[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Teng-Kampp — oznajmił lakonicznie Zhenak-Teng, dotykając przycisku na pulpicie kontrolnym.Znów pojawiło się rozcięcie w boku kuli.Zeszli na dno komory, dźwigając ciało Mygana; pochyliwszy głowy minęli łukowato sklepione przejście i znaleźli się w drugiej komorze.Minęli ich ludzie ubrani podobnie do Zhenak-Tenga, spieszący prawdopodobnie, by zająć się kulistym pojazdem.— Tędy — rzucił wysoki mężczyzna, wprowadzając ich do sześciennego pokoiku, który zaczai powoli wirować.Hawkmoon i d'Averc przywarli do ścian pomieszczenia, odczuwając zawroty głowy, lecz po chwili wszystko dobiegło końca i Zhenak-Teng powiódł ich do wyściełanego grubymi dywanami pokoju, zapełnionego prostymi i wygodnymi meblami.— To moje apartamenty — powiedział.— Wezwę teraz medyków, członków mojej rodziny, którzy być może zdołają pomóc waszemu przyjacielowi.Wybaczcie — rzekł i zniknął w następnym pokoju.W chwilę później wrócił uśmiechnięty.— Moi bracia wkrótce tu przybędą.— Mam nadzieję — mruknął skrzywiony d'Averc.— Nigdy nie byłem specjalnie zachwycony towarzystwem trupów.— To nie potrwa długo.Chodźcie, zaprowadzę was do innego pomieszczenia, gdzie będziecie mogli wypocząć.Zostawili ciało Mygana i przeszli do pokoju, gdzie obok ułożonych w sterty poduch, tace pełne jedzenia i napojów zdawały się unosić w powietrzu, nie mając żadnego oparcia.Idąc za przykładem Zhenak-Tenga usadowili się na miękkich poduszkach i zaczęli pożywiać.Jedzenie okazałosię wyśmienite, a że byli wygłodniali, pochłaniali je w olbrzymich ilościach.Po pewnym czasie do pokoju wkroczyło dwóch mężczyzn z wyglądu podobnych do ich gospodarza.— Już za późno — odezwał się jeden z nich.— Przykro mi, bracie, ale nie możemy ożywić tego starca.Odniósł poważne rany i minęło zbyt wiele czasu.Zhenak-Teng omiótł d'Averca i Hawkmoona pełnym współczucia spojrzeniem.— Obawiam się, że straciliście przyjaciela na zawsze.— W takim razie może wyprawicie mu godziwy pochówek — rzekł Francuz z wyraźną ulgą.— Oczywiście.Uczynimy wszystko, co niezbędne.Dwaj mężczyźni wyszli i wrócili mniej więcej po półgodzinie, kiedy Hawkmoon i d'Averc kończyli posiłek.Pierwszy z nich przedstawił się jako Bralan-Teng, drugi miał na imię Polad-Teng.Obaj byli braćmi Zhenak-Tenga i praktykującymi medykami.Obejrzeli rany dwóch przyjaciół i opatrzyli je.— A teraz musicie opowiedzieć mi, w jaki sposób znaleźliście się w Krainie Kamppów — powiedział Zhenak-Teng.— Z powodu Charek rzadko zjawia się tu ktoś obcy.Spragnieni jesteśmy wiadomości z innych części świata.— Nie jestem pewien, czy będziemy umieli w sposób zrozumiały odpowiedzieć na pierwsze pytanie — rzekł Hawkmoon.— Nie wiem także, czy zadowolą cię nowiny z naszego świata.— Wyjaśnił następnie, najlepiej jak potrafił, w jaki sposób przybyli tutaj i gdzie znajdował się ich ojczysty świat.Zhenak-Teng słuchał z napiętą uwagą.— Tak, miałeś rację — stwierdził w końcu.— Niewiele zrozumiałem z twojej opowieści.Nigdy nie słyszałem o jakiejś „Europie" czy też „Granbretanie", a urządzenia, które opisałeś, nie są znane naszej nauce.Wierzę ci jednak.Jakże inaczej moglibyście się tak niespodziewanie pojawić w Krainie Kamppów?— Co to są kamppy? — zapytał d'Averc.— Powiedziałeś, że nie są to miasta.— Nie.Stanowią domy rodzinne ludzi z jednego klanu.W naszym przypadku podziemny dom należy do rodziny Tengów.Inne mieszkające w pobliżu rodziny to Ohnowie, Sekowie i Nengowie.Przed laty było więcej, znacznie więcej rodzin, ale Charki wytropiły je i zniszczyły.— Czymże są te Charki? — wtrącił Hawkmoon.— To nasi odwieczni wrogowie.Zostały stworzone przez tego, który niegdyś zamierzał wyniszczyć rodziny zamieszkujące równinę.Ostatecznie zniszczył sam siebie, przeprowadzając jakiś eksperyment zakończony eksplozją, ale jego stworzenia, Charki, nadal przemierzają równiny.Odznaczają się narkotycznymi skłonnościami do mordowania ludzi, z których wysysają całą energię życiową [ Pobierz całość w formacie PDF ]