[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oddalamy się coraz dalej od ludzi i coraz bardziej zbliżamy do Boga.Nikt nie zna dnia ani godziny.To grzech mówić: “Nie mogę jeszcze umrzeć".- Nie mogę jeszcze umrzeć, droga Salome - upierał się rabin.- Bóg Izraela dał mi słowo.“Nie umrzesz, Szymonie, dopóki nie ujrzysz Mesjasza" - tak powiedział.Naraz jego oczy rozszerzyły się ze strachu.Czy to możliwe, że już widział Mesjasza? Czy to możliwe, że był nim Jezus? Czy widzenie na Karmelu było znakiem od Boga? Jeśli tak, to nadszedł na niego czas! Oblał go zimny pot.Nie wiedział czy się radować, czy zacząć jęczeć.W jego duszy panowała radość: przyszedł Mesjasz! Ale jego słabowite ciało nie chciało umierać.Dysząc ciężko, wstał, powlókł się w stronę drzwi i usiadłszy w progu, w ciepłych promieniach słońca, pogrążył się w myślach.Jezus wrócił po zmierzchu, wyczerpany.Łowili z Jonaszem przez cały dzień.Łódź była pełna ryb i Jonasz nie posiadał się ze szczęścia.Otworzył nawet usta, żeby coś powiedzieć, ale zmienił zamiar i brnąc po kolana w masie trzepoczących ryb spojrzał na Jezusa i roześmiał się.Tego samego wieczoru, z okolicznych wiosek powrócili uczniowie.Przykucnęli wokół Jezusa i zaczęli opowiadać mu o wszystkim, co ujrzeli i uczynili.Siląc się na dar wymowy oznajmiali chłopom i rybakom, że nadchodzi dzień Pański.Ich słuchacze dalej jednak naprawiali w spokoju sieci albo kopali ziemię w ogrodach.Od czasu do czasu potrząsali głowami i mówili: “Ano zobaczymy.zobaczymy.", po czym zmieniali temat.Podczas tych opowieści niespodziewanie powrócili trzej apostołowie.Judasz, który siedział w milczeniu na uboczu, nie mógł powstrzymać się na ich widok od śmiechu.- Kto was tak urządził, apostołowie? - zawołał.- Biedaczyska, musieliście dostać niezłe lanie!W istocie, prawe oko Piotra było spuchnięte i łzawiło; Jan miał podrapane policzki, a Jakub utykał.- Rabbi - westchnął Piotr - słowo Boże niesie z sobą wiele kłopotów, naprawdę wiele.Roześmiali się wszyscy, tylko Jezus spojrzał na nich z powagą.- Dostaliśmy niezłe lanie - ciągnął Piotr, który chciał jak najszybciej zrzucić to, co mu leżało na sercu.- Z początku chcieliśmy się rozdzielić, ale ponieważ baliśmy się iść w pojedynkę, więc połączyliśmy się na nowo i zaczęliśmy głosić słowo Boże.Ja wchodziłem na głaz albo na jakieś drzewo pośrodku wioski i klaskałem w dłonie albo gwizdałem na palcach, żeby zwołać ludzi.Gdy w tłumie było wiele kobiet, przemawiał Jan.To dlatego ma podrapaną twarz.Gdy przeważali mężczyźni, przemawiał Jakub swoim niskim głosem, a kiedy ochrypł, ja ciągnąłem dalej.Co mówiliśmy? To samo, co ty mówisz.Ale obrzucali nas zgniłymi cytrynami i wygwizdywali, bo ponoć nieśliśmy im zagładę tego świata.Rzucali się na nas z pięściami i paznokciami - no i patrzcie tylko, jak nas urządzili!Judasz znów wybuchnął głośnym śmiechem, ale Jezus odwrócił się i jednym spojrzeniem zamknął mu zuchwałe usta.- Wiem, że wysyłam was jak baranki pomiędzy wilki - powiedział.- Będą was zniesławiać, kamienować i odsądzać od czci i wiary, bo wypowiadacie wojnę nieprawości; będą was lżyć, mówić, że chcecie obalić wiarę, rodzinę i ojczyznę, bo nasza wiara jest czystsza, nasz dom obszerniejszy, a naszą ojczyzną jest cały świat! Bądźcie gotowi na wszystko, przyjaciele.Pożegnajcie się z chlebem, uciechami i bezpieczeństwem.Ruszamy na wojnę!Nataniel odwrócił się i spojrzał zaniepokojony na Filipa, ale ten zrobił gest, jak gdyby chciał powiedzieć: “To nic, on tylko tak mówi, żeby nas wypróbować".Stary rabin był bardzo zmęczony.Położył się z powrotem do łóżka, ale umysł miał szeroko otwarty: widział i słyszał wszystko.Zdecydował się i przyniosło mu to ukojenie.W jego duszy rozległ się rozkazujący głos - jego własny?, Boga?, a może ich obu jednocześnie? - “Szymonie, gdziekolwiek on pójdzie, ty masz mu towarzyszyć!"Piotr chciał mówić dalej.Miał jeszcze więcej do opowiedzenia, ale Jezus wyciągnął rękę.- Dość! - powiedział.Wstał.Przed jego oczami wyrosła Jerozolima: dzika, przepełniona krwią i stojąca u kresu rozpaczy, graniczącej z nadzieją.Kafarnaum zniknęło razem ze swymi prostymi rybakami i chłopami.Jezioro Genezaret wsiąkło w jego serce.Dom Zebedeusza skurczył się - ściany przybliżyły się do siebie, prawie dotykając jego ciała.Poczuł, że się dusi.Podszedł do drzwi i otworzył je.Dlaczego zatrzymał się w tym miejscu, jadł i pił, pozwalał, aby rozpalano dla niego ogień i podawano mu jadło w południe i wieczorem? Marnował tylko swój czas.Czyż w ten sposób zamierzał zbawić świat? Czy nie powinien się wstydzić?Wyszedł na podwórze.Wiał ciepły wiatr, niosąc ze sobą zapach drzew wypuszczających liście.Gwiazdy były jak sznury pereł na szyi i ramionach nocy [ Pobierz całość w formacie PDF ]