RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbuje sobie przypomnieć, jak żyła, zanim Xtaxi wszystkiego jej nie odebrało.Nic z tego.Ciemność, ciemność.Boda spogląda na stojącą na toaletce butelkę Kopa.Może już pora? Obalmy ślicznotkę.Wie, że Kop, jeśli niewłaściwie się go zażyje, potrafi zabić.W twojej mapie ziała dziura, moja córko.Stałaś nad jej krawędzią.Columbus chciał ją zabić.Dlaczego? Dlatego że coś wiedziała? Co takiego, u diabła, mogła wiedzieć Boda? Ona niczego nie wie.Czy KrólTaksówek zabił również Kojota? Czy istniał tu jakiś związek? Tyle pytań.Odpowiedzi na nie znaleźć można tylko w jeden sposób: wracającdo mapy.Boda musi porozmawiać z dyspozytorem.Musi doprowadzićdo konfrontacji.Jak tego dokonać?Włącza radio, kreci gałką, dostraja się do pirackiej rozgłośni.Gumbo zwraca się bezpośrednio do niej.„Boadiceo, śliczna moja.Gumbo zanurkował w rejestry Xtaxi i natrafił w nich na anomalie.Zostały zmienione.Zostały spreparowane.Tak! Słuchajcie słuchacze.W czasie, kiedy zginął Kojot, Body nie było w okolicach Alexandra Park.Ktoś ją wrobił, a tym kimś mógł być tylko sam Columbus.Bo kto inny ma do tych rejestrów dostęp? Boda jest niewinna.Podejrzewać należy taksówki i być może policje, bo czyż te dwie instytucje nie są ze sobą powiązane wspólnotą interesów? Oferowałem pięć złotych piórek za wskazanie miejsca pobytu mordercy Kojota.Teraz oferuję ich sześć za wskazanie miejsca pobytu jego niewinnej kochanki.Stężenie pyłków wzrasta.Sięgnęło już tysiąca dwustu pięćdziesięciu siedmiu pyłków na metr sześcienny.Jesteś tam, Boda? Słuchasz? Przyjdź do mnie.Wiesz, że u Gumbo będziesz bezpieczna.Gliniarze i taryfiarze nigdy cię tu nie znajdą.By umilić ci drogę, puszczę teraz mój ulubiony kawałek.Oto on.»Hippy Gumbo« z roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego siódmego w wykonaniu niejakiego Marcusa Bolana, przedTyrannosaurusowo Rexowego.Niech jego poturbowana w wypadku samochodowym dusza spoczywa w kawałkach.”.Muzyka.Czas na podjęcie decyzji.Nikomu innemu nie można zaufać.Przed noclegownią na Fallowfield jest budka telefoniczna.Przyjmuje monety.Boda zbiera się przez kilka sekund na odwagę, po czym wsuwa w szczelinę automatu ostatnie pensy, jakie jej zostały.SOBOTA 6 MAJABelindo, nasze ścieżki coraz bardziej się do siebie zbliżają, coraz bliższa jest chwila, kiedy się skrzyżują.Mile za milami; fale psychodelicznego światła w zamglonej piwnicy.Fale muzyki.Przy dźwiękach „Strawberry Fields” spływających z systemu nagłaśniającego Boda staje się obiektem miłosnych zalotów.Wanita-Wanita, czarna funkzalotnica w obcisłych spodniach i z półmetrową afro na głowie, tańczy w rytm tej całej północnej funkowości.Obejmuje Bodę w talii, zabierają w podróż.Boda schodzi do ciemnej sali pełnej błyszczących piórek.Zwisają pękami z zawilgoconych ścian, mienią się kolorami.Po podłodze walają się moduły aparatury elektronicznej z pozrywanymi tylnymi ściankami, połączone każdy z każdym kablami.Wszystkie te kable splątują się w zawikłany miłosny węzeł.Część modułów zasilana jest ze starego samochodowego akumulatora, część z gniazdek sieciowych, resztę przyłączono do przewodu, który zwisa z podsufitowej oprawy oświetleniowej.W tym galimatiasie kabli siedzi sam Gumbo YaYa, łącząc jedna z drugą czerwone, białe i niebieskie żyły.Krzesząc iskry.Boda czuje w swoim Widmie pożar; w dym skapują impulsy wiedzy.Cztery elektryczne wentylatory biurowe rozprowadzają pod sufitem poprzeczne prądy powietrza, w których niczym fragmenty snów unoszą się różnobarwne piórka.Belindzie trochę nieswojo pośród tych fruwających piórek.Z tablicy rozdzielczej strzela płomień.Gumbo YaYa pluje ogniem.Muzyka Beatlesów jest tak głośna, że pomieszczenie zdaje się nią pulsować.Zewsząd błyskają światła dyskotekowej konstelacji.Po ścianach igrają fale przypadkowych obrazów wyświetlanych ze staroświeckiego projektora kinowego.Wanita-Wanita puszcza Bodę, nie znajdując w niej tańca, i teraz podryguje solo, jej porwane rytmem ciało wije się w całkowitym zapamiętaniu, Boda czuje się jak porzucony intruz.Poprzez purpurową mgiełkę dryfuje zapach Kopa.Nic tu nie wygląda realnie.Gumbo YaYa jest pomarszczonym czarodziejem w średnim wieku, na twarz opadają mu skołtunione strąki gęstych, przetłuszczonych blond włosów.Ma na sobie purpurowe błazeńskie szarawary i taką samą obszerną koszulę.Jak dotąd nie padło ani jedno słowo.Gumbo siedzi przypięty wysmarowanymi Yazem ustami do rurki osadzonej w szpuncie przeźroczystej beczki, w której bąbluje nektar Kop.Boda czuje, jak ta słodka ciecz zamienia się w jej Widmie w dym.Budzi się w niej pragnienie.kiedy więc Gumbo wyjmuje rurkę z ust i przekazuje ją Bodzie, ta nie waha się ani chwili.Pokój i miłość dla świata.- O kurczę, o kurczę.to ci.- Głos Gumbo jest bełkotliwy i oderwany.- To ci dopiero nektar.Pociągnij dwa razy i podaj dalej.To nielegalna mikstura, silnie działająca mieszanka błogości i zagrożenia, i umysł Body wędruje już labiryntem rozkoszy.Gumbo coś do niej mówi, ale muzyka i narkotyk sprawiają, że Boda nie za dobrze go słyszy.Pytał o jej przeszłość?Świat wiruje.Kolory i iskry zlewają się w eliksir miłości.Kop Nektar robi swoje.Boda nie wie już gdzie jest.Sala rozpływa się w światłach, duchocie i piórkach.- Nic o sobie nie wiem - ni to stwierdza, ni odpowiada.- Sama dla siebie jestem tajemnicą.Gumbo wykonuje dłońmi płynny gest w powietrzu i muzyka nieco przycicha.Teraz Boda go słyszy.- Ładniutką tajemnicą.nie da się ukryć.nie zostałaś oświecona, ya ya? - Głos Gumbo nie przepuszczony przez radiowe filtry drży i faluje od nadmiaru narkotyków, nadmiaru raju.- Nie wiem, co się stało - odpowiada Boda, oddając Gumbo rurkę.-Odłączyłam się z moją taksówką od systemu.Jestem teraz sama.Nie mam żadnych wspomnień.- Rany, to ci musiało być pranie mózgu.- Nie wiem nawet, jak się nazywam.Jak mam na imię.- Chodzi ci o przedtaryfiarską ksywkę? Superświetnie.Mogę ci ją zdradzić.- Możesz?- Jasna sprawa, supersionko.Chwila moment.Nagranie się kończy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl