RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotyczyć mogło to oczywiście tych chłopów, którzy uwierzyli artystom i sami nie czerpali korzyści z łapówkarstwa duchowieństwa.Doktorek wiedział, że wśród niepiśmiennych i przytłam - szonych przez ustrój wieśniaków dobry żart czy pogłoska rozchodzi się szybko jak świeże bułki.Gdyby udało się tym sposobem powszechnie ośmieszyć kompanów, wówczas istniała nadzieja, że podczas późniejszych walk w stolicy miejscowa ludność pozostanie raczej neutralna.Gdyby poparli Mathiasa, los grupy Stena i najemników byłby przesądzony.Udzielenie zaś pomocy Stenowi groziło w najlepszym razie wybuchem wojny domowej, a w konsekwencji degeneracją lokalnej kultury i zmarnowaniem życia przyszłym pokoleniom.Jeszcze w zamku Bhorów Doktorek spędził wiele godzin przed komputerem.Posługując się złożonym z dwudziestu ośmiu zasad kanonem śmieszności, zdołał zwalczyć własny brak poczucia humoru, wrodzoną samolubność i niechęć do humanoidów.Ostatecznie zaprezentował gronu pół setki dowcipów i jedną sztukę sceniczną.Dramat był czymś pośrednim między średniowiecznym misterium a wczesną komedią dell'arte.Zakładał również talent aktorów do improwizacji.Pierwszy problem wyłonił się przy obsadzaniu ról.Kompani dobrze znali Stena i Alexa, ci dwaj musieli zatem wyglądać inaczej zarówno na scenie, jak i na ulicy.Dobranie kostiumów nie przysporzyło większych trudności.Porucznik i sierżant przeistoczyli się w klaunów.Pod białym pudrem i kolorową szminką byli nie do poznania.Pufiaste stroje dopełniały dzieła.Jednak pozostawanie incognito w codziennym życiu nastręczało niejakich kłopotów.Z formacjach Mantisa hołdowano zasadzie, by stosować zawsze jak najoszczędniejszą charakteryzację, ledwie tyle, by odmienić osobę.Sten zgolił więc głowę i naniósł na policzek średniej wielkości krostę.Alex zapuścił godne morsa wąsiska i wystrzygł czuprynę w zgrabną tonsurę.Fabuła sztuki była bardzo prosta, wręcz idiotyczna.Bet grała wioskową sierotkę, na której cnotę czyha skorumpowany miejscowy dygnitarz.(W tej roli występował Alex.Przyprawiono mu długą brodę i skłoniono do pozbycia się szkockiego akcentu).Oficjel ów działał w spółce z mało pozytywnym księdzem, reprezentantem już dawno odżałowanego reżimu Theodomira.W postać kapłana wcieliła się przebrana za mężczyznę Idą.Jedynej obrony Bet mogła wypatrywać ze strony swego przystojnego kochanka, który jednak musiał opuścić wioskę, by wraz z Mathiasem i kompanami wyruszyć na krucjatę przeciwko złym Jannom.Wedle oficjalnie głoszonych poglądów, kompani samodzielnie wygrali tę wojnę, najemnicy zaś tylko siedzieli na tyłach, napastowali cnotliwe niewiasty i żłopali alkohol.Kochanek nie pojawiał się na scenie, ponieważ zaczynały już występować braki w obsadzie.Po około dwudziestu minutach wypełnionych niecnymi knowaniami plebana oraz namolnego wójta, zapłakana i zrozpaczona dziewczyna prosi w modlitwie samego Talameina o radę.Dochodzący zza sceny głos boga (znów Idą) sugeruje biedaczce, by uciekła do lasu.Tam rzucają się na nią głodne bestie, jednak z opresji ratuje nieszczęsną Bhor - żebrak, grany przez Otha.Gdy podczas pierwszej próby Otho poznał swą kwestię, ryknął głośno, że ani mu w głowie ćwierkać do panienki i gadać te bzdury o miłościwych wyrokach losu.Jeszcze głośniej się rozdarł, usłyszawszy, iż wedle scenariusza wszyscy Bhorowie kochają Talameina, i że on ma to jasno widzom uświadomić.Następnie żebrak prowadzi dziewczę do obozu.Tam Bet poznaje dwóch leśnych przygłupów (Sten i Alex jako klauni).W wyniku pomyłki Doktorka tygrysy drapieżne zmieniały się w tygrysy przyjazne.Publiczność nie przywiązywała jednak żadnej wagi do niekonsekwencji fabuły, zauroczona sztuczkami, które wyprawiały kociaki, byle tylko rozweselić samotną dziewczynę.Śmiała się ona, rzecz jasna, tylko w przerwach miedzy hymnami.A smętne pienia zanosiła niemal cały czas, gdy reszta mieszkańców obozu bezmyślnie włóczyła się po lesie.Pewnego dnia pojawił się zły wróżbita (znów Idą), przed którego napaścią ocalił dzieweczkę tajemniczy, mały i kudłaty stwór (Doktorek, chociaż protestował ile sił).Potem następowały kolejne hymny i modlitwy, aż znów odzywał się głos Talameina.Pierwszy Prorok oznajmiał, że niecny duet, wójt z plebanem, wyruszył już do lasu w towarzystwie prywatnej armii.Sten i Alex grali tym razem wieśniaków zwerbowanych do wojska.Żołdacy zabijają drwali (poza sceną, słychać tylko głuchy łoskot i brzęk hełmów), a dziewczyna popada w niewolę nikczemnego wójta.Wówczas jednak Talamein znów wtrąca się wokalnie, Mu - nin, Hugin i Otho ryczą do upojenia za kulisami, zjadają drabów (to tygrysy) i zwalniają wojaków do cywila.W olśniewającym finale nadchodzi wiadomość, że Mathias pobił Jan - nów.Niestety, kochanek Bet zginął na polu chwały, robiąc coś tak bohaterskiego, aż trudno to opisać słowami! Wszelako wiara triumfuje.Przy akompaniamencie modlitw dziękczynnych pojawiają się w ukłonach obaj klauni, tygrysy tańczą, ogólna euforia i odrodzenie moralne.Oklaski.Kurtyna (spada).Potem Alex wraz ze Stenem ruszają miedzy widzów.Prezentują różne sztuczki i w ogóle błaznują, ile wlezie, głównie ku uciesze dzieciaków.Bet bawi się z tygrysami, Ida przepowiada przyszłość, Doktorek poszczekuje.To samo przedstawienie powtarzali w każdej wiosce, niezależnie od tego, czy na widowni zasiadali prości rybacy (jak podczas premiery), czy wioskowe duchowieństwo (jak zdarzało się później).Wszędzie odnosili oszałamiający sukces, czemu nie należało się dziwić, gdyż dotychczas powszechnie dostępną “rozrywką" było wyłącznie oglądanie kronik Talameina, wysłuchiwanie nabożeństw i co wieczór zalewanie robaka winem z rzepy.W ten sposób wędrowna trupa z wolna zbliżała się do stolicy Sanctusa.- Do bram miasta zostały nam już tylko dwa kilometry - oznajmiła Ida z wnętrza wozu.Sten przytaknął i ze stosownym szacunkiem spojrzał na mijający ich w ślizgaczu grawitacyjnym oddział kompanów.Powściągnął wodze, woły zwolniły.- Właśnie - mruknął Alex.- Leziemy prosto w paszczę lwa.- Lwa się boi, przecież to też kot - mruknęła siedząca z tyłu Bet.Alex i Sten tkwili na koźle.- Cichaj, dzieweczko - syknął Szkot.- Obawiam się, że cały plan spali na panewce i nie przysłuży się sprawie Kilgourów.Już po nas.- Pewnie masz rację - odparł Sten.- Jesteśmy zgubieni.I pomyśleć, że umrzemy, nie znając nawet zakończenia historii o rudzielcu zwanym Rory.- A, Red Rory! - Alex aż pojaśniał.- Czemu nie.Gdy mówiłem o nim ostatnio, stawił czoło całej kompanii, aż wszystkie łby kolejno stoczyły się ze wzgórza, prawda?Porucznik przytaknął, znużony.Cokolwiek, byle tylko podnieść załogę na duchu.- No właśnie.Głowy turlu, turlu, turlu, turlają się w dolinkę, a zdumiony generał popada w rozterkę, widząc kompanię w stanie niekompletnym.Ale zanim zdążył obmyślić jakieś posunięcie, gigant znów krzyczy: “Jestem Red Rory z Doliny! Przyślij mi tu regiment!" Generała mało szlag nie trafił, ale woła adiutanta.Każe mu wysłać na górę regiment dzielnych wojów i powtarza, nieco podniesionym głosem, że chce mieć głowę tego zuchwalca.Pułk truchta posłusznie po zboczu, po czym rozlega się wrzask nieziemski.Przez całe popołudnie słychać piski, skrzeczenia, wycia, a generał tylko wpatruje się.gdzie tuman kurzu, i czeka niecierpliwie, aż bitwa dobiegnie końca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl