[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Aż jakiego powodu chce pan składać zażalenie?,- Aż takiego, że mnie, zdrowego i normalnego człowieka, związano i przemocą przywieziono do domu wariatów! - gniewnie odpowiedział Iwan.W tym momencie Riuchin spojrzał na Iwana i zmartwiał - w oczach poety nie było ani cieniaobłędu.Nie były już zamącone, jak w Gribojedowie, ale znowu normalne, jasne i czyste,"O rany! - pomyślał Riuchin z przerażeniem.- Przecież on jest rzeczywiście zdrowy! A to ci historia! I po cośmy go tu przywlekli? Normalny, zupełnie normalny, tylko morda podrapana."- Znajduje się pan - spokojnie powiedział lekarz przysiadając na jednonogim białym taborecie - bynajmniej nie w domu wariatów, ale w klinice.I nikt pana nie zamierza tu zatrzymywać, jeżeli nie będzie to konieczne.Iwan spojrzał z niedowierzaniem, ale jednak wymruczał:- Dzięki ci, Boże! Nareszcie znalazł się wśród tych idiotów jeden normalny! A największym idiotą jest oczy wiście to skretyniałe beztalencie - Saszka!- A kto to taki, ten Saszka-beztalencie? - zainteresował się lekarz.- A ten tam, Riuchin - odpowiedział Iwan i wystawił brudny palec w kierunku Riuchina=Riuchina z oburzenia omal krew nie zalała."Tak mi się odwdzięcza - pomyślał z goryczą - za to, że się nim zająłem! Niespotykany łajdak!'1- Typowo kułacka psychologia - powiedział następnie Iwan, który najwidoczniej odczuwał nieprzepartą potrzebę natychmiastowego zdemaskowania Riuchina - ale stara się ucharakteryzować na proletariusza.Spójrzcie na jego obłudną fizys i porównajcie ją z jego nadętymi wierszydłami, He-he-he.Zajrzyjcie mu do środka, a zobaczycie, co on sobie myśli, i wtedy oko warn zbieleje! - tu Iwan zaśmiał się złowieszczo.Riuchin sapał ciężko, czerwony był jak burak i my.siał tylko o jednym - że oto wyhodował żmiję na własnym łonie, zajął się serdecznie człowiekiem^ który zdemaskował się jako podstępny wróg.A co naj gorsze, Riuchin był teraz całkowicie bezradny - nie będzie-się przecież wykłócał z wariatem!Lekarz uważnie wysłuchał oskarżeń Bezdomnego, a potem zapytał:- A dlaczego właściwie przywieziono pana do nas?- Cholera ich tam wie, idiotów! Złapali, związali jakimiś szmatami i przywieźli ciężarówką!- A czy mógłby mi pan wyjaśnić, dlaczego przyszedł pan do restauracji w samej bieliźnie?- Nie ma w tym nic dziwnego - odpowiedział Iwan - poszedłem się wykąpać nad Moskwę, no i gwizdnęli mi ubranie, a zostawili te szmaty! Nie mogłem przecież iść goły przez miasto! Ubrałem się w to, co było akurat pod ręką, bo bardzo się śpieszyłem do Gribojedowa.Lekarz pytająco spojrzał na Riuchina, który ponuro powiedział: - - Tak się nazywa nasza restauracja.- Aha - powiedział lekarz - a dlaczego pan się tak śpieszył? Był pan z kimś umówiony?- Łapię konsultanta - odpowiedział Iwan i niespokojnie rozejrzał się dookoła.- Jakiego konsultanta?- Berlioza pan zna? - zapytał Iwan znacząco.- Tego.kompozytora? Iwan zaniepokoił się.- Jakiego znowu kompozytora? Ach, tego.Ależ skąd! Ten kompozytor nosi to samo nazwisko, co Mi-sza Berlioz.Riuchin nie miał najmniejszej ochoty zabierać głosu, ale musiał wyjaśnić.- Sekretarza Massolitu, Berlioza, dzisiaj wieczorem na Patriarszych Prudach przejechał tramwaj.- Nie gadaj, jak nie wiesz! - rozgniewał się na Riuchina Iwan.- Ja byłem przy tym, nie ty! On na niego specjalnie ten tramwaj napuścił.- Pchnął go na szyny?- Kto tu mówi o pchaniu? - krzyknął rozwścieczony na powszechna tępotę Iwan.- Taki to nie musinikogo nigdzie wpychać! On takie numery potrafi odstawiać, że bywaj zdrów! Z góry wiedział, że Berlioz wpadnie pod tramwaj!- A kto jeszcze widział tego konsultanta?- W tym cała bieda, że tylko ja i Berlioz.- Tak.A co pan zrobił, aby schwytać tego mordercę? - w tym momencie lekarz odwrócił się i spojrzał na siedzącą przy stoliku pod ściana kobietę w białym fartuchu.Kobieta wyjęła arkusz papieru i zaczęła wypełniać kolejne rubryki.- Co zrobiłem? Zabrałem z kuchni świeczkę.- Tę? - zapytał lekarz wskazując połamaną świeczkę, która razem ze świętym obrazkiem leżała na stole przed biało ubraną kobietą.- Tak, tę, i.- A święty obrazek po co?- Ach tak, obrazek.- Iwan zaczerwienił się.-· Ten obrazek najbardziej ich wystraszył - znowu pokazał palcem na Riuchina - ale chodzi o to, że ten konsultant, że on.cóż, spójrzmy prawdzie w oczy.zadał się z nieczystą siłą.i tak zwyczajnie to się go nie da złapać.Pielęgniarze nie wiadomo dlaczego przybrali postawę zasadniczą i nie spuszczali oczu z Iwana.- Otóż to! - mówił dalej Iwan - nieczysta siła! To niezaprzeczalny fakt.Osobiście rozmawiał z Pon-cjuszem Piłatem.Nie ma co tak się na mnie gapić, prawdę mówię! Widział wszystko - i taras, i palmy.Jednym słowem, był wtedy u Poncjusza Piłata, mogę za to zaręczyć.- No, no, no.- No, to przyczepiłem obrazek do koszuli i pobiegłem.I wtedy właśnie zegar uderzył dwa razy.- Oho-ho! - zawołał Iwan i wstał z kanapy.- Już druga, a ja tu z wami tylko niepotrzebnie czas tracę! Gdzie tu jest telefon?- Przepuśćcie go do telefonu - polecił lekarz sanitariuszom.Iwan złapał za słuchawkę, a tymczasem kobieta cicho zapytała Riuchina:- Czy on jest żonaty?- Kawaler - ze strachem odpowiedział Riuchiji.- Należy do Związku Zawodowego?- Tak.- Milicja? - wrzasnął Iwan do słuchawki.- Milicja? Towarzyszu dyżurny, natychmiast każcie wysłać pięć motocykli uzbrojonych w karabiny maszynowe w celu ujęcia zagranicznego konsultanta.Co? Przyjedźcie po mnie, pojadę razem z wami.Mówi poeta Bezdomny z domu wariatów.Jaki jest wasz adres? - zapytał szeptem Bezdomny doktora, i znowu krzyknął do słuchawki: - Słyszycie mnie? Halo!.To skandal! - zawył nagle Iwan i rzucił słuchawką o ścianę.Następnie odwrócił się do lekarza, podał mu rękę, sucho oświadczył ,,do widzenia" i skierował się do wyjścia.- Na litość, dokąd pan chce iść? - powiedział lekarz wpatrując się w oczy Iwana.- Późną nocą, w samej bieliźnie.Pan się przecież źle czuje, niech pan zostanie u nas.- Przepuścić - powiedział Iwan do pielęgniarzy, którzy zagrodzili mu dostęp do drzwi.- Puszeza-cie czy nie! - zawołał strasznym głosem.Riuchin zadrżał, a kobieta przycisnęła zainstalowany w stoliku guziczek.Na szklanym blacie pojawiło się lśniące pudełko i ampułka.- Ach, tak?! - tocząc dookoła dzikim, zaszczutym wzrokiem powiedział Iwan.- No to poczekajcie.Żegnam!! - głową naprzód rzucił się w zasłonięte okno.Łupnęło dość mocno, ale szkło za zasłoną nawet się nie zarysowało i po sekundzie poeta miotał się w rękach pielęgniarzy.Charczał, próbował gryźć i krzyczał:- Ach, więc takie szyby założyliście tutaj! Puszczaj! Puszcza j L.W dłoni lekarza błysnęła strzykawka, kobieta jednym ruchem rozdarła rękaw koszuli i z niekobiecą siłą unieruchomiła rękę Iwana.Zapachniało eterem, Iwan osłabł w rękach czworga ludzi, a zręczny lekarz wykorzystał ten moment i wbił mu igłę w ramię.Poetę potrzymano jeszcze przez kilka sekund, a potem posadzono na kanapie.- Bandyci! - wrzasnął Iwan i zerwał się z kanapy, ale natychmiast został na niej umieszczony z powrotem.Poderwał się znowu, ale zaraz usiadł, już z własnej woli.Przez chwilę milczał, patrząc dziko, potem nagle ziewnął, potem uśmiechnął się nienawistnie.- A jednak mnie przymknęli - powiedział, po czym jeszcze raz ziewnął, niespodziewanie wyciągnął się, położył głowę na poduszce, policzek po dziecinnemu oparł na dłoni i zamruczał sennym głosem, już bez złości: - No i dobrze.jeszcze za to zapłacicie [ Pobierz całość w formacie PDF ]