsty ogień podniósł się w kierunku śmigłowca.Nagle serce zamarło jej w piersi.Do bunkra wchodził człowiek.Był to Cole!Ściągnęła do siebie stery, wspinając się na manewrową wysokość.Rzuciła maszynę w ostry zakręt.- Trzymaj się, strzelec! - Okay!Helikopter leciał teraz wprost na bunkier.Gwałtownym łukiem ustawiła go burtą do drzwi.- Strzelec! Skoś tego faceta, który wchodzi do bunkra!W odpowiedzi rozległ się terkot karabinu maszynowego.Natalia patrzyła, jak pociski gonią cel, ryjąc bruzdy w ziemi.Seria uderzyła w drzwi, ale Cole już zniknął we wnętrzu bunkra.- Do diabła! - syknęła.Ściągnęła stery, ponownie zakręciła nabierając wysokości.Zanurkowała.Musiała teraz rozpędzić okrążających ciężarówkę dzikusów, żeby Rourke i Rubenstein mogli dogonić Cole’a.Rozdział XXXIVRourke załadował oba pistolety i wysunął je przez okno.W tej samej chwili na maskę ciężarówki rzucił się dzikus uzbrojony w maczetę.- John! - krzyknął Rubenstein.Doktor wystrzelił.Ciało zsunęło się z maski.Wóz podskoczył.Spod kół ciężarówki dobiegł nieludzki wrzask.Do bunkra było już nie więcej niż sto jardów.Rourke cały czas strzelał w tłum.Od czasu do czasu ciężarówka zarzucała raptownie, kiedy Paul puszczał kierownicę, żeby nacisnąć spust karabinu wystawionego przez boczne okienko.Cole zniknął.Nad ich głowami huczał śmigłowiec Natalii, siekąc pociskami w tłum napastników, usiłujących zatrzymać ciężarówkę zwartą ścianą ciał.Powietrze gęste było od krzyżujących się serii.Pod drzwiami bunkra pojawiła się kolejna sylwetka.Był to O’Neal.John widział, że oficer cofa się, z całej siły kopie w drzwi bunkra, potem usiłuje rozbić zamek serią ze zdobycznego AK-47.Rourke raz po raz naciskał języki spustowe Detonics’ów.Ciężarówka toczyła się naprzód, roztrącając atakujących, miażdżąc kołami ciała.Kolejna seria trafiła w przednią szybę.Doktor wychylił się i dwoma strzałami położył dzikusa, uzbrojonego w pistolet maszynowy.Jeszcze pięćdziesiąt jardów.Rourke wymienił zużyte magazynki.Wystrzelił przez okno, kładąc następnego szaleńca, otworzył drzwi kabiny i stanął w nich, trzymając się dachu ciężarówki.- Cofnij się! - krzyknął do O’Neala.- Staranujemy drzwi! - Paul! Zostaw wóz na dwójce i gaz do dechy! Przykucnij za kierownicą, ja zdążę wyskoczyć!- Dobra! - odkrzyknął Paul.Rourke schował jeden z pistoletów do kabury na biodrze.Wychylił się.Jeszcze dwadzieścia pięć jardów! Teraz biegł w ich stronę potężny mężczyzna odziany w coś, co wyglądało na psie skóry.W rękach miał pistolet maszynowy.Za chwilę na ciele mężczyzny wykwitły jaskrawe, czerwone plamy.Upadł do tyłu, przewracając tłoczących się za nim ludzi.Jeszcze dziesięć jardów! Ryk silnika przybrał na sile.Wzmogła się też wibracja.Pięć jardów od bunkra Rourke wyskoczył, oglądając się przez ramię na Rubensteina.Ciężarówka ryknęła jeszcze głośniej, kiedy Paul z całej siły przycisnął gaz do dechy.John wyskoczył.Wysoki, szczupły dzikus, którego potężnych mięśni nie przysłaniały obcięte nad kolanami dżinsy i futrzane poncho, zamierzał się na niego długim nożem; doktor na oślep sięgnął po drugi pistolet, odskoczył w bok i wystrzelił prosto w gardło napastnika.Posłyszał huk i zgrzyt metalu.Spojrzał w stronę bunkra.Zewnętrzne drzwi były wgniecione.Rzucił się biegiem w tamtym kierunku, gdy natarła nań kobieta z rewolwerem.Roztrzaskał jej czaszkę.Potem inny dzikus.Dwa strzały w pierś.Ciało osunęło się na ziemię.Już był przy ciężarówce.Przez otwarte drzwi kabiny dostrzegł Paula, który leżał w poprzek siedzenia.- Paul! Co jest?Chłopak podniósł głowę.- Dobrze, dobrze, nic mi nie jest.- Padnij! - krzyknął nagle Rourke i wystrzelił trzykrotnie, masakrując twarz mężczyzny, który przez otwarte drzwi zamierzył się na Paula nożem rzeźnickim.Rubenstein przetoczył się po siedzeniu, podniósł karabin i przez drzwi kabiny zaczął strzelać.Rourke, dzierżący dwa puste pistolety, odwrócił się w chwili, gdy rzucił się na niego niski, gruby dzikus w dżinsach i zwierzęcej skórze.John zatoczył się od silnego ciosu i uderzył plecami w ścianę bunkra, poczuł ból otartej skóry.Dzikus zaciskał dłonie na jego gardle.Doktor upuścił pistolet, odszukał nóż i wbił go w żebra napastnika.Krzyk, klątwa i dzikus cofnął się nieco, uwalniając przyciśniętą do ściany rękę Rourke'a.Uderzeniem kolby John złamał dzikusowi nos, kopnięciem w krocze powalił go na ziemię.Następnie uskoczył, pośpiesznie zmieniając magazynek.Następna seria zmiotła dzikusa mierzącego doń dzidą.Rourke oparł się o ścianę bunkra.Oddychał ciężko.Po chwili odpoczynku sięgnął po leżący na ziemi pistolet.Przeładował go, potem schował nóż.Paczka magazynków była pusta, zostało mu tylko parę w chlebaku i za pasem.- John, chodźże!Spojrzał w prawo.Rubenstein i O’Neal zniknęli w wyważonych drzwiach bunkra.Spojrzał w górę.Helikopter Natalii zataczał kolejny łuk nad polem bitwy.Rourke przeskoczył przez maskę ciężarówki, strzelając w pierś mężczyzny z dzidą.Zaczął przepychać się przez wąską szczelinę między drzwiami a futryną.- Tutaj!Był już w wąskim korytarzu.W ciemności ktoś dotknął jego ręki.- To ja, John.Przez szparę widział, jak dzicy przygotowują się do ataku na drzwi bunkra.Na ich czele stał Otis, ściskający dłonią ramię.Między palcami ciekła mu krew.Rourke obejrzał się.Oczy stopniowo przyzwyczajały się do panującego tu mroku.Zdjął okulary słoneczne i wepchnął je do wewnętrznej kieszeni kurtki.- Cofnijcie się, najdalej, jak się da.Szybko!Sam też się cofnął.Podniósł pistolet i zastanowił się chwilę, próbując wybrać miejsce, w które musiał strzelić, aby wysadzić ciężarówkę.Strzelił w pompę paliwową i odskoczył do tyłu.Samochód eksplodował.Żar wysysał powietrze z bunkra.Rourke odetchnął, zakrztusił się.W dłoniach wciąż jeszcze zaciskał pistolety.Z zewnątrz dobiegały wrzaski.Wstał z trudem i zataczając się, poszedł dalej w ciemność tunelem, który prowadził do serca bunkra.“Cole przygotowuje rakiety.Mogą zginąć miliony ludzi” - pomyślał.“Trzeba się śpieszyć” [ Pobierz całość w formacie PDF ]