[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sander usłyszał dobiegające od strony Rhina skomlenie i spojrzał w jego kierunku.Zwierzę, które widywał nieraz nadzorujące całe stado byków i utrzymujące te potężne bestie w ryzach, dopóki nie spętali ich jeźdźcy Wspólnoty, pełzało teraz po podłodze, jakby je ktoś zbił.Na ten widok Sander wybuchnął gniewem.— Co zrobiłeś Rhinowi?Obcy wykrzywił twarz w uśmiechu:— Zwierzę dostało nauczkę.Jestem Maxim i żadna bestia nie będzie na mnie szczerzyć zębów.Miej się na baczności, chłopcze.Miej się na baczności.Mam — wykonał gest ogarniający być może więcej niż pomieszczenie, w którym się znajdowali — na swe rozkazy takie moce, o jakich wy, biedni barbarzyńcy na zewnątrz, nie macie nawet pojęcia.Jestem Maxim, z rodu Wybranych.To byli ci, którzy przewidzieli, którzy przygotowali… My, my sami ocaliliśmy wszystko, co było znane człowiekowi! My sami!Jego głos przybrał wysokie tony, z nutą, która wywołała kolejny wybuch skowytu Rhina i zaniepokoiła Sandera.Kawał pomyślał, że ten pokręcony mężczyzna przekroczył już granicę pomiędzy normalnością a szaleństwem.— Tak, tak! — kontynuował tamten.— My zabezpieczyliśmy, przechowaliśmy, przetrwaliśmy, my jesteśmy jedyną inteligencją, jedyną cywilizacją, jaka pozostała.Przyjrzyj mi się dobrze, barbarzyńco.Ja jestem Maxim! Tutaj — popukał kościstym palcem w czoło — jest więcej wiedzy, niż mógłbyś zdobyć w swoich dwóch ograniczonych czasowo życiach.Zamyślasz to ukraść? Nie ma na to sposobu.To jest zamknięte tutaj — znów palec puknął w czoło.— Twój rodzaj jest tak ograniczony, że nie rozumiesz nawet, czego ci brak.Wy nie jesteście ludźmi, tak jak Poprzedni Ludzie…!Jego paplanie stawało się coraz bardziej piskliwe.Sanderowi wystarczyło spojrzenie na Rhina, by uświadomić sobie, że ten szaleniec dysponuje potężną bronią i nie wątpił, że jest gotów zwrócić ją przeciwko wszystkim i wszystkiemu, co napotka na swej drodze.Co stało się z Fanyi i wężaczami? Sander był pewien, że to jest magazyn, którego szukała.Lecz czy natknęła się na tego Maxima i zapłaciła za to? I tak jak wcześniej obudził w nim gniew widok Rhina, zastraszonego szyderstwem tego człowieka z krwi i kości, tak teraz ten gniew spotęgował widziany oczyma duszy obraz Fanyi ponoszącej być może śmierć z jego rąk.— Czego chcesz? — spytał teraz Maxim.— O co przyszedłeś zapytać Maxima? O sposoby zabijania? Mogę ci pokazać takie, że twój mózg roztopi się ze zgrozy.Znamy je, o tak, znamy je wszystkie! Istnieją choroby, które można posiać pomiędzy niczego nieświadomymi, tak że padają jak zatrute insekty.Możemy utrzymać przy życiu ludzkie ciało, by nam służyło, lecz zniszczyć jego wolę, a nawet myślący umysł.Przez naciśnięcie jednego guzika możemy zdmuchnąć miasto z powierzchni ziemi.Jesteśmy mistrzami.To miejsce zaprojektowaliśmy sasfa, gdyż wiedzieliśmy, że coś musi ocaleć, że nasza cywilizacja musi żyć.I została zachowana, a my przeżyliśmy…Jego głos zawisł w powietrzu, ożywienie znikło z niezdrowej twarzy.Przez chwilę wyglądał na zagubionego i oklapłego, jakby sam był ofiarą jednej z niszczących umysł broni, które z takim upodobaniem wyliczył.— Żyjemy — powtórzył.— Żyjemy dłużej, niż jakikolwiek człowiek przedtem.A po nas żyją nasze dzieci… Jak myślisz, barbarzyńco, ile mam lat?Sander bał się zgadywać, gdyż niewłaściwa odpowiedź mogła pobudzić złą wolę tej obłąkanej istoty.— Każdy człowiek — dobierał starannie słowa — ma własną normę długości życia.Nie potrafię powiedzieć, jaka jest twoja.— Oczywiście, że nie! — Głowa starca zatrzęsła się chybotliwie.— Jestem jednym z dzieci.Żyję blisko dwieście takich lat, w jakich ludzie zwykli niegdyś liczyć wiek.Sander uznał, że mogło tak być istotnie.Ilu jeszcze takich spadkobierców tego, co (jeśli poprawnie dosłyszał wymienione okropności) zdawało się najgorszym dziedzictwem Poprzednich Ludzi, nadal istniało na świecie?— Prawie dwieście lat — powtórzył Maxim.— Widzisz, byłem mądry.Wiedziałem, że lepiej zostać tu niż ryzykować życiem, wychodząc do świata umarłych i mieszając się z barbarzyńcami.Mówiłem im, że źle robią.Tak, powiedziałem Langowi, co się stanie — roześmiał się.— I miałem rację.Czy wiesz, barbarzyńco, jak umarł Lang? Z powodu bólu w brzuchu! Od dolegliwości, którą można było uleczyć drobną operacją.Ona mi to powiedziała.Ona, która twierdzi, że jest córką Langa.Oczywiście skłamała.Nikt z nas nie połączyłby się węzłem małżeńskim z dzikuską.Skłamała, ale nie mogłem jej ukarać za kłamstwa, ponieważ miała transmiter Langa.— Byliśmy od samego początku tak zaprogramowani — ciągnął — żeby nie było między nami kłótni.Było nas wtedy tak niewielu i mogło się zdarzyć, że zostalibyśmy zamurowani tutaj, w tym kompleksie, na pokolenia.Tak więc nie mogło być kłótni ani nieporozumień.Wszyscy mieliśmy transmitery dla własnej ochrony.Widzisz, barbarzyńco, jak wszystko było zaplanowane? Nie było problemu, do rozwiązania którego nie mielibyśmy odpowiednich środków.Byliśmy wyposażeni na każdą ewentualność… I dzieci.Podobnie jak Lang, miały transmitery od urodzenia.Wszystko było tak starannie przemyślane.Wielki Mózg w zaplombowanej komnacie… on wiedział wszystko.On wie wszystko.Przez jakiś czas nie łączył się z nami.Oczywiście nie ma takiej potrzeby.Ja, Maxim, wiem wszystko, co konieczne.— Ta dziewczyna, która powiedziała ci o śmierci Langa… — Sander nie miał wątpliwości, że dotyczyło to Fanyi — gdzie ona jest teraz?Maxim roześmiał się chrapliwie.— Ona mnie okłamała, wiesz? Nikomu nie wolno okłamywać Maxima.Jeśli zechcę, mogę czytać w ludzkich myślach.Widzę twoje myśli, barbarzyńco! Kiedy przyszła, wiedziałem, że będą jeszcze inni.Użyłem… — przerwał znowu i popatrzył na Sandera ostrzegawczo.— Sprowadziłem cię tutaj, barbarzyńco.To było zabawne, bardzo zabawne.Musiałeś przejść przez stare sale sprawdzianów i bardzo ciekawie było obserwować, jak torujesz sobie przez nie drogę, rozwikłując ich tajemnice.Ona nie musiała tego robić, miała transmiter Langa.Lecz ty wykazałeś pewien spryt, nie ludzki, ale zabawny, wiesz? Musiałem mieć cię tutaj.Reszta twojego rodzaju… oni łakną moich skarbów… lecz jestem w stanie ich powstrzymać.Ponieważ ty pokonałeś ustawione przeze mnie przeszkody, wiedziałem, że muszę cię pilnować całą drogę, żeby być bezpiecznym.— Jestem tu — zauważył Sander [ Pobierz całość w formacie PDF ]